PolitykaPodziały w NATO. Zbroić czy nie zbroić Ukrainy?

Podziały w NATO. Zbroić czy nie zbroić Ukrainy?

USA chcą dozbrajać ukraińską armię, Europa stanowczo się przed tym wzbrania. Spór o politykę wobec Rosji poróżnił przywódców z obu stron Atlantyku. Możliwe, że Europa nie będzie miała jednak innego wyboru jak wesprzeć dyplomację bardziej konkretnymi środkami - twierdzą eksperci.

Podziały w NATO. Zbroić czy nie zbroić Ukrainy?
Źródło zdjęć: © AFP | Olivier Lang
Oskar Górzyński

09.02.2015 | aktual.: 09.02.2015 19:27

W tym samym czasie, gdy Angela Merkel i Francois Hollande wyruszali w piątek do Moskwy by "dać pokojowi jeszcze jedną szansę", w Brukseli, z dala od głównej sceny wydarzeń tego wieczoru, spotkali się przedstawiciele dwóch wielkich nieobecnych przy tych rozmowach sił, wiceprezydent USA Joe Biden i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. I wystąpili z przesłaniem cokolwiek innym od tego autorstwa Merkel i Hollande'a.

- Prezydent Putin ciągle apeluje o nowe plany pokojowe, podczas gdy jego wojska przetaczają się przez ukraińskie wsie, kompletnie ignorując każde porozumienie, jakie jego kraj podpisał. - powiedział Biden. Jego komentarz, wypowiedziany na kilka godzin przed szczytem w Moskwie został odebrany przez wielu jako próba podważenia misji "Merkollande'a" (jak nazywany jest niemiecko-francuski tandem przywódców) i dowód na coraz bardziej rozbieżne stanowiska europejskich i amerykańskich polityków w sprawie postawy, jaką Zachód powinien przyjąć wobec Rosji. Nie był to jedyny taki sygnał w ostatnich dniach. Główną osią niezgody między Europą a Stanami Zjednoczonymi stała się kwestia zbrojenia ukraińskiej armii. Na przełomie stycznia i lutego administracja Obamy, jak dotąd wzbraniająca się przed wysyłaniem broni Ukrainie, nagle zmieniła zdanie i przyznała, że rozważa taką opcję. Do takiego rozwiązania przychyla się w dodatku nominowany na nowego Sekretarza Obrony USA Ashton Carter.

To, jak wyraźne są różnice widać było wyraźnie w miniony weekend, podczas monachijskiej konferencji bezpieczeństwa. Europejczycy - szczególnie Niemcy - byli zdecydowanie przeciw. Szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier nazwał zbrojenie Ukrainy krokiem nie tylko ryzykownym, ale i przynoszącym skutki odwrotne od zamierzonego, bo dającym Rosji powód do jeszcze większej eskalacji. Niewzruszona pozostała też Merkel, która kategorycznie stwierdziła, że konfliktu "nie da się rozwiązać środkami militarnymi". Innego zdania byli delegaci z USA. Podczas sesji pytań i odpowiedzi z Angelą Merkel, republikański senator Bob Corker otwarcie zakwestionował politykę Niemiec, oskarżając ją o "opuszczenie" Ukrainy. Jeszcze dalej poszedł John McCain, który porównał dyplomatyczne zabiegi Europejczyków do polityki appeasementu, zaś prywatnie - ujawnili to dziennikarze niemieckiego "Bilda" - określił rosyjską wizytę duetu Merkel Hollande mianem "moskiewskiego g...".

Jednak zdaniem Michała Baranowskiego, dyrektora warszawskiego oddziału think tanku German Marshall Fund, mimo tych różnic nie można mówić o poważnym rozłamie między transatlantyckimi sojusznikami.

- To jest debata, która tak naprawdę dopiero się zaczęła po obu stronach Atlantyku. W Waszyngtonie jak dotąd nic jeszcze nie zostało postanowione. Owszem, słyszy się bardziej zdecydowane głosy, ale głównie wśród ludzi będących poza bezpośrednimi kręgami decyzyjnymi - mówi Baranowski w rozmowie z WP - Droga do podjęcia decyzji jest jeszcze długa, bo wymaga to wcześniej formalnych przygotowań dotyczących tego, jaką i ile broni wysłać Ukrainie. Skalibrowanie tego będzie bardzo trudne - dodaje.

Podobnego zdania jest ekspertka ośrodka Carnegie Europe Judy Dempsey, która nie wierzy, by prezydent USA w krótkim czasie zdecydował się na dostawy broni.

- Obama musi liczyć się z opinią publiczną. A ją, jak pokazują badania, po prostu Ukraina nie obchodzi. Ten nagły zwrot w Ameryce był dużym zaskoczeniem dla wszystkich w Europie - mówi WP.

Zdaniem Dempsey, Ameryka nie będzie naciskać - przynajmniej na razie - na wysłanie broni na Ukrainę, również ze względu na troskę o zachowanie solidarności w NATO. - Odbyłam w Monachium mnóstwo rozmów z europejskimi dyplomatami i żaden z nich nie chciał przyznać, nawet nieoficjalnie, by jego rząd mógł wysłać broń na Ukrainę. Nie wierzę więc, by USA zdecydowały się na ten krok wbrew Europie, a przede wszystkim wbrew Merkel. Tym bardziej, że w tym roku po raz pierwszy wśród polityków w Monachium wyczuwało się konieczność zachowania jedności i wspólnego stanowiska - mówi Dempsey.

Inną kwestią budzącą kontrowersje w USA - ale też i w pozostałych państwach UE - jest dotychczasowy, "normandzki" format (Rosja, Ukraina, Francja i Niemcy) rozmów w sprawie Ukrainy, który obowiązywał będzie także podczas najbliższych negocjacji w środę w Mińsku. Zdaniem Baranowskiego, format ten się zużył i stanowi dla Rosji okazję do łatwiejszego zwodzenia swoich partnerów.

- Widać to było już w styczniu, podczas spotkania czwórki w Berlinie. Ledwie dwa dni po negocjacjach, gdzie rozmawiano m.in. o powrocie do ustaleń z Mińska, Rosjanie wznowili swoją ofensywę, ostrzeliwując do tego Mariupol, leżący 25 kilometrów za linią demarkacyjną - mówi ekspert. Dodaje, że nowy format rozmów powinien jego zdaniem uwzględniać tak Stany Zjednoczone, jak i przedstawiciela Unii Europejskiej.

- Z moich rozmów z ludźmi administracji rządowej, USA chcą się w ten proces zaangażować - dodaje Baranowski.

Eksperci są jednak zgodni, że sama dyplomacja może nie wystarczyć do tego, by doprowadzić do trwałego zakończenia walk na Ukrainie. Dlatego można się spodziewać powrotu debaty nad wysyłaniem broni na Ukrainę. - Nawet jeśli w Mińsku dojdzie do kolejnego porozumienia, to nie mamy pewności, czy Rosja znowu go nie złamie. Przyznaje to nawet sama Merkel. Problem jest potężny, bo po prostu nie wiemy, co zrobi Putin. Jeśli więc dyplomacja zawiedzie, Zachód będzie musiał odpowiedzieć czymś więcej niż tylko groźbami - podsumowuje Dempsey.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska
Zobacz również: Merkel z wizytą w Waszyngtonie
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1027)