Wojewoda zamknął stadion w Poznaniu. Kibice bez wstępu na mecz Lecha
Wojewoda wielkopolski zamyka stadion w Poznaniu! Mecz Lech-Piast odbędzie się 20 lipca na stadionie przy ul. Bułgarskiej bez udziału kibiców. To kara za odpalenie rac przez kibiców Lecha podczas spotkania z Ruchem Chorzów.
To kolejna odsłona walki wojewody wielkopolskiego Piotra Florka z racami na poznańskim stadionie. Chociaż obiekt, na którym swoje mecze rozgrywają piłkarze Lecha, jest bezpieczny i od kilkunastu lat nie doszło na nim do żadnej bijatyki czy innych incydentów, w których ktokolwiek zostałby ranny, co jakiś czas wojewoda straszy klub zamknięciem stadionu. Powodem są oprawy przygotowywane z użyciem zakazanych prawem środków pirotechnicznych przez najbardziej fanatycznych kibiców zasiadających na II trybunie.
Race fani Kolejorza odpalili ostatnio podczas meczu rozegranego 28 maja z Ruchem Chorzów. Policja doliczyła się odpalenia 48 rac, ale nie udało się zidentyfikować żadnej z osób, która się tego dopuściła.
- W ciągu minionych dwóch lat pięciokrotnie na stadionie doszło do naruszenia przepisów bezpieczeństwa i władze klubu do tej pory nie zrobiły nic, aby przeciwdziałać kolejnym takim incydentom w przyszłości - wyjaśniał w trakcie poniedziałkowej konferencji prasowej Florek.
Zdaniem wojewody na poznańskim stadionie rządzą nie władze Lecha Poznań, ale kibice, którzy robią, co chcą. - Służby porządkowe nie podejmują żadnych interwencji, a na II trybunie w ogóle ich nie ma – przekonuje Piotr Florek.
W minionym sezonie sankcje wobec klubu kończyły się jedynie na zamknięciu "Kotła", czyli II trybuny, na której najbardziej zagorzali kibice odpalają race. Tym razem wojewoda postanowił zamknąć cały stadion. - Bo zamknięcie tylko II trybuny nie było dla klubu żadną karą, po prostu kibice z II trybuny zasiedli w innych sektorach – przypomina Florek.
Wojewoda zażądał od władz Lecha Poznań, aby zagwarantowały, że na kolejny mecz nie wpuszczą nikogo z grona kilku tysięcy kibiców, którzy w trakcie meczu z Ruchem zasiadali na II trybunie.
- Nie zgodzimy się na żaden układ i szantaż. To już nie jest atak tylko na naszych najwierniejszych kibiców i klub. To jest atak frontalny na wszystkich, którzy chodzą na Kolejorza – odpowiedział na te propozycje wojewody na łamach „Głosu wielkopolskiego” Karol Klimczak, prezes Lecha, uważając, że byłoby to stosowanie odpowiedzialności zbiorowej.
Florek nie ukrywa, że te słowa prezesa Klimczaka potwierdziły jego opinię, że klub nie zamierza w żaden sposób zwalczać zjawiska odpalania rac na stadionie. - Uczulałem władze Lecha, że do odpalania rac najczęściej dochodzi w trakcie ostatniego meczu sezonu, dlatego zalecałem, aby w ogóle nie wydawały zgody na rozwieszenie jakiejkolwiek sektorówki w trakcie spotkania z Ruchem. To właśnie poprzez rozwinięcie sektorówki kibice odpalający race są nie do zidentyfikowania - opowiada wojewoda. - Niestety, władze klubu taką zgodę przed meczem z Ruchem wydały i tak jak przewidywałem, doszło do odpalenia rac.
Piotr Florek zapowiedział, że na razie bez publiczności odbędzie się tylko najbliższy mecz Lecha z Piastem Gliwice (20 lipca), ale jeśli na kolejnym spotkaniu znów dojdzie do odpalenia środków pirotechnicznych, stadion zostanie zamknięty ponownie.
- Oczekuję od władz Lecha podjęcia jakichkolwiek działań potwierdzających, że zależy im na wyeliminowaniu z trybun kibiców łamiących przepisy – wyjaśnia wojewoda.
Poznański klub ma 14 dni na złożenie odwołania od decyzji wojewody o zamknięciu stadionu.
Władze Lecha: Zamknięcie stadionu nie rozwiązuje problemu
Na reakcję ze strony władz Lecha nie trzeba było długo czekać. Oto oświadczenie wydane przez władze klubu:
"Jesteśmy zdruzgotani decyzją wojewody Piotra Florka. To zła decyzja, która nie rozwiązuje problemu, a po raz kolejny zamiata go pod dywan. Po raz kolejny zastosowano mechanizm odpowiedzialności zbiorowej, ale tym razem ukarano co najmniej 500 razy więcej osób niż na karę zasłużyło. Co gorsza ukarano nie sprawców przestępstwa, a poznaniaków, Wielkopolan, wszystkich kibiców Lecha Poznań.
Klub stosuje wszystkie wyśrubowane przepisy bezpieczeństwa, które obowiązywały choćby podczas UEFA EURO 2012. Co więcej, cały czas pracujemy nad ich dalszą poprawą, jednak dzisiejszego prawa nie da się stosować bez wprowadzenia kontroli osobistej u wszystkich kibiców. Nie chcemy doprowadzić do kuriozum, czyli do stworzenia 'stadionu otoczonego zasiekami'.
Także my jako zwykli obywatele, oczekujemy od władz mądrych decyzji. Poznań powinien być dumny ze swoich tradycji kibicowania, z kibicowania 'po poznańsku'. Niemądre decyzje pana Wojewody powodują powstawanie opinii, że w Poznaniu mamy wielki problem z kibicami. W rzeczywistości powinniśmy być dumni z tego, że INEA Stadion jest miejscem od wielu lat bezpiecznym, z najwyższą frekwencją w Polsce i ogromnym zaufaniem okazywanym przez naszych kibiców, czego inne miasta mogą nam jedynie zazdrościć. Władza powinna zająć się złapaniem kilkudziesięciu osób winnych złamania prawa.
Póki co gratulujemy wojewodzie skuteczności, bo pośród ukaranych znajduje się przecież te kilkadziesiąt osób, które odpaliły race podczas meczu Lech - Ruch i podobnie jak około 20 tysięcy niewinnych kibiców nie pojawią się na trybunach INEA Stadionu podczas pierwszego meczu Lecha w T-Mobile Ekstraklasie. Niestety nie wiemy, czy sprawcy złamania prawa planowali w ogóle pojawienie się tego dnia na Bułgarskiej. W końcu mogą być na wakacjach".