To on jako pierwszy zaczął ratować Adasia. "Reanimowałem w biegu"
- Znalazłem Adasia 650 metrów od domu i od razu rozpocząłem reanimację - relacjonował policjant, który znalazł wyziębionego 2-latka. Chłopiec był nieprzytomny, a temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 stopni.
Zaginięcie dziecka zgłosiła w niedzielę rano babcia, pod której opieką był Adaś. Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Po godzinie, około godziny 8, wyziębione dziecko odnaleziono nad rzeką, 600 metrów od domu.
Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który go odnalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha do szpitala w Prokocimiu.
- Lekarze utrzymują chłopca w stanie śpiączki, jest on w tej chwili podłączony do sztucznego płucoserca - poinformowała WP.PL rzeczniczka szpitala w Krakowie Prokocimiu. Jak dodała, gdy dziecko trafiło do placówki było w skrajnej hipotermii. - Jednak to nie niska temperatura jest największym problemem - podkreśliła Magdalena Oberc.
Rzeczniczka dodała, że wdrożony został plan leczenia 2-latka, ale lekarze koncentrują się przede wszystkim na tym, aby uratować życie dziecka, co jest skomplikowaną procedurą. - Jego stan jest ciężki - zaznaczyła.
Wcześniej lekarze informowali, że organizm chłopca był wyziębiony do 12 stopni Celsjusza. - Akcja reanimacyjna była prowadzona profesjonalnie, natomiast nie wiadomo, jaki jest stan mózgu dziecka. Przez kilka dni będziemy obserwować stan jego narządów wewnętrznych. Wiemy np. że nerki funkcjonują, ale w tej chwili nie można stawiać ogólnej diagnozy. Dziecko - w stanie głębokiej hipotermii - jest "dogrzewane" bardzo powoli, na początku musi utrzymać tę niską temperaturę - mówił w niedzielę w TVN24 prof. Janusz Skalski.