Strategiczne kalkulacje przed warszawskim szczytem NATO
• Jakie są polskie oczekiwania przed szczytem NATO w Warszawie?
• Trudne relacje z Rosją jako wyzwanie dla Sojuszu
• Jak Polska, która brała udział w misjach, oczekuje teraz zrozumienia sojuszników
• Możliwe katastrofalne skutki niezwiększania wydatków obronnych przez kraje NATO
• Oto niektóre tematy rozmowy "Polski Zbrojnej" z Beatą Górką-Winter z PISM
04.03.2016 | aktual.: 06.03.2016 16:04
"Polska Zbrojna", Małgorzata Schwarzgruber: Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed NATO, o których będzie się rozmawiało na warszawskim szczycie?
Beata Górka-Winter, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Największym wyzwaniem w ciągu najbliższego półrocza będzie strategiczna adaptacja sojuszu do nowych wyzwań i zagrożeń. Pogłębiająca się niestabilność na wschodniej i południowej flance, niejasne zamiary Federacji Rosyjskiej, chaos, który ogarnął kraje Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w wyniku nieudanych reform po Arabskiej Wiośnie, a także terroryzm (w tym cyberterroryzm) oraz kryzys migracyjny, zagrażający stabilności państw Europy Zachodniej - to kwestie sprawiające, że najbliższy czas powinien być okresem wyjątkowo intensywnego poszukiwania odpowiedzi na rosnącą presję w środowisku bezpieczeństwa. Co istotne, wyzwaniem jest nie tylko określenie metod, za pomocą których będziemy stawiać czoła tym zagrożeniom, lecz także zachowanie spójności politycznej państw sojuszu w czasie, kiedy niemal każde państwo w nim uczestniczące boryka się z własnymi kryzysami.
Na szczycie Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego ma zostać dokonany przegląd rozwiązań przyjętych we wrześniu 2014 roku w Newport. Jak wypada ta ocena?
Zasadniczo działania sojuszu mające na celu wdrożenie postanowień z Newport idą w dobrym kierunku. Tworzy się tzw. szpica NATO wraz z jednostkami NFIU (NATO Force Integration Units, czyli jednostki integracyjne sił sojuszu), które mają zapewnić jej efektywne funkcjonowanie. Ostatnie lata to również bezprecedensowa liczba ćwiczeń na terytoriach państw położonych na wschodniej flance sojuszu. Zdecydowanie najsłabiej idzie wdrażanie postanowień dotyczących utrzymania wydatków na obronność na poziomie 2 proc. PKB. Państwa zobowiązały się do ich zwiększenia w perspektywie dziesięciu lat, ale obecne wyzwania związane z bezpieczeństwem sprawiają, że proces ten powinien przebiegać szybciej, jeśli nie chcemy się mierzyć później z dramatycznymi zaniedbaniami w tej dziedzinie. Według szacunków NATO w 2015 roku tylko pięć państw (z 28) osiągnęło pożądany pułap 2 proc. PKB. Państwa członkowskie nie decydują się na zwiększanie wydatków, a nawet dokonują dalszych cięć. Skutki tego mogą być dla sojuszu katastrofalne, nie
tylko z powodu zahamowania programów modernizacyjnych czy obniżenia gotowości niektórych jednostek, ale także ze względów wizerunkowych. W dłuższym okresie NATO może przestać być postrzegane jako sojusz zdolny do odparcia ataku na swoje terytorium.
Warszawski szczyt domknie postanowienia z Newport czy raczej stworzy nową perspektywę?
O stworzenie jakościowo nowej perspektywy będzie dosyć trudno ze względów, o których wspominałam. Z jednej strony, na warszawskim szczycie NATO sojusznicy będą mogli pochwalić się pewnymi sukcesami, np. osiągnięciem pełnej gotowości operacyjnej szpicy, bo jej efektywne działania zostały zaprezentowane już w czerwcu 2015 roku podczas manewrów Noble Jump. Z drugiej strony jednak, brak jest zgody w kwestii uznania niektórych zagrożeń za priorytetowe. Trwa rywalizacja między państwami wschodniej i południowej flanki o uwagę, siły i środki sojuszu. Nie ma też jednolitej opinii, jak dalej postępować z Rosją. Wszystko to sprawia, że najprawdopodobniej ponownie będziemy szukali choćby najmniejszego wspólnego mianownika, na który mogliby się zgodzić wszyscy członkowie.
A jakie jest nasze stanowisko w tej sprawie?
Nie ustajemy w wysiłkach, by przekonać naszych partnerów do polskich postulatów. Sprowadzają się one w głównej mierze do tego, że w obliczu rosnącej destabilizacji na wschodniej flance NATO powinno zadbać o bezpieczeństwo tego regionu i zgodzić się na rozmieszczenie tam dodatkowych jednostek wojskowych oraz koniecznego sprzętu i infrastruktury obronnej, które pozwolą na skuteczną reakcję w razie zagrożenia. Z naszej perspektywy takie działania są konieczne, by dać wyraźny sygnał o gotowości do realnej, a nie tylko deklaratywnej - w sensie zobowiązań traktatowych, ale niepopartych konkretnymi rozwiązaniami - obrony tych państw.
Czy polskie propozycje reformy sojuszu zawarte w dokumencie nazwanym "Warszawska inicjatywa adaptacji strategicznej" trafiły na podatny grunt i zostały zaakceptowane przez naszych partnerów z NATO?
Od dawna sprzeciw wielu państw europejskich budziło rozmieszczanie większej liczby sił i uzbrojenia w rejonie wschodniej flanki NATO. Podkreślano konieczność ostrożnego postępowania w tej materii, by nie prowokować niepotrzebnych spięć z Rosją, która każde wzmocnienie wojskowe w tym regionie widzi jako zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. To myślenie pokutuje w Europie do dziś, podobnie jak i przekonanie o tym, że wciąż możemy czerpać zyski z tzw. dywidendy pokojowej - czyli braku zagrożeń konwencjonalnych dla Europy po zakończeniu zimnowojennej rywalizacji.
Takie myślenie okazało się jednak pułapką…
Tak. Wypadki ostatnich lat pokazały, że logika ta nie wytrzymuje konfrontacji z realiami. Przed zawieszeniem kooperacji z Rosją NATO współpracowało z Moskwą w wielu istotnych dziedzinach: w programach obrony przeciwrakietowej, operacji afgańskiej, zwalczaniu terroryzmu. Im bardziej sojusz nadal chciał w niej widzieć partnera i współorganizatora światowego porządku, tym ona chętniej wykorzystywała swoją - mocno zawyżoną, jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźniki ekonomiczne i społeczne - pozycję międzynarodową, by realizować własne interesy. Robiła to kosztem integralności terytorialnej czy suwerenności politycznej państw, które uznaje za swoją strefę wpływów. Dziś, trochę na własne życzenie, sojusz musi jasno opowiedzieć się za wartościami, których zobowiązał się bronić. Wzmocnienie wojskowe wschodniej flanki byłoby czytelnym sygnałem takiej właśnie postawy. Nie można również zapominać o tym, że nie tylko polityka Rosji powinna wzmagać naszą czujność. Destabilizacja postępuje w wielu rejonach świata, a państwa
takie jak Chiny regularnie podnoszą zdolności bojowe swoich sił zbrojnych. Należy zatem zabiegać o to, by na terytorium NATO nie było słabych punktów czy szarych stref, podatnych na presję wojskową czy polityczny szantaż, a taka sytuacja może mieć miejsce w momencie wybuchu konfliktu o charakterze globalnym. Logika sojuszy wskazuje, że ucierpią wówczas nie tylko państwa wschodniej flanki, lecz także NATO jako całość.
W jakim stopniu przyjęcie na szczycie NATO decyzji, na których nam zależy, jest związane z naszym zaangażowaniem poza terenem sojuszu?
Polska od początku angażuje się w takie działania. Stając się członkiem NATO, przyjęliśmy założenie, że jako państwo o dość istotnym potencjale nie możemy sobie pozwolić na status tzw. konsumenta bezpieczeństwa. Stąd nasza obecność na Bałkanach, w państwach bałtyckich i w Afganistanie oraz wysiłek dziesiątek tysięcy żołnierzy, którzy narażali życie na bardzo odległym teatrze działań, niezwiązanym bezpośrednio z zagrożeniami dla naszych obywateli czy naszego terytorium. Dziś wciąż pokazujemy gotowość do angażowania się w operacje sojusznicze. W ostatnich latach doszło jednak do zasadniczej zmiany w naszym środowisku bezpieczeństwa. Dlatego oczekujemy, że naszą sytuację zrozumieją ci sojusznicy, których przez lata wspieraliśmy, choćby przez udział w globalnej koalicji antyterrorystycznej. Kalkulacja strategiczna, ale też zwykły rozsądek każą nam dziś poświęcić więcej sił i środków na wzmocnienie obrony naszego terytorium niż na misje ekspedycyjne.
Czy po okresie rozszerzania swych zadań i zaangażowania operacyjnego NATO wraca do korzeni, czyli do misji kolektywnej obrony?
Sojusz jest dziś w trudnej sytuacji. Operacje - koalicyjna w Iraku i sojusznicza w Afganistanie - miały na celu wzmocnienie sił bezpieczeństwa tych państw, by były one w stanie zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom oraz zahamować działania siatek terrorystycznych. Tak się nie stało. Co więcej, regiony te są dziś źródłem postępującej destabilizacji i wydaje się, że musimy zaangażować jeszcze więcej sił i środków, by zatrzymać choćby rozrost tzw. Państwa Islamskiego. Z drugiej strony, rosnąca agresywność polityki rosyjskiej, wyrażająca się m.in. atakiem na Gruzję i Ukrainę, każe NATO wrócić do myślenia o zagrożeniach konwencjonalnych. Wygląda więc na to, że jeszcze się nie uporaliśmy z zagrożeniami, które pojawiły się u progu XXI wieku, a już musimy stawić czoła kolejnym. Nie mam wątpliwości, że dziś nie jesteśmy do tego wystarczająco przygotowani. Potrzeba dużej determinacji wśród liderów sojuszu, by sprostać tej sytuacji.
Spodziewa się Pani przyjęcia na warszawskim szczycie nowego dokumentu na temat współpracy NATO z Rosją?
Przez najbliższe miesiące wiele się może jeszcze wydarzyć, ale obecnie nie wygląda na to, by w Warszawie doszło do zasadniczego przełomu w relacjach NATO-Rosja. Dużo się mówi o otwarciu tzw. kanałów komunikacji i konieczności prowadzenia pewnego dialogu z Moskwą, choćby na temat sytuacji w Syrii, gdzie Rosja zaangażowała się wojskowo. Na razie trudno jednak prognozować, w jakim stopniu atmosfera w najbliższych miesiącach pozwoli na ponowne zbliżenie Rosji do sojuszu.
Rozmawiała Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna"