Michelle Obama czy Kamala Harris? Eksperci nie pozostawiają wątpliwości

Marzenie milionów Amerykanów popierających Demokratów: kandydatką na prezydenta Stanów Zjednoczonych zostaje nie Kamala Harris, a Michelle Obama. Eksperci w rozmowie z Wirtualną Polską mówią, czy to możliwe. Ich twierdzenia są jednoznaczne.

Po lewej Kamala Harris, po prawej Michelle Obama
Po lewej Kamala Harris, po prawej Michelle Obama
Źródło zdjęć: © PAP | ERIK S. LESSER, PETER FOLEY
Michał Wróblewski

Michelle Obama jest jedną z najpopularniejszych Amerykanek. I jedną z najbardziej cenionych Pierwszych Dam w historii. Z tego też powodu miliony Amerykanów wspierających Demokratów uznało, że to żona Baracka Obamy - a nie prezydent Joe Biden - miałaby większe szanse na pokonanie w wyborach Donalda Trumpa.

Według cytowanego przez PAP na początku lipca badania Ipsos, Michelle Obama - która wielokrotnie deklarowała, że nie będzie startować w wyborach - mogłaby liczyć na znaczną przewagę w hipotetycznym pojedynku z Trumpem, pokonując go stosunkiem głosów 50-39 proc. To znacznie lepszy wynik od Bidena, który - zanim zrezygnował - w sondażu uzyskiwał 40 proc. poparcia - mniej więcej tyle samo, co jego republikański rywal.

Na podobne poparcie (42 proc.) może dziś liczyć Kamala Harris, która ma największe szanse zostać kandydatką Demokratów na prezydenta. Ale czy ma szanse wygrać z Trumpem?

- W punkcie wyjścia szanse Kamali Harris nie były największe. Ma za sobą 3,5 roku w cieniu prezydenta Bidena, nie łatwo będzie jej wyjść z tego cienia. Ale będzie musiała. Musi pokazać, że jest zdolna do równej walki z kontrkandydatem - mówi Wirtualnej Polsce Janusz Reiter, były ambasador RP w USA i Niemczech.

Dyplomata podkreśla, że "to nie jest kandydatura bez szans, ale Kamalę Harris czeka bardzo trudna walka, również dlatego, że budzi ona większe kontrowersje wśród konserwatywnej części społeczeństwa, niż Joe Biden".

- Jej plusem może być to, że, jak wiele na to wskazuje, nie będzie brakowało jej sił. Ma zdolność mobilizacji wielu grup społecznych, ale z drugiej strony będzie też celem ataków tej najbardziej konserwatywnej części Republikanów, z samym Trumpem na czele - podkreśla Janusz Reiter.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Michelle Obama bez szans na nominację

W kandydowanie Michelle Obamy nie wierzy dr hab. Anna Sosnowska-Jordanovska z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.

- Rozważania nad kandydaturą Michelle Obama są zupełnie niepoważne. Nie jest poważnie rozważana w żadnych liczących się kalkulacjach politycznych. To kandydatura wyłącznie medialna. Wykluczone, żeby Obama mogła kandydować. Żadne poważne media tego nie analizują. Nie ma nawet wiarygodnych sondaży na ten temat - mówi nam ekspertka.

Jak zauważa: - Michelle Obama jest oczywiście powszechnie znana, rozpoznawalna, popularna i lubiana, ale ona nie jest zawodowym politykiem i nie ma takich ambicji i planów.

Podobnie uważa Janusz Reiter. - Wielu chciało wierzyć, że Michelle Obama będzie kandydatką Demokratów, ale lepiej, żeby ona pozostała popularna w badaniach opinii publicznej. Kampanie wyborcze bowiem bezwzględnie weryfikują testy popularności - wyjaśnia były ambasador RP w USA.

I mówi, że między innymi dlatego Partia Demokratyczna nie zdecydowałaby się na postawienie na Michelle Obamę. - W przeciwieństwie do Kamali Harris, Michelle Obama nie jest zawodową polityczką. Jej kandydatura byłaby trudna do wytłumaczenia - podkreśla rozmówca WP.

Dodaje też, że "to nie byłoby dojrzałe politycznie, gdyby Demokraci postawili na Obamę tylko dlatego, że była żoną prezydenta".

- Przez bycie żoną Baracka Obamy Michelle nie stała się automatycznie polityczką. Politykiem była Hillary Clinton, prowadziła samodzielnie karierę polityczną, więc to było coś innego. Ona była oceniania jako osoba ze świata polityki. Pani Obama nie jest ze świata zawodowej polityki. Wystawienie kogoś takiego w szranki byłoby bezwzględnie wykorzystane przez drugą stronę, również jako świadectwo ubóstwa politycznego i kadrowego Demokratów - przekonuje Janusz Reiter.

Były ambasador RP w USA i Niemczech podkreśla: - Jesteśmy kilka miesięcy przed wyborami, a tu chodzi o najwyższą stawkę.

- Nie ma czasu na rozważania, kto ma doświadczenie, a kogo uznawać za politycznego zawodowca. W sytuacji, gdy chodzi o tak ważną funkcję, o tak ważną decyzję, i to wtedy, gdy dochodzi do tak ostrej konfrontacji, gdy konfrontują się zupełnie różne wyobrażenia o Ameryce i świecie, to stawia się na kogoś, kto potrafi najmocniej walczyć. Na tym polega szansa Kamili Harris, bo o niej najwięcej wiadomo. Choć i tak wielu w Partii Demokratycznej może się zastanawiać, czy będzie odpowiednio silna, by stawić czoła Trumpowi - konkluduje Janusz Reiter.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kamala Harris z potencjałem

Czy zatem dla Kamali Harris może znaleźć się alternatywa? - Nominacja nie jest przesądzona, konwencja Demokratów będzie kluczowa. Kamala Harris jest naturalną kandydatką, otrzymała poparcie wielu liderów Partii Demokratycznej, ale i tak spodziewam się kilkutygodniowej kampanii, by na końcu formalnie już wskazać kandydata. Moja intuicja jest taka, że Kamala Harris z punktu widzenia Demokratów wydaje się dziś najlepszą kandydatką na prezydenta - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Anna Sosnowska-Jordanovska.

Ekspertka podkreśla też, że bardzo ważne będzie również to, kogo Demokraci wskażą jako kandydata na wiceprezydenta w ewentualnym gabinecie Harris. - Mark E. Kelly, senator z Arizony, może być kandydatem na wiceprezydenta. Moim zdaniem może nim również zostać Josh Shapiro, gubernator Pensylwanii. Obaj reprezentują tzw. swing states, stany wahające się, zatem mogliby wiele wnieść do kampanii i uzupełniać się z Kamalą Harris - mówi dr Sosnowska-Jordanovska.

Analityczka z Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego wysoko ocenia szanse potencjalnej kandydatki. Dostrzega jej potencjał. - Kamala Harris przez całą kadencję Bidena miała złą prasę, choć nie do końca potrafię zrozumieć dlaczego. Musiała się spotykać z wieloma uprzedzeniami, w różnych aspektach. Niektórzy nie traktowali jej poważnie - być może wynikało to z różnić kulturowych. A przecież ona jest bardzo doświadczoną polityczką, pełniła bardzo ważne funkcje publiczne, ma bardzo wyraziste poglądy - wylicza dr Sosnowska-Jordanovska.

Jak dodaje: - Harris może zmobilizować wyborców młodych, a także pochodzenia azjatyckiego czy afroamerykańskiego. Entuzjazm wśród tych wyborców bowiem bardzo wzrósł. Ale zobaczymy, jak przełoży się to na głosy elektorskie.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (624)