Malutki Oskar od kilku dni cierpiał na silną biegunkę. Matka, bojąc się, że dziecko szybko się odwadnia, pobiegła do szpitala. Lekarka na izbie przyjęć uspokoiła kobietę i przepisała dziecku lek na rozwolnienie.
- Od razu kupiłam lekarstwo. Oskarkowi jednak nie pomogło - mówi roztrzęsiona matka.
Dziecko cierpiało, a biegunka nie ustawała. Przerażona kobieta, mimo że była godz. 1 w nocy, pojechała do szpitala jeszcze raz.
- Poprosiłam, żeby podali mojemu synkowi jakiś zastrzyk lub kroplówkę, bo jest bardzo odwodniony - mówi Danyliszyn. - Lekarz wzruszył ramionami i powiedział, że nie ma zastrzyków na rozwolnienie, a skoro mam przepisany lek, to powinnam go stosować i czekać na poprawę.
Zdruzgotana matka wróciła z dzieckiem do domu. Około godz. 3 nad ranem Oskarek przestał płakać. Kobieta położyła się na chwilę spać. Kiedy wstała po szóstej, chłopiec był cały siny i nie oddychał. Nie żył...
- Gdyby lekarz nie odprawił mnie z kwitkiem, moje maleństwo byłoby tu ze mną - zalewa się łzami kobieta.
Władze szpitala nie czują się winne. - Do śmierci doszło poza szpitalem, dlatego nie prowadzimy w tej sprawie żadnego postępowania wyjaśniającego - mówi sucho dyrektor Andrzej Dronsejko (46 l.).
Sprawą zajęła się za to prokuratura. - Wyjaśniamy okoliczności śmierci chłopca. Sprawdzamy, czy nie doszło do zaniedbania obowiązków - przyznaje Małgorzata Klaus (38 l.) z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Aneta Danyliszyn liczy na sprawiedliwość. I wierzy, że żadna inna matka nie będzie musiała płakać z powodu straty dziecka, którego nie chciała przyjąć do szpitala lekarka z Oławy.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Fałszerze zalali rynek lewymi 50-tkami! Jak je rozpoznać?