Poszli do spowiedzi przed chrztem dziecka. Ksiądz: "Nie chciałbym mieć takiej żony"
Jak nakazuje religia katolicka, rodzice malucha przed chrztem powinni się wyspowiadać. Zgodnie z tą zasadą małżeństwo poszło do konfesjonału, by wyznać swoje grzechy. I trochę się zdziwili. Mąż i żona wyznali to samo przewinienie, ale tylko kobiecie się oberwało.
20.11.2017 18:14
Dla wierzących katolików sakrament spowiedzi jest czymś naturalnym. Jeśli nawet nie wyznają swoich grzechów regularnie, czyli przynajmniej raz w roku, to przy ważnych życiowych i religijnych wydarzeniach (chrzest, komunia, ślub) wiedzą, że powinno się pójść do konfesjonału i oczyścić z grzechu.
Jednak ci, którzy wierzący nie są lub opuścili szeregi kościoła, uważają, że nie ma on większego sensu. Nie dość, że człowiek poddaje się pod osąd księdza-jednostki, który w końcu subiektywnie ocenia sytuacje i życie człowieka nie wiele o nim wiedząc, to poza tym skoro Bóg słyszy wszędzie głos swoich owieczek, po co zwierzać się księdzu? Niemniej kościół ma swoje zasady i wierzący starają się ich przestrzegać. Kobieta, feministka, żona i mama poszła do spowiedzi i to samo zrobił jej mąż.
"Taka sytuacja... spowiedź przed chrztem syna. Ja, po mnie mój mąż. Ja: złoszczę się na męża, dzieci. Ksiądz: nie chciałbym mieć takiej żony i matki (powtórzone 2 razy). Po mnie do konfesjonału podchodzi mąż [który mówi]: kłócę się z żoną. Ksiądz: stary, nie dawaj się. Po raz pierwszy spotkałam się z tak jawną dyskryminacją. Jestem ostro wkur…, ale też mi przykro, bo jestem osobą wierzącą (ale i feministką). A oni, przez takie obrzydliwe zachowanie, odsuwają mnie od mojego kościoła" - napisała na Dziewuchy Dziewuchom rozgoryczona kobieta.
Zdziwieni? Większość internautów nie jest: "Religie monoteistyczne wspierają patriarchat, a polski kościół katolicki jawnie i skutecznie ogranicza prawa kobiet, więc ten ksiądz postąpił tylko zgodnie z doktryną instytucji, którą reprezentuje. A wspomaganie tej instytucji w jakiejkolwiek formie (na przykład przez ochrzczenie dzieci) to aktywne popieranie dalszego tych praw ograniczania" – czytamy w komentarzach, które w większości objaśniają, że autorka nie powinna być zdziwiona i oni też nie widzą tutaj nic szokującego, bo takie podejście w kościele to, według nich, norma." Nie rozumiem problemu, przecież nie ma przymusu spowiadania się ani chrzczenia dzieci w religii, która promuje przemoc." Inna osoba krytykuje samą autorkę posta: "Sorry, ale dla mnie katolicka feministka to oksymoron".
Finał tej spowiedzi stał się okazją do krytyki całej instytucji kościoła. Ale jeden z nielicznych głosów w dyskusji staje w obronie autorki i kościoła: "Spotkałam masę super księży i fajnych nauczycieli. Spotkałam też masę jełopów i buraków w kościele i szkole. Czy to znaczy, że ogólnie zła jest wiara czy edukacja?" – pyta retorycznie czytelniczka, zwracając uwagę innym, że wrzucanie wszystkiego i wszystkich do jednego worka na podstawie jednostkowych przypadków jest krzywdzące.
Wiele wierzących feministek z kościoła odeszło, bo według nich, kościół do nich mówił, ale w ogóle nie słuchał. W tym wypadku ksiądz nie tylko pokazał, kto w domu rządzić powinien, ale jeszcze próbował wzmocnić poczucie winy kobiety, jako złej żony i matki. Chyba nie taka z założenia ma być jego rola? Są jednak kobiety, które nie zgadzają się z jawnymi nierównościami w kościele, ale od wiary odejść nie zamierzają. Tzw. Katofeministki podejmują się próby zmieniania go od wewnątrz. Wciąż np. nie wiadomo dlaczego kobiety mają tak ograniczone możliwości uczestnictwa w ważnych wydarzeniach kościoła, jak i piastowania w nim wysokich stanowisk. I chociaż wiele lat temu Jan Paweł II np. poparł bycie ministrantkami, wciąż na mszach dziewczynek przy ołtarzu nie widać.
Kościół zmianom się opiera. W praktyce większą siłę mają przyjęte od pokoleń stereotypy, umacniane przez kapłanów wypowiadających się w podobnym tonie do wspomnianego wyżej spowiednika. A wielu twierdzi, że tendencja jest wręcz odwrotna. Pomimo licznych apeli obecnego papieża o większą tolerancję, najczęściej duchowni zbywają je milczeniem.