Do tragicznego wypadku doszło w sierpniu. Około godziny 18, zaledwie dwieście metrów od domu, prawdopodobnie próbując wyminąć stojące na poboczu auto, Andrzej Ch. stracił panowanie nad samochodem. Uderzył w siedzące na trawie przy drodze dziewczynki: swoją 9-letnią córkę i jej starszą o rok koleżankę. 10-latka, mimo natychmiastowej reanimacji, zmarła.
Świadkowie tego zdarzenia opowiadali, że gdy ludzie rzucili się na pomoc dziewczynkom, Andrzej Ch. wysiadł z auta i przewrócił się na drogę. Potem na czworakach rzucił się do ucieczki. Policjanci zatrzymali go kilkanaście minut później, w jego domu.
44-latek nie miał prawa. Na dodatek był kompletnie pijany: miał 2,8 promila w organizmie. Podczas przesłuchania w prokuraturze przyznał, że po pracy wypił z kolegami dwa litry wódki i po cztery piwa.
Zobacz także: Tragedia w Będzelinie: "To bardzo dobry człowiek, pewnie koledzy go namówili"
Proces w tej głośnej sprawie rozpoczął się i zakończył w środę. Mężczyzna przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Zaproponował, by skazano go na 9 lat więzienia. Sąd przychylił się do tej prośby. 44-latek będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 7 latach. Wobec mężczyzny orzeczono też dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych w ruchu lądowym.
Źródło: tvn24.pl