ŚwiatCzy solidarność UE wobec Rosji to fikcja?

Czy solidarność UE wobec Rosji to fikcja?

Czy solidarność UE wobec Rosji to fikcja?
Źródło zdjęć: © AFP | PHILIPPE WOJAZER
Oskar Górzyński

03.03.2015 17:10, aktual.: 03.03.2015 17:45

Dyplomatyczne kontrowersje wokół pogrzebu Borysa Niemcowa - wpuszczenie do Rosji niektórych polityków i niewpuszczenie innych przy jednoczesnym braku zdecydowanej reakcji UE - po raz kolejny rodzą pytania o europejską solidarność w obliczu rosyjskiej gry na podział Europy.

W kluczu, według którego Rosja odmówiła europejskim politykom wjazdu na swoje terytorium przy okazji pogrzebu Borysa Niemcowa, trudno znaleźć przejrzystą logikę. Moskwa nie zgodziła się na przyjazd marszałka senatu Bogdana Borusewicza, tłumacząc to retorsją za sankcje nałożone na odpowiedniczkę Walentynę Matwijenko. Ale nie wpuściła też dyrektora PISM Marcina Zaborowskiego, a jednocześnie pozwoliła na przybycie wiceministra MSZ i doradcy prezydenta RP. Jeszcze gorzej niż Borusewicz została potraktowana europosłanka i była minister spraw zagranicznych Łotwy Sandra Kalniete. Kalniete została zatrzymana na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Powodu niewpuszczenia jej na terytorium Rosji nie podano. Z drugiej strony, do Moskwy dotarły delegacje Francji i Niemiec, pojedynczy europosłowie z krajów zachodnich, a nawet minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevicius, który był w Moskwie najwyższym rangą przedstawicielem władz państwowych. Zdaniem Pawła Kowala, cel takich zabiegów jest jeden: to gra na
podziały.

- Logika jest prosta: dać prztyczka w nos tym z Europy Środkowej i krajów Bałtyckich, pokazać im że nie są w pełni wartościowymi partnerami, a uszanować tych z Zachodu.Tak naprawdę nie powinniśmy dziś zadawać pytania Rosjanom, bo tu wszystko jest jasne, lecz naszych sojuszników - powiedział w rozmowie z WP.

Sojusznicy odpowiedzieli. "Arbitralną decyzję" Kremla potępiła najpierw rzecznik unijnej dyplomacji, a potem przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schultz. Stało się to jednak długo po fakcie i dotyczyło jedynie zatrzymanych na granicy europosłów.

- Nie miałbym pretensji, gdyby to był pierwszy pokaz braku solidarności. Ale to samo widzimy niemal na każdym polu europejskiej polityki wobec Rosji. Tym bardziej, że Rosja testuje jedność Unii codziennie od rana do wieczora - mówi polityk.

Katalog wyłomów w jednolitym stanowisku Unii Europejskiej wobec Rosji rzeczywiście brzmi zastanawiająco.

Jeden z mocniejszych sygnałów w tym kierunku wysłała w styczniu tego roku Francja, która wynegocjowała z Rosją jednostronne zniesienie embarga na swoją wieprzowinę. W ślad Paryża chciały pójść inne państwa i już kilka dni później okazało się, że Komisja Europejska zgodziła się na to, by Rosja dowolnie decydowała o tym, którym państwom przywrócić możliwość towarów rolnych. Dopiero po interwencji Polski i innych państw, Bruksela po cichu wycofała się z tego pomysłu.

Podobnie sytuacja wygląda na jeszcze ważniejszym obszarze handlu bronią. Bo choć Francja nie zdecydowała się na przekazanie Rosji zamówionych śmigłowcowców Mistral, a podobną umowy zawiesiły Wielka Brytania, to nie powstrzymało to innych państw przed robieniem interesów na sprzedaży uzbrojenia do Rosji. Jak podała w poniedziałek "Rzeczpospolita", embargo na eksport uzbrojenia obchodzili Czesi, sprzedając do Rosji najnowocześniejsze karabiny zachodniej produkcji. To jednak nie jednostkowy przypadek: w zeszłym tygodniu Komisja Europejska zezwoliła na inwestycje niemieckiego Daimlera w rosyjski Kamaz - producenta ciężarówek, ale też i wozów opancerzonych używanych przez rosyjską armię. W zeszłym tygodniu zaś Moskwę odwiedził prezydent Cypru i podpisał tam umowę dotyczącą współpracy wojskowej między krajami.

Do tego bilansu dochodzą państwa, które otwarcie sprzeciwiają się przyjętej przez Unię polityce wobec Rosji. Najdobitniej swój sprzeciw okazał Viktor Orban, który złamał zasadę izolowania Putina i zaprosił go do Budapesztu. Tam podpisał z Rosją nową umowę gazową, po czym w przeddzień wizyty w Warszawie zgłosił swój sprzeciw wobec projektu unii energetycznej, mającej zmniejszyć zależność Europy od rosyjskich surowców.

Sukces czy fiasko

Czy europejską solidarność można zatem uznać za martwą? Zdaniem Josefa Janninga, szefa berlińskiego Europejskiego Centrum Spraw Zagranicznych, niekoniecznie.

- Wręcz przeciwnie, uważam, że biorąc pod uwagę różnice między 28 państwami UE, Unia okazała się niezwykle zjednoczona - twierdzi ekspert. - Owszem, słyszymy sprzeciw i widzimy próby ze strony państw takich jak Węgry, Grecja, Włochy czy Bułgaria ale kiedy przychodzi co do czego, to wszystkie te państwa głosują zgodnie z resztą. To duży postęp w stosunku do tego, co widzieliśmy wcześniej, jeśli chodzi o wspólną politykę zagraniczną - dodaje.

Czym więc wytłumaczyć tę zgodę mimo ogłaszanego publicznie sprzeciwu? Według Janninga próbują wykorzystywać wagę problemu, by osiągać gdzie indziej - Te państwa wiedzą, że Niemcom czy Polsce bardzo zależy na utrzymaniu jedności UE w tym względzie, więc mogą mieć nadzieję, że przez zaakceptowanie ich stanowiska uzyskają ustępstwa w innych obszarach. Wykorzystują też to, że najbardziej zdeterminowane w kwestii rosyjskiej państwa bardzo jasno określają swoją pozycję. To otwiera dla państw z marginesu UE, takich jak Węgry, okazję do przełożenia tego na swoje partykularne interesy. To oportunistyczna polityka - mówi analityk.

Jednak nawet jeśli protesty przeciw rosyjskiej polityce Unii są jedynie taktyczną grą mniejszych państw Unii, to i tak mogą stanowić poważny cios podważający skuteczność europejskiej polityki wobec Rosji.

- Sens unijnych sankcji polega też na tym, że mają odstraszać. Tymczasem już dwa miesiące po ich wprowadzeniu nasi sojusznicy z południa i zachodu Europy mówili o tym, że nie należy ich przedłużać. To wysyła jasny sygnał, że sankcje to tylko chwilowy instrument i tym samym te sankcje przestają działać - tłumaczy Kowal.

Zdaniem polityka, Polska ma prawo w tej sytuacji domagać się lojalnej postawy Europy, bo sama od lat lojalnie stosuje się do ustalonych zasad. Jeśli zaś państwa UE nadal będą wyłamywać się spod wspólnej polityki i patrzyć na swój krótkoterminowy interes, to Polska będzie zmuszona pójść w te same ślady.

- Tylko że dla nas polityka "każdy robi, co chce" nie jest dobra. Nasz interes polega na tym, by spinać Unię. Warto o to jeszcze powalczyć - mówi Kowal.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska

Zobacz również: Schetyna: UE podtrzyma politykę wobec Rosji

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także