Wybory prezydenckie 2020. Narodowcy chcą pełni władzy w Konfederacji. Na wierzch wychodzą dawne i aktualne spory na prawicy
Narodowcy chcą wykorzystać wybory prezydenckie, by przejąć pełną władzę w Konfederacji. Tak twierdzą dawni sprzymierzeńcy Krzysztofa Bosaka i Roberta Winnickiego. Na prawicy od miesięcy trwa ostry spór: o wpływy, pozycję i wielkie pieniądze.
Kilka dni temu. Na skrzynkę mailową Wirtualnej Polski otrzymujemy wiadomości, jakie mieli wymieniać ze sobą członkowie Ruchu Narodowego przed wyborami do europarlamentu. To wtedy powstawała Konfederacja – formacja, która zrzeszała wszystkie najsilniejsze środowiska i formacje na prawo od PiS. A która dziś ma swojego kandydata na prezydenta. I coraz mocniej zaczyna się rozpychać na scenie politycznej.
Wiadomość nr: 1: "Zalecam konsekwentne zwalczanie Marka Jakubiaka. Działacze będą wniebowzięci".
Wiadomość nr 2: "Proponuję wzmocnienie oporu przed Markiem Jakubiakiem".
W konwersacji grupowej widać nazwisko Roberta Winnickiego, lidera narodowców. Wtedy jeszcze działającego oficjalnie razem z Markiem Jakubiakiem, jednym z najbogatszych posłów, z którym Winnicki zaczynał karierę w Sejmie w klubie Kukiz'15. Potem Winnicki z Jakubiakiem – po ostrym sporze z liderem – zerwali sojusz z Kukizem i połączyli się w kole poselskim. Tak tworzyła się Konfederacja w parlamencie – z Piotrem Liroyem, Jakubem Kuleszą, Jackiem Wilkiem. Winnicki i Jakubiak grali tam pierwsze skrzypce.
Do czasu, gdy jeden drugiego nie zaczął... zwalczać.
CZYTAJ TEŻ: Wybory prezydenckie 2020 i kłopoty Konfederacji. Banki nie chcą dać kredytu na kampanię Krzysztofa Bosaka
Marek Jakubiak, gdy pokazujemy mu treści przywołanych wcześniej wiadomości, mówi: – Narodowcy tak działają. Chcieli wykończyć mnie w polityce, dziś tak samo chcą wykończyć Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna i resztę. Chcą mieć pełnię władzy, nie mają sentymentów. Wybory prezydenckie są dla nich doskonałą okazją, by zniszczyć wolnościowców w Konfederacji. I przejąć tę formację w całości.
Były już poseł nie ma wątpliwości: – Wszystko to robota Winnickiego. Facet nie ma skrupułów.
Winnicki odpiera zarzuty
Dzwonimy do posła Winnickiego, dziś jednego z głównych członków sztabu wyborczego Krzysztofa Bosaka. Pytamy, czy to faktycznie on pisał w SMS-ach do kolegów-narodowców, by "zwalczać" kolegę z dawnego koła Konfederacji.
– Te skriny [zrzuty ekranu - przyp. red.] są z jakiejś konwersacji w nieznanym mi komunikatorze, nie znam tej szaty graficznej. Nie wiem, kto miałby takie teksty formułować, to nie może być konwersacja z moim udziałem. Ja tak nie formułuję myśli. Jeśli ktoś wam to podesłał, to celem spreparowania. Fejkiem jest sugerowanie, że to nasza [narodowców] konwersacja. Ja w czymś takim nie brałem udziału – tłumaczy Robert Winnicki.
Sam ma wiele pretensji do Marka Jakubiaka, który jest przekonany, że to Winnicki właśnie pisał SMS-y o konieczności "zwalczania" dawnego kolegi z Sejmu. – Jakubiak dołączył do Konfederacji na początku marca 2019. Wszedł w ten projekt już po ogłoszeniu komitetu wyborczego. Potem otrzymał funkcję przewodniczącego koła. Odszedł w lipcu, razem z Liroyem. Po wyborach europejskich grali razem, licytowali wysoko. Ale przelicytowali, chcieli za dużo. Postrzegaliśmy ich jako czynnik mocno niestabilny. Nie ufaliśmy im – opowiada Winnicki.
Marek Jakubiak: – Bzdura. Brak nieufności z ich strony mógł być powodowany tym, że narodowcy grali za naszymi plecami. Chcieli nas wykorzystać do wyborów parlamentarnych. Na to zgody nie było, mimo iż początkowo chciałem im pożyczyć nawet 2,5 mln zł na kampanię. Czy to jest dowód na "niestabilność"? Oni to odrzucili! Liczyli na pieniądze Korwina. Tego samego Korwina, którego dziś próbują wykluczyć z polityki.
Winnicki: – Mieliśmy dla nich propozycję: dołączcie do Rady Liderów Konfederacji. Jakubiak i Liroy nie chcieli.
Jakubiak: – Nieprawda - chcieliśmy. Ale potem dowiedzieliśmy się, że Winnicki widział nas w Radzie Liderów dopiero po wyborach parlamentarnych. To już był jasny sygnał, że coś jest nie tak. I że ktoś za naszymi plecami po prostu knuje.
Winnicki: – Jakubiak i Liroy mogli otrzymać "jedynki" na listach w Warszawie i Kielcach do Sejmu. Nie wzięli tego. Nie wierzyli w nasz sukces. Udziału w ścisłych władzach Konfederacji nie mogli mieć, bo byli politycznie niestabilni.
Jakubiak: – Bali się nas, bo chcieliśmy, co było oczywiste, włączyć naszych ludzi z Federacji dla Rzeczpospolitej i Skutecznych Liroya. Zablokowali naszych ludzi na listach wyborczych. Na to nie było zgody.
Wspomniany Liroy zapowiedział niedawno w Interii, że zamierza kandydować w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ale jego koledzy w to nie wierzą – twierdzą, że były raper i poseł jedynie żartował, żeby zrobić nieco szumu. Narodowcy są przekonani: zrobił to na złość. Koledzy Liroya: po prostu "trolluje". To żart.
Sam Piotr Liroy-Marzec w rozmowie z WP mówi dziś: – Nie mam sztabu, komitetu i nie zacząłem zbierać podpisów. Dzisiaj jeszcze nie wiem, czy wystartuję. Może jutro będę wiedział?
Narodowcy idą po wolnościowców
Marek Jakubiak opowiada także o innym z kolegów – twierdzi, że "namawiano go na niecne czyny przeciwko Korwinowi". I że stali za tym narodowcy. – Wiadomo, że się nie zgodziłem. Oni zaczęli knuć jeszcze, zanim powstała Konfederacja – mówi były poseł. – Dziś narodowcy "przejmują" wolnościowców. Korwin ma zostać sam. Narodowcy chcieli przejąć wcześniej mój elektorat, a później znieważyć. To samo chcą zrobić z wolnościowcami. Już mają przecież Artura Dziambora – dodaje.
W nieprzyjemnej atmosferze zakończyły się kilka tygodni temu prawybory w Konfederacji – właśnie przez tarcia Korwina z osobami z własnej formacji, jak wspomniany Dziambor.
Przypomnijmy: zjazd elektorów Konfederacji wybrał wiceprezesa Ruchu Narodowego Krzysztofa Bosaka na kandydata rywalizującego w wyścigu o fotel prezydenta.
Prawybory na prawicy miały prawdziwie amerykański charakter. Wystąpiło tam 314 elektorów, którzy reprezentowali kandydatów startujących w prawyborach. W kolejnych głosowaniach odpadali kandydaci, którzy zdobyli najmniej głosów elektorskich.
W czwartym głosowaniu odpadł Janusz Korwin-Mikke. W kolejnym najwięcej głosów zdobył popierany przez Korwina Grzegorz Braun, na drugim miejscu znalazł się Krzysztof Bosak, reprezentujący narodowe skrzydło Konfederacji. Odpadł też Artur Dziambor z partii KORWiN. To oznaczało, że nie poparł go... lider partii Janusz Korwin-Mikke ani większość elektorów tego ugrupowania.
Elektorzy partii KORWIN poparli Grzegorza Brauna, a nie Dziambora, który wsparł Bosaka. Dlaczego? Wyjaśniał to sam Artur Dziambor na Facebooku: "W piątek poprzedzający dzień finału odbyło się prezydium partii KORWiN, na którym część członków władz wysunęła żądanie, aby uchwalić poparcie dla Grzegorza Brauna, co oznaczałoby de facto rezygnację z walki o finał i przy okazji zmuszało mnie, bym w półfinale nie zagłosował sam na siebie. Ze względów oczywistych oznajmiłem, że nie godzę się na taką treść uchwały" – pisał wiceprzewodniczący partii.
Dalej Dziambor tłumaczył, że kiedy odpadł, spotkał się ze swoimi elektorami i poprosił ich o głosowanie w finale na Krzysztofa Bosaka, a nie Grzegorza Brauna, którego wsparł... Janusz Korwin-Mikke, formalnie przełożony Dziambora. Koledzy partyjni Dziambora – jak właśnie Janusz Korwin-Mikke i Konrad Berkowicz – zalecili swoim elektorom poparcie Brauna, przyczyniając się do odpadnięcia Dziambora na etapie półfinału.
"Głosowanie, w którym trzeba było zdecydować pomiędzy Grzegorzem Braunem a Krzysztofem Bosakiem, nie było łatwe. Osobiście uznałem, że wybory prezydenckie to pojedynek, w którym konkretne poglądy mają o wiele mniejszy ciężar wagowy niż ogólny wizerunek. Potencjał Krzysztofa Bosaka do przekonania do Konfederacji nowych wyborców jest moim zdaniem większy niż Grzegorza Brauna" – wyjaśniał polityk partii KORWIN Artur Dziambor.
Po prawyborach do dziwnej sytuacji odniósł się lider partii Janusz Korwin-Mikke. Napisał, że Artur Dziambor zagłosował... "na złość". Uderzył tym samym w wiceprezesa swojej własnej partii.
"Znacznie lepszym kandydatem Konfederacji byłby kolega Braun niż kolega Bosak. A teraz najlepszym kandydatem jest kolega Bosak (...). Jak kierowałem się ideologią i honorem zamiast interesem - to było źle. Jak podjąłem wykalkulowaną decyzję zgodną z interesem Partii i całej Konfederacji - to też źle. A kolega Artur Dziambor zamiast interesu jako człowiek honoru wybrał wendetę. Trudno..." – napisał Janusz Korwin-Mikke na Facebooku.
Dziambor w wywiadach mówił, że tak nie było. Korwina – lidera swojej partii – otwarcie atakować nie chce. – Korwin jako osoba jest niezniszczalny. Natomiast jeżeli chodzi o Konfederację, to również nigdzie nie odchodzi. Nasza partia jest w Sejmie i dopiero minęły dwa miesiące tej kadencji. A przed nami cztery lata. Spokojnie, to się jakoś tam wszystko poukłada. Takie spory personalne to jest akurat specjalność w partii Korwina – mówił Dziambor.
Ale niektórzy obawiają się, że krytykujący publicznie swoich kolegów Janusz Korwin-Mikke zamiast pomagać, będzie przeszkadzał w kampanii prezydenckiej Krzysztofa Bosaka.
– Wewnątrz trwa ostra rywalizacja między narodowcami i środowiskiem Korwin-Mikkego. Można powiedzieć, że im dalej od wyborów parlamentarnych, tym trudniej. Chodzi oczywiście o podział wpływów – tłumaczy działacz Konfederacji. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", gdy środowisko Korwina zorientowało się, że konkurencja w prawyborach może wygrać, próbowali jakoś temu zaradzić. "Najpierw był pomysł, by z decydującego starcia się wycofać i oddać głosy na Brauna. Głównym celem było utrącenie Bosaka i osłabienie Ruchu Narodowego. Mówiło się o tym, ale raczej z niedowierzaniem" – opowiadali "Wyborczej" informatorzy z Konfederacji.
Głos na temat tlącego się konfliktu zabrali także byli politycy Konfederacji. Marek Jakubiak zwracał uwagę, już wybory parlamentarne pokazały, że Ruch Narodowy potrafi wykorzystywać nieporozumienia. – Najlepszym tego dowodem jest to, że przy 5 proc. poparciu Wolności i przy śladowym poparciu Ruchu Narodowego, zarówno narodowcy, jak i Wolność wprowadzili po pięciu posłów. Samo to pokazuje, jak wolnościowcy dają się rozgrywać – mówi były poseł.
Jego wypowiedzi skrytykował Robert Winnicki z Konfederacji.
Dziś po dawnych politycznych przyjaźniach na prawicy śladu już nie ma. Marek Jakubiak kandydaturę Krzysztofa Bosaka (któremu banki na kampanię nie chcą dać kredytu, o czym jako pierwsi pisaliśmy w WP) ocenia jak najgorzej. – To zła kandydatura. Jaki to jest autorytet, w jakiejkolwiek sprawie? Że ładnie uczy się na pamięć?
I konkluduje: – Konfederacja miała kiedyś szansę być wielką formacją. Dziś jest grupą osób walczących o pieniądze z subwencji. Politykierstwo niedojrzałych ludzi. To wszystko, co z tego zostało.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.pl