Tajemniczy obiekt wojskowy pod Bydgoszczą. "To mógł być wynalazek"
Po tym, jak w Zamościu pod Bydgoszczą znaleziono szczątki obiektu wojskowego, w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia. - Możemy przyjąć założenie, że szczątki znaleziska mogły być z komponentami ze Wschodu - mówi Dawid Kamizela, ekspert w zakresie techniki rakietowej i morskich systemów obrony. Jednak wojskowi, z którymi rozmawiała WP, zastrzegają, że prawda może być zupełnie inna.
Przypomnijmy, w czwartek rano Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że w okolicach miejscowości Zamość ok. 15 km od Bydgoszczy znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Śledztwo w sprawie zdarzenia wszczęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
W piątek oświadczenie ws. znalezienia tajemniczego obiektu wydał dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski. - Nie doszło do wybuchu. W przeciwieństwie do tego, co zdarzyło się w Przewodowie, nie zginęli tam żadni ludzie, nie było też sytuacji zranienia - powiedział na konferencji prasowej. Wątpliwości jednak nie rozwiał. Zadeklarował jedynie, że "sprawa jest badana", a "pod uwagę brane są bardzo różne scenariusze".
Zastanawiające zdjęcia
Brak szczegółowych wyjaśnień ze strony rządowych instytucji rodzi spekulacje. Na profilu Dawida Kamizeli na Twitterze opublikowano zdjęcia pochodzące najprawdopodobniej z miejsca zdarzenia.
Wynika z nich, że szczątki wyglądają na osłonę dla jakiejś anteny, np. wysokościomierza radarowego i mają skrzydła podobne do rosyjskiego strategicznego pocisku manewrującego powietrze-ziemia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie ma pewności, co do rodzaju sprzętu i jego pochodzenia.
- Wiemy natomiast, co przedstawiają zdjęcia. Możemy przyjąć założenie, że szczątki znaleziska mogły być z komponentami ze Wschodu. Jest tam osłona dielektryczna, prawdopodobnie pod nią było urządzenie elektroniczne, które wysyła fale radiowe i musi być przepuszczalne. Wskazuje to na zasobnik zakłócania albo pocisk, który miał radiowysokościomierz, który leciał i mierzył wysokość - mówi Wirtualnej Polsce Dawid Kamizela, dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej", publicysta, ekspert w zakresie techniki rakietowej i morskich systemów obrony.
I jak dodaje, dodatkowo było tam skrzydło, które "pasuje obrysem do pochodzenia wschodniego i kojarzy się z rosyjskim pociskiem manewrującym".
- Mógł to być też ukraiński wynalazek wzorowany na rosyjskim, albo polski też wzorowany na rosyjskim. Ocena, która z tych opcji jest prawdziwa, jest trudna. To również mógł być cel, wyprodukowany w polskiej firmie, przeznaczony do obrony przeciwlotniczej. Takie rzeczy można kupić na Zachodzie, tylko zapłacić więcej. Ale równie dobrze można zrobić lokalnymi siłami i coś takiego wybudować. Współpracujemy z Ukrainą i innymi państwami. Może się okazać więc, że jest to niekoniecznie rosyjski pocisk - ocenia Kamizela.
"Sądzę, że tym razem przyczyną jest jednak związana raczej z naszymi siłami zbrojnymi"
Do sprawy odniósł się gen. Bogusław Pacek, którego zapoznaliśmy ze zdjęciami z rzekomego miejsca zdarzenia.
- Znalezisko wojskowe spod Bydgoszczy budzi spore emocje, bo wszystkim kojarzy się z wojną na Ukrainie. Sądzę, że tym razem przyczyną jest jednak związana raczej z naszymi siłami zbrojnymi. Polskie wojsko ma wciąż w swoich zasobach też środki pola walki pochodzenia sprzed poprzedniej epoki. Wszystko wskazuje na to, że to wynik jakiegoś błędu lub przypadku w działaniu sił powietrznych lub obrony powietrznej. Choć nie można zupełnie wykluczyć artylerzystów ćwiczących na poligonie w Toruniu - mówi WP gen. Bogusław Pacek, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zdaniem ppłk. rez. Macieja Korowaja, rzekome komponenty ze Wschodu nie oznaczają, że "pocisk bądź rakieta mogły przylecieć z rosyjskiego obwodu kaliningradzkiego".
- To bardzo mało prawdopodobne. Są systemy obrony przeciwlotniczej, systemy NATO–AWACS śledzące każdy ruch z góry itd. W Bydgoszczy są Wojskowe Zakłady Lotnicze, i być może "trenowali" tam samoloty MIG-29, które wysyłamy do Ukrainy. Być może adoptowali uzbrojenie do maszyn i zerwało im się to uzbrojenie. Może być to pocisk, który jest nieużywany przez wojsko, ale był odkurzony i testowany - mówi WP ppłk rez. Maciej Korowaj, były żołnierz wojsk pancernych i analityk rosyjskiej taktyki wojennej.
Według gen. Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych RP, wygląda to na zgubienie elementu uzbrojenia przez samolot. - Już wcześniej dochodziło do takich sytuacji na polskich poligonach. M.in. podczas ćwiczeń na poligonie w Orzyszu samolot Su-22 zgubił bombę, która spadła na szkolne boisko. Na szczęście była nieuzbrojona. Równie dobrze zdarzenie mogło być skutkiem ćwiczeń wojskowych. Przypadek połączony z wadliwym sprzętem. Mogła to być rakieta poradziecka, która ma już bardzo wiele lat i nie musi być w pełni sprawna technicznie. Skłaniałbym się więc ku temu, że to wada rakiety lub przypadkowe odpalenie rakiety - ocenia Waldemar Skrzypczak.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", wojsko nie strzeże już terenu w Zamościu pod Bydgoszczą. Dziennikarze bydgoskiego oddziału "GW" byli w miejscu, w którym spadł obiekt wojskowy. "Wokół znaleźć można jego drobne szczątki. Miejscowi zbierają je na pamiątkę" - informują.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski