Obywatelska powszechna rezygnacja - Komentarz Internauty
W niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego udział weźmie prawdopodobnie ledwie garstka uprawnionych. Nie pierwszy i - o zgrozo - nie ostatni raz na to właśnie wskazują sondaże. Kampania wyborcza była i krótka, i bezbarwna. Można wątpić, by wyborcy doświadczyli iluminacji, bądź niezdecydowani zostali przekonani, by na wybory pójść.
Pozwolę sobie uprzedzić fakty i już teraz wysnuć wnioski, jakie nasuwają się same z 15-letniego demokratycznego dorobku Polski. Społeczna frustracja zamiast w ożywieniu działalności społecznej obywateli, objawia się w powszechnej rezygnacji. Ciężko wywalczone w 1989 roku prawo do wolnych wyborów, dziś jest jak kula u nogi polskich elit rządzących. Łatwiej byłoby, gdyby posłów do Parlamentu Europejskiego wybierał Sejm, zatwierdzał prezydent, bez naszego udziału. Prościej, spokojniej, taniej.
Zamiast irytujących audycji wyborczych, telewizja nadawałaby nasz ulubiony serial, a w miejsce plakatów z twarzami ludzi ubiegających się o mandat, wskoczyłby billboard z reklamą margaryny z pobliskiego supermarketu. Zadowoleni obywatele, zadowoleni politycy, zadowolona straż miejska, która nie miałaby już problemu z usuwaniem afiszy z niedozwolonych miejsc. Wszystko w zaciszu gabinetów.
A może po prostu mało kto wierzy, że jego głos coś znaczy. Czym jest bowiem jeden głos wobec wielomilionowej rzeszy wyborców? Przyjemniej więc spędzić niedzielny wieczór nad jeziorem, rozkoszując się jeszcze trwaniem długiego weekendu, niż skrócić go o godzinkę, by zdążyć przed zamknięciem lokali wyborczych. I spełnić w ten sposób swój obywatelski obowiązek, który tak naprawdę obowiązkiem zawsze był, jest i będzie tylko z nazwy. Obawiam się, że górę weźmie ten negatywny scenariusz, a polscy dyplomaci świecić będą oczami na pytania zagranicznych kolegów: "Co z waszą demokracją?"
Czasami zdarza się, że niebiorący udziału w głosowaniu żałują swoich decyzji. Chcieliby cofnąć czas i skreślić krzyżyk przy nazwisku któregoś z kandydatów. A może kogoś wyrzuty sumienia najdą wcześniej, jeszcze przed godz. 22 w niedzielę? Może ten ktoś opamięta się i pójdzie do urny, zachęcając jednocześnie znajomych? Warto. Dla siebie. Dla Polski.
Marcin T. Senderski
marcin@senderski.prv.pl