Nowe obostrzenia. Kto pierwszy, ten lepszy. Nie każdy wchodzi do kościoła
Nowe obostrzenia wprowadzone w związku z pandemią koronawirusa dotknęły polskie kościoły. W efekcie w niedzielę świecą one pustkami. Jeśli ktoś się spóźni, zostaje mu uczestniczenie w liturgii z przykościelnego podwórka.
08.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 07:32
Wzrost zachorowań na koronawirusa sprawił, że rząd wprowadził nowe obostrzenia - od soboty nieczynna jest spora część sklepów w galeriach handlowych, zamknięte są też kina czy instytucje kultury, a od poniedziałku zdalne nauczanie obejmie również uczniów szkół podstawowych klas I-III. W ten sposób Polska szykuje się etapami do pełnego lockdownu.
Nowe obostrzenia dotknęły też polskie kościoły. Od 7 listopada w świątyniach może przebywać 1 osoba na 15 m2. We wnętrzu kościoła musimy też zakrywać usta i nos. Jak wygląda to w praktyce? Czy parafie dostosowały się do wytycznych? Postanowiliśmy to sprawdzić.
Nowe obostrzenia. Kto pierwszy, ten lepszy. Nie każdy wchodzi do kościoła
W niedzielny poranek dwukrotnie wybrałem się pod kościół św. Anny na wrocławskich Praczach Odrzańskich. To osiedle na obrzeżach miasta, a sama parafia nie liczy zbyt wielu wiernych. Świątynia nie należy do największych, a to ma ogromne znaczenie w dobie pandemii COVID-19.
"W aktualnej sytuacji otwarte jest jedynie wejście boczne. Na mszę świętą zapraszamy tylko 25 zdrowych osób. W maskach, rękawiczkach, z zachowaniem dystansu. Przede wszystkim rodziny, które zamówiły intencję mszy św." - głoszą komunikaty, które znajdziemy wokół kościoła.
Przy wejściu do kościoła można dostrzec mały stolik, na którym znajdziemy płyn do dezynfekcji rąk. Obserwuję sytuację przed poranną i południową mszą - tylko nieliczne osoby pomijają stoisko z dozownikiem i wchodzą do wnętrza kościoła bez mycia rąk. Każdy ma za to maseczkę. Wokół krąży kościelny, który pilnuje, by liczba osób w świątyni była zgodna z obostrzeniami.
Trudno jednak mówić o tym, aby w niedzielę do kościoła przychodziły tłumy. Do środka wchodzą ledwie pojedyncze osoby - krótko przed rozpoczęciem mszy kościelny zdążył poinformować wybrane osoby o tym, że limit wiernych w kościele został wypełniony. Następnie drzwi do świątyni są zamykane.
Spóźnialskim zostaje uczestniczyć w mszy świętej stojąc na placu kościelnym. Tam umieszczono głośnik, dzięki czemu wierni zgromadzeni przed drzwiami świątyni słyszą każde słowo księdza.
- Ważne, że mogę uczestniczyć w nabożeństwie. Nawet z podwórka - mówi starszy mężczyzna, który spóźnił się na mszę świętą o godz. 12 i nie wszedł już do świątyni. Na szczęście w niedzielę termometry we Wrocławiu w południe pokazywały ok. 10 st. C. Stanie na zewnątrz w deszczu i chłodzie za tydzień czy dwa podczas godzinnej mszy będzie większym wyzwaniem.
Na razie wiadomo, że nowe obostrzenia obowiązywać będą co najmniej do 29 listopada. Kolejne kroki rząd podejmować będzie w oparciu o sytuację epidemiczną w kraju. Biorąc pod uwagę dalszy wzrost zakażeń, bardziej prawdopodobny jest całkowity lockdown niż luzowanie obostrzeń.
Przypomnijmy, że wiosną 2020 roku, gdy rząd wprowadził narodową kwarantannę, kościoły w pewnym momencie były zamknięte dla wiernych. Nowe obostrzenia sprawiły, że pod koniec marca w świątyniach mogło przebywać maksymalnie 5 osób - wliczając w to księży. Restrykcje poluzowano dopiero w maju.