Żyją z rolnictwa. W polu pracują nawet trzylatki. "Praca jest najważniejsza"

10-latki prowadzą ciągniki, ośmiolatki doją krowy. Często pracują od świtu do zmierzchu, ale nie narzekają. Po prostu nie znają innego życia. - Koledzy nie chodzą do szkoły, opuszczają lekcje, bo jest robota. Praca jest najważniejsza - mówi Wirtualnej Polsce 12-letni Hubert.

Żniwa w Jaśliskach
Żniwa w Jaśliskach
Źródło zdjęć: © WP

11.08.2024 12:13

Początek sierpnia w Posadzie Jaśliska. Gęste powietrze podbija zapach świeżo skoszonego zboża. Żniwa przyszły w tym roku prawie miesiąc szybciej. Dla miejscowych to dobra wiadomość, wykopki zaczną się dopiero za dwa tygodnie. Dla dzieci oznacza to, że tym roku mogą mieć dwa tygodnie wakacji, to więcej niż w poprzednich latach. Rok temu w gospodarstwie nie było nawet dnia przerwy.

Zdarzały się też takie lata, w których deszcze wstrzymywały prace na tygodnie. Wtedy dzieci do szkoły szły później. Nikt nie miał szczególnych pretensji. Tu praca zawsze jest najważniejsza. Nikt nie miał pretensji również wtedy, gdy 11- i 12-latki dostawały na wzmocnienie domowy bimber.

Michał przed szkołą pomagał mamie z krowami i kurami. W duży mróz już do śniadania mama do herbaty dolewała mu alkoholu.

- Taka ilość nic ci nie zrobi, a cieplej będzie - mówiła. Po kilku latach Michał nie wyobrażał już sobie zacząć inaczej dnia. Tak samo jak jego matka. Dziś siedzi pod miejscowym sklepem z butelką w ręce. Jedynym na trzy wsie. Zna tutaj każdego.

- Tak się mobilizowało dzieciaki, żeby im się chciało robić. Nie byłem jedyny. Dziś młodym jest lżej, jak na przykład tutaj - mówi i wskazuje na gospodarstwo w Daliowej.

Z rodzicami mieszkają tu Ania i Kamil. Zaczynają dzień koło 6 rano, po śniadaniu idą do stodoły. Mielenie kukurydzy, karmienie kur, dojenie krowy. Dziś trzeba też ubić masło. Do agroturystyki kilka domów dalej przyjechali Ślązacy i chcą wziąć na wyjazd swojskie masło i mleko. Ośmioletnia Ania doi krowę z taką wprawą, że zajmuje jej to kilkanaście minut. Jedną ręką sprawdza wiadomość od koleżanki na Snapie, a drugą przelewa mleko do szklanej butelki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Do stodoły powolnym krokiem wchodzi Kamil. 10-latek rzuca krótkie przywitanie i wskakuje na traktor. Reguluje fotel i wyjeżdża w pole. Na prośbę ojca doczepia wykaszarkę i bez słowa rusza do pracy. W tym samym czasie Ania z mamą ubijają masło.

- Strasznie się tu miastowym u nas spodobało. Najwięcej jest Ślązaków, ale są też krakusi, warszawiacy... - wymienia pani Beata, która ani przez chwilę nie wypuszcza z rąk maselnicy. - Przyjeżdżają całe rodziny do agroturystyk. Dla nich to atrakcja. Dzieci szkolne, a nigdy krowy czy kury nie widziały - kontynuuje.

- Agroturystyka to teraz dobry biznes. Z gospodarki już nikt nie wyżyje, a z rolnictwa? To trzeba mieć prawdziwe hektary, masówka. U nas już zdrowie nie to - dodaje mieszkanka Daliowej. Pani Beata z mężem wyremontowali pokoje na poddaszu. Oferują nocleg za 40 zł ze śniadaniem. We wrześniu przyjmą pod swój dach pierwszych gości.

Rodzinne gospodarstwo ma już prawie 100 lat. Ma jednak swój urok. Duży drewniany budynek został odmalowany i na pierwszy rzut oka przypomina bardziej skansen niż stodołę. Jest czysto i na tyle przytulnie, że dzieciaki czasem urządzają sobie na słomie nocowanki.

Pani Beata opowiada historię swoich dziadków i pradziadków, od których nauczyła się prowadzić gospodarstwo. W jej głosie pojawia się nostalgia za dawnymi latami. Cieszy się jednak, że jej dzieciom będzie lżej.

Nie ma już świniobicia, ale 10-latek wie, jak oporządzić kurę

- Jak miałam dziewięć lat, to pomagałam przy świniobiciu, pracowałam od rana do zmroku tylko o śniadaniu. Teraz moje dzieci już nie wiedzą, co to znaczy. Przy wykopkach, żniwach to pracy jest dużo, pracują, ile dadzą radę. Tak jak i my. Zresztą w polu robią też trzy- i czterolatki - opowiada nasza bohaterka.

Kamil nie potrafiłby zabić żadnego zwierzęcia. Wie jednak, jak oporządzić kurę. Tak samo jak i Ania. - To nic nadzwyczajnego. Dzieciaki od małego patrzą na to, co robimy i się uczą - dodaje. Do obowiązków dzieci należy też pomoc przy sprzątaniu stodoły, zbieranie owoców, orzechów i jaj. Ania potrafi też zrobić swojską śmietanę i ser. - Jabłka, gruszki zawożą z ojcem na skup. To, co sprzedają mają dla siebie, na własne wydatki - tłumaczy pani Beata. - Zasługują na to. Przy zbiorach pracujemy całe dnie, z przerwą na obiad - podsumowuje.

Jej rodzina nie jest jedyną w okolicy, gdzie dzieci dorastają szybciej i od szkolnych lat pracują z dorosłymi niemal na równi. W sąsiedniej Woli Niżnej ogromne gospodarstwo rolne należy do pana Zbigniewa, ojca dwóch 12-letnich synów. Na wstępie mówi, że chowa dzieci twardą ręką.

- Bliźniacy znają swoje obowiązki, wiedzą, co mają robić. Nie ma czasu i miejsca na dyskusję - mówi twardo. - Jak nie zrobimy, to nie zarobimy - dodaje. Zbigniew rusza w kierunku dwóch potężnych silosów, gdzie jeden z synów właśnie zwozi zboże. - Pracujemy ciężko, bo jest szansa, że nasze rolnictwo da zyski, które pozwolą chłopakom godnie żyć. Pół zdrowia w tym polu straciłem. Teraz to inna bajka, wszystko zmechanizowane. To już nie jest taka ciężka i fizyczna praca - podkreśla.

"Nie wiem, jak to jest mieć wakacje"

Zbigniew nie ukrywa, że chciałby, aby chłopcy przejęli gospodarkę. Uważa, że da im to lepszą przyszłość niż np. praca w urzędzie. - Chłop to jest chłop i ma pracować jak chłop - zaznacza.

W rozmowie z nami jeden z nastolatków przyznaje, że wraz z bratem nigdy nie wyjechali na wakacje. - Mamy takie zdjęcia z dzieciństwa jak są wykopki, a my siedzimy w wózku albo pod jabłonią i bawimy się tymi ziemniakami. Nie wiem, jak to jest mieć wakacje. Kumple w tym roku pojechali na obóz sportowy, ale z tatą nie ma dyskusji - mówi Hubert.

Po chwili ciszy postanawia pocieszyć sam siebie. - Inni mają jeszcze gorzej, robią cały rok. Przed szkołą, po szkole, w zimie, po zmroku. U nas lato to taki intensywny czas, później jest lepiej. Zdarzają się dni, że po szkole można coś porobić i nie trzeba wracać do domu - podsumowuje.

Bliźniacy przyznają, że choć ojciec jest wymagający, to wielu ich rówieśników ma gorzej. - Nie chodzą do szkoły, opuszczają lekcje, bo jest robota. W ogóle nie mogą nigdzie wyjść. U nas jest większy luz - przekonują. Dla Zbigniewa ważne jest, by chłopcy mieli chociaż podstawowe wykształcenie. Wraz z żoną pilnują ich przy nauce w każdej wolnej chwili.

- Mówią, że to zimny chów, ale wiem, że będę miał w nich wsparcie za parę lat. Wolę tak wychować dzieci niż jak miastowi. Narkotyki, imprezy... Nasi to nawet do miasta nie dojadą, bo stąd praktycznie nic nie jeździ. Był taki moment, że na dopalaczach to przez chwilę wszyscy młodzi ciągnęli, ale już im przeszło. Nikt nie ma do tego głowy - tłumaczy.

Rozkład jazdy w Woli Niżnej
Rozkład jazdy w Woli Niżnej© WP

Prawo zabrania dzieciom pracy. Psycholog: Nie bez przyczyny

Dane naszych bohaterów zostały zachowane do wiadomości redakcji. Przypomnijmy, że w Polsce występuje wykaz czynności szczególnie niebezpiecznych, związanych z prowadzeniem gospodarstwa rolnego, których nie wolno powierzać dzieciom poniżej 16 lat.

Zgodnie z prawem dzieci nie powinny uczestniczyć w czynnościach związanych z dźwiganiem i ręcznym przenoszeniem ciężkich przedmiotów. Zabronione jest powierzanie dzieciom kierowania ciągnikami rolniczymi. Dzieciom nie wolno powierzać obsługiwania maszyn rolniczych - szczególnie kombajnów, kosiarek rolniczych, pras do słomy i siana oraz kopaczek do roślin okopowych. Niedozwolone jest przebywanie dzieci w strefie pracy maszyn i pojazdów rolniczych. Nie wolno angażować dzieci do pomocy przy sprzęganiu oraz dopuszczać do ich przebywania pomiędzy ciągnikiem a sprzęganą maszyną.

W 2023 roku KRUS odnotował 10 709 wypadków z udziałem maszyn rolniczych. Tylko w województwie podkarpackim śmierć poniosło ośmioro dzieci.

Psycholog dziecięca Karolina Grabiec w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że psychologiczne aspekty takiej pracy wśród najmłodszych są znaczące. - To ogromne obciążenie dla tak malutkich dzieci - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Badania mówią jednoznacznie, że ciężka praca u dzieci skutkuje przebodźcowaniem, zmęczeniem, tłumieniem emocji, a w konsekwencji może nawet powodować poważniejsze zaburzenia psychiczne - mówi ekspertka.

- Dzieciństwo jest zbyt cenne, byśmy mogli je odbierać dzieciom. Właśnie przez tę beztroskę, uczą się swoich emocji, stawiania granic, wyrażania własnego zdania. Gdy zabierzemy im tę możliwość, wpłyniemy na całe dalsze życie tego małego człowieka - tłumaczy rozmówczyni WP. Jak przypomina, komfort psychiczny dzieci powinien być szczególnie ważny w momencie, gdy każdego roku przybywa małoletnich ze zdiagnozowaną depresją, uzależnionych czy samookaleczających się.

Grabiec zwraca uwagę, że do psychologów coraz częściej zgłaszają się również DDD - dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. To osoby, których rodzice często nie wypełniają prawidłowo podstawowych funkcji opiekuńczych. - Narażają swoje dziecko na dorastanie w poczuciu zagrożenia i wymagają od nich przejmowania na siebie obowiązków, które w naturalny sposób powinni realizować samodzielnie - wyjaśnia.

- Nic nie powinno liczyć się bardziej niż indywidualne prawo do szczęścia naszych dzieci - podsumowuje psycholożka.

Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
lokalnewieśdzieci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (178)