Wojna o ustawę o ochronie zwierząt. Rolnicy mają dość

Konflikt wokół ustawy o ochronie zwierząt narasta. Według części rolników i hodowców, nowe przepisy autorstwa PiS nadają organizacjom ekologicznym ogromne możliwości kontrolne. Największy sprzeciw budzą zapisy o możliwości wchodzenia na posesję w asyście policji i zabierania zwierząt właścicielom.

Wojna o ustawę o ochronie zwierząt. Rolnicy mają dość
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Sylwester Ruszkiewicz

Czwartek 26 luty. Pod Sejmem trwa protest kilkunastu organizacji i stowarzyszeń rolniczych zrzeszonych w Komitecie Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt (KOPRiHZ). - Żądamy zrezygnowania z procedowania ustawy o ochronie zwierząt - apeluje jeden z organizatorów protestu, Grzegorz Stybicki z KOPRiHZ.

Według protestujących, nowe przepisy mają umożliwić pracownikom organizacji pozarządowych wchodzenie na teren posesji hodowców bez ich zgody w celu skontrolowania znajdujących się tam zwierząt. Rolnicy i hodowcy protestujący pod Sejmem nazywają to "pierwszym krokiem ku zniszczeniu polskiego rolnictwa".

Ustawa z poparciem prezesa PiS

Ustawa budzi kontrowersje od miesięcy. A wszystko zaczęło się w listopadzie 2017 roku. Wtedy to posłowie PiS wnieśli do Sejmu projekt ustawy, który przewidywał wzmocnienie ochrony zwierząt. Podpisał się pod nim m.in. prezes Jarosław Kaczyński. Procedowanie nad przepisami jednak zawieszono. Do stycznia tego roku, kiedy poseł PiS Krzysztof Czabański zaproponował ich poprawienie.

Co miałoby się znaleźć w nowym projekcie? M.in. obowiązkowe chipowanie psów i kotów, uruchomienie centralnego rejestru zwierząt oraz powszechna sterylizacja zwierząt wyłapanych na terenie gminy. Wprowadzono również zakaz prowadzenia schronisk dla zwierząt oraz miejsc przetrzymywania bezdomnych psów i kotów przez podmioty komercyjne. Schroniska będą mogły być prowadzone jedynie przez jednostki samorządu terytorialnego (bądź ich jednostki organizacyjne) lub organizacje działające na rzecz ochrony zwierząt.

- Schroniska nie będą prowadzone przez przypadkowe organizacje, ale jedynie te, które mają status organizacji pożytku publicznego, działają kilka lat, realizują swoje cele statutowe i nie ma do nich zastrzeżeń. Jako podatnicy wydajemy na ten cel znaczne środki - głównie za pośrednictwem gmin, które prowadzą akcje wobec bezdomnych zwierząt. Ale niestety często nasze pieniądze służą nie poprawie losów zwierząt, ale złym ludziom, którzy zarabiają na ich cierpieniu – argumentował wówczas Czabański.

Najwięcej kontrowersji budzi przepis mówiący o tym, iż "na żądanie uprawnionego przedstawiciela organizacji społecznej, policja lub straż gminna zapewnia asystę przy odbiorze zwierzęcia osobie prywatnej". Taka osoba będzie mogła wejść na teren prywatnej posesji bez zgody właściciela lub pomimo jego sprzeciwu.

Zobacz także: Paweł Szefernaker o NBP: dla mnie takie zarobki nie są normalne

Według Jacka Podgórskiego, dyrektora Instytutu Gospodarki Rolnej, gdyby przepisy weszły w życie, pojawiłaby się "nowa policja dla zwierząt".

- Mielibyśmy najbardziej liberalne prawo w Unii Europejskiej. Przedstawiciele tych organizacji, mających zapisanych w statucie ochronę zwierząt, będą mogli w myśl nowych przepisów wejść na teren posesji, bez zgody właściciela, ale w asyście służb mundurowych. Będą mogli wejść zarówno na posesję, gdzie jest jeden pies, ale również na teren ogromnej fermy. Wpuszczanie w takie miejsce osób bez jakiegokolwiek przeszkolenia czy kwalifikacji mija się z celem - mówi Jacek Podgórski z Instytutu Gospodarki Rolnej.

- Taka organizacja będzie miała prawo narzucenia władzom samorządowym przeniesienia tych zwierząt w miejsce, w którym – według ich mniemania – zwierzęta będą przetrzymywane w lepszych warunkach. Za całą operację zapłaci samorząd. Autopoprawka daje też monopol organizacjom ekologicznym na prowadzenie schronisk dla zwierząt. W tym przypadku również zapłaci za to samorząd - dodaje Jacek Podgórski z IGR.

Rolnicy mówią nie

W podobnym tonie wypowiadali się protestujący w tym tygodniu w Warszawie rolnicy. - Ta ustawa uderza w całą branżę hodowlaną, jest szkodliwa dla całego rolnictwa. Nie rozumiem, dlaczego mamy słuchać się w każdej sprawie "ekoterrorystów" - mówił "Gazecie Wyborczej" Marcin Bustowski, współorganizator protestu i przewodniczący Związku Zawodowego Rolników Rzeczypospolitej "Solidarni".

Zdaniem Instytutu Gospodarki Rolnej, wyjściem z sytuacji jest większy nadzór instytucji państwowych nad organizacjami ekologicznymi. A także zaostrzenie przepisów, które wyeliminowałyby "nieuczciwych ekologów". IGR kilka dni temu zaprezentował swoją wersję ustawy: nakłada ona dodatkowe restrykcje na organizacje ekologiczne, oczywiście nie ma w niej też przepisów proponowanych przez PiS.

- Jesteśmy krajem, w którym od 2004 roku mamy najwięcej spośród wszystkich państw Unii Europejskiej oprotestowanych inwestycji rolnych oraz infrastrukturalnych przez organizacje ekologiczne. Jeśli dana firma bądź rolnicy chcą zainwestować na danym obszarze, to od razu pojawia się tam organizacja ekologiczna, która blokuje inwestycje i pobiera "eko-haracz". Polskie prawo, a także unijne dyrektywy, pozwalają na założenie takiej organizacji w formie stowarzyszenia lub fundacji. Wystarczy, że skrzykną się 3 osoby - ocenia Jacek Podgórski, dyrektor Instytutu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (579)