Kamila Biedrzycka-Osica pytała rzecznika rządu o doniesienia mediów, że Waszczykowski "miał dostać czerwoną kartkę, ale nikt - ani Czarnecki, ani Bielan, ani Szczerski - nie zgodził się na stanowisko szefa MSZ".
- Takie zarzuty czy spekulacje wobec różnych ministrów pojawiają się od samego początku działania rządu. Nie było planów odwołania ministra, nie myli się ten, kto nic nie robi - usprawiedliwiał ministra rzecznik rządu.
Dziennikarka WP zwróciła uwagę, że szef MSZ jest ministrem, "wokół którego pojawiło się najwięcej znaków zapytania". Była wpadka z "San Escobar", była sprawa Roberta Greya, byłego wiceministra ds. dyplomacji ekonomicznej (odwołany ze stanowiska w listopadzie - przyp. red.).
Z pierwszych doniesień "Gazety Wyborczej" wynikało, że powodem dymisji było zatajenie przez Greya informacji o współpracy z amerykańskimi służbami. Jednak MSZ szybko zdementowało te informacje. Zgodnie ze stanowiskiem resortu odwołanie miało związek ze zmianą koncepcji kierownictwa - ministerstwo miało inny pomysł na wykorzystanie wiedzy i doświadczenia Greya.
- Co z tą nominacją jest nie tak? - dziwił się Bochenek. - Takich zmian jest bardzo wiele w różnych resortach - bagatelizował sprawę rzecznik rządu. Co do "San Escobar", zdaniem Bochenka "rozciąganie wpadki językowej na całą działalność szefa MSZ jest niepoważne".
Bochenek podkreślał sukcesy ministra, m.in. "współorganizację szczytu NATO, niezgodę na obowiązkowe przyjmowanie imigrantów".
