Śmierć Litwinienki. Radioaktywny trop agenta z Rosji
W toczącym się w Londynie publicznym dochodzeniu w sprawie śmierci Aleksandra Litwinienki, przedstawiono poważne poszlaki zamieszania Kremla w jego otrucie izotopem polonu. Inspektor Scotland Yardu, który 8 lat temu prowadził śledztwo, wskazał na radioaktywny trop, jaki pozostawił domniemany zabójca.
18.02.2015 | aktual.: 01.04.2015 18:40
Inspektor Craig Mascall przedstawił po raz pierwszy konkretne dowody, które przekonały Scotland Yard o winie byłego agenta Federalnej Służby Bezpieczeństwa Andrieja Ługowoja. Spotkał się on z Litwinienką w październiku 2006 roku w londyńskim hotelu Millenium.
"Ślady są wszędzie"
Rosjanin zostawił za sobą radioaktywny ślad polonu-210 wszędzie tam, gdzie był przed tym spotkaniem: w samolocie British Airways, którym przyleciał z Moskwy, w limuzynie, którą wynajął w Londynie i w luksusowym hotelu Sheraton, gdzie się zatrzymał na 4 dni. Największe stężenie promieniowania odczytano w jego hotelowym pokoju, ręcznikach i zsypie hotelowym.
Ten sam izotop polonu pozostawił ślad na filiżance herbaty, którą pił Aleksander Litwinienko i w jego organizmie, kiedy dokonano autopsji po jego śmierci - prawie miesiąc po spotkaniu w hotelu Millenium.
Mimo zaprezentowania tych dowodów Rosji, brytyjska prokuratura nie uzyskała zgody na wydanie Andrieja Ługowoja na proces.
Wdowa o Putinie
Na początku lutego wdowa po otrutym polonem agencie KGB Aleksandrze Litwinience, Marina, mówiła podczas publicznego śledztwa w Londynie o niechęci jej męża wobec prezydenta Rosji Władimira Putina.
Według relacji Mariny Litwinienko w latach 90. jej męża zaczęły niepokoić "ciemne interesy" prowadzone przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Przełom według niej nastąpił, gdy Litwinienko pracował w wydziale antyterrorystycznym podczas wojny w Czeczenii w połowie lat 90. Przesłuchiwał wtedy czeczeńskiego 17-latka, który powiedział mu, że cała klasa zaciągnęła się na wojnę z Rosją. Wówczas - mówiła Marina Litwinienko - jej mąż "zdał sobie sprawę, że w tej wojnie coś jest nie tak".
Źródła: IAR, PAP