Psycholog: ograniczyć sprzedaż i reklamę alkoholu
To dobrze, że Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć sprzedaż i reklamę alkoholu. Naklejanie etykietek o zagrożeniach wynikających ze spożywanie alkoholu na butelkach również jest słusznym rozwiązaniem. Może niektórych przekona do abstynencji, a nikomu nie zaszkodzi -powiedziała w wywiadzie dla "Słowa Polskiego-Gazety Wrocławskiej" psycholog Beata Jarosz z Towarzystwa
Rozwoju Rodziny.
"Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska": Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć sprzedaż i reklamę alkoholu. W PRL-u też sprzedawano go tylko po godz. 13, ale sytuacja nie poprawiała się. Czy takie działania mają sens?
Beata Jarosz: Oczywiście. Fakt, ludzie stali w kolejkach długo przed 13., ale do tego czasu nie pili. Każdy sposób na ograniczenie jest dobry. Choćby naklejanie etykietek informujących o zagrożeniach wynikających ze spożywania alkoholu. To jest słuszne rozwiązanie. Tak jak w przypadku papierosów. W niczym to nie przeszkadza, a może niektórych przekona do abstynencji.
Ale jak będzie wyglądało markowe wino z wielkim napisem ostrzegawczym?
- Przecież ludzie nie kupują go, by oglądać, ale by pić. Larum podnoszą sprzedawcy alkoholu, bo boją się o swoje kolosalne wpływy. Dla nich to jest problem.
Ale dla nas też, bo straty firm mogą wpłynąć na gospodarkę.
- Proszę to powiedzieć matce dwojga dzieci, która żyje z alkoholikiem. Ciekawe, czy ta kobieta zastanawia się nad gospodarczymi konsekwencjami ewentualnej abstynencji jej męża. Jeśli wpływy z akcyzy utrzymują naszą ekonomię, to coś tu jest nie tak. Trzeba znaleźć inne źródło dochodów. Czyli to nie jest kolejny zakaz rządu, a profilaktyka?
- W każdym zakazie jest profilaktyka. A ten akurat jest dobry. Chociaż przeznaczane są coraz większe pieniądze na edukację, problem nie znika. Ilu mamy pijanych kierowców? Mnóstwo. Jak często sklepy sprzedają alkohol nieletnim? Prawie zawsze. W naszym społeczeństwie o alkoholu myśli się i mówi w sposób żartobliwy. Zagrożenia nie traktuje się poważnie. Może dzięki tym działaniom to się zmieni.
Może powinno się skuteczniej egzekwować zakaz sprzedaży?
- Oczywiście. Ale to jest trudne bez budowania postaw obywatelskich. Dużo łatwiej jest zataić, że nieletni kupił w sklepie piwo, niż poinformować o tym policję. Dlatego nie słyszy się o tym, by zamykano punkty sprzedaży, gdzie złamano ten przepis. Jeśli nasz znajomy po wypiciu alkoholu siada za kółkiem, a my informujemy o tym funkcjonariusza, to nie jesteśmy denuncjatorem. To nasz obowiązek.
Reklamy są bardzo skuteczne w przypadku dzieci. Jest szansa, że ta decyzja wpłynie na ich stosunek do alkoholu?
- Czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci. Jeśli wielkie koncerny wychowują sobie, za pomocą reklamy, rzesze wiernych konsumentów, to dlaczego my nie mamy prawa uczyć ich trzeźwości? To jest ogromny problem wśród młodzieży. Wszystko jest dla ludzi. Ale trzeba zachować umiar i rozsądek.