Czy Kamala Harris zdoła zjednoczyć partię i pokonać Trumpa? [OPINIA]
Joe Biden, rezygnując z ubiegania się o reelekcję, wskazał wiceprezydentkę Kamalę Harris jako swoją następczynię. Za prezydentem poszło wielu kluczowych polityków Partii Demokratycznej. Harris nie może być jednak pewna nominacji, ostatecznie zdecyduje o tym konwencja demokratów, zaplanowana w drugiej połowie sierpnia w Chicago - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Wiceprezydentki jak dotąd nie poparli liderzy partii w Kongresie - Hakeem Jeffries i Chuck Schumer - podobnie jak ciągle posiadająca znaczące wpływy w partii była spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi oraz były prezydent Barack Obama.
Część liderów demokratów jest przekonana, że proces wyboru nowego kandydata w miejsce Bidena powinien mieć możliwie otwarty i demokratyczny charakter. Jakiej formy by nie przyjął, Harris będzie zdecydowaną faworytką w wyścigu o partyjną nominację. Jak dotąd nie pojawił się żaden inny poważny lider pragnący zastąpić Bidena, a przynajmniej dwóch bardzo potencjalnych poważnych konkurentów Harris - gubernator Kalifornii Gavin Newsom oraz gubernator Pensylwanii Josh Shapiro - poparło już jej kandydaturę.
Pojawia się więc pytanie: czy Harris będzie w stanie pokonać Trumpa?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kandydatka nie na te czasy?
Także w Partii Demokratycznej nie brakuje co do tego wątpliwości. Wzmacnia je choćby pamięć kampanii w poprzednim cyklu wyborczym. Harris, wtedy senatorka z Kalifornii, zadeklarowała swój start w wyborach w 2020 roku już w styczniu 2019 roku. Musiała się jednak wycofać z wyścigu już jesienią 2019 - zanim zaczęły się partyjne prawybory.
Poprzednia kampania prezydencka Harris załamała się więc, zanim się na dobre rozpoczęła. Kandydatce szybko skończyły się pieniądze, darczyńcy, początkowo podekscytowani jej kandydaturą, zwątpili w szanse polityczki. Media donosiły o ciągłych kadrowych problemach w jej sztabie, senatorka słabo radziła sobie z zarządzaniem zespołem mającym prowadzić jej kampanię.
Wreszcie, co kluczowe, w kampanii zdominowanej przez trudną programową dyskusję między bardziej progresywnym a bardziej umiarkowanym skrzydłem partii Harris niespecjalnie potrafiła przedstawić spójną propozycję programową, odróżniającą ją od innych kandydatów.
W 2019 roku przedstawiała się jako naturalna kontynuatorka polityki Obamy. Jej kampania mówiła: w 2008 i 2012 roku Ameryka dokonała historycznego wyboru pierwszego czarnego prezydenta, teraz czas na czarnoskórą kobietę. Ta karta nie sprawdziła się jednak pięć lat temu, po czterech latach rządów Trumpa Stany były w zupełnie innym miejscu niż pod w 2012 roku, gdy Obama wygrał po raz ostatni.
Centrowa, technokratyczna polityka byłego prezydenta, której nową wersję oferowała Harris, nie przestawała do znacznie bardziej populistycznej atmosfery okresu 2019-20.
Dziś znów pojawiają się wątpliwości, czy Harris - przedstawicielka demokratycznego establishmentu z Kalifornii, jednego z najbardziej liberalnych stanów - będzie mogła pokonać populistyczną machinę Trumpa. Czy republikański kandydat tak jak w 2016 roku znów nie zapewni sobie zwycięstwa, wygrywając głosami białej klasy pracującej w stanach "pasa rdzy", takich jak Michigan, Pensylwania i Wisconsin.
Wiceprezydentka nie wykorzystała najlepiej ostatnich czterech lat
Oczywiście, inaczej niż w 2019 Harris ma za sobą cztery lata jako wiceprezydentka u boku Bidena. Na ile jednak wykorzystała je dla budowy swojej pozycji? Jej pierwsza misja jako wiceprezydentki skończyła się poważnym politycznym kryzysem wizerunkowym. Harris pojechała do Meksyku i Gwatemali, by razem z władzami tych państw pracować nad powstrzymaniem przyczyn nadmiernej migracji do Stanów - takich jak bieda.
Podczas wywiadu na temat wizyty dla telewizji NBC pytana o to, dlaczego nie pojechała na granicę z Meksykiem Harris najpierw wbrew prawdzie powiedziała, że pojechała, gdy prowadzący zwrócił jej uwagę, że to nieprawda, zaczęła zapewniać, że tam pojedzie, a tak w ogóle to nie rozumie o co dziennikarzowi chodzi.
Wywiad dostarczył amunicji republikanom i można się spodziewać, że sztab Trumpa odgrzebie go w najbliższych miesiącach, jako "dowód", że to Harris była odpowiedzialna w administracji Bidena za zabezpieczenie granicy - co nie było celem wizyty z 2021 roku i nigdy nie należało do obowiązków Harris - i nie potrafiła poradzić sobie z tym zadaniem. A sytuacja na granicy będzie jednym z czołowych tematów tych wyborów.
Harris przez cały okres prezydentury miała też problem z wizerunkiem polityczki niepoważnej, popełniającej publiczne gafy, śmiejącej się w nieodpowiednich momentach - kampania Trumpa będzie starała się to maksymalnie wykorzystać.
W ciągu ostatnich czterech lat Harris była bardzo aktywna na forum międzynarodowym, kilkakrotnie reprezentowała Stany na konferencji bezpieczeństwa w Monachium, spotykała się z wieloma przywódcami na całym świecie. Ta aktywność pozostawała jednak w dużej mierze niewidoczna dla amerykańskiej opinii publicznej i drużyna Harris będzie teraz musiała szybko przedstawić ją jako osobę, która w ciągu czterech lat na stanowisku nr 2 w państwie zdobyła poważne doświadczenie międzynarodowe.
Aż do kwietnia tego roku Harris była gorzej oceniana w sondażach niż Biden. Dziś w sondażach badających jej hipotetyczne starcie z Trumpem wiceprezydentka radzi sobie lepiej niż Biden, ale ciągle przegrywa z Trumpem.
Według wyliczeń "The New York Timesa" średnia sondażowa przewaga Trumpa nad Harris wynosi dwa punkty procentowe, nad Bidenem wynosiła trzy. O prezydenturze zadecydują jednak nie wyniki ogólnokrajowe, ale w kilku kluczowych stanach - i tu Harris radzi sobie lepiej niż Biden, ostatni sondaż pokazuje, że w kluczowej dla wyników Pensylwanii, Harris przegrywa z Trumpem różnicą zaledwie punktu procentowego.
Jak Harris może skutecznie ustawić spór?
Z drugiej strony w niedzielę, po ogłoszeniu przez Bidena rezygnacji i poparcia dla Harris, na konto kampanii demokratów wpłynęło 50 milionów dolarów. To najlepszy dzienny wynik od 2020 roku. W dużej mierze były to wpłaty od drobnych darczyńców, wynoszące po kilkanaście dolarów. Sugeruje to, że potencjalna kandydatura Harris wywołała entuzjazm zaangażowanych wyborców partii.
Zwolennicy Harris przekonują, że jej nominacja zmobilizuje kluczowe dla zwycięstwa demokratów grupy: kobiety, mniejszości etniczne i młodych ludzi oraz elektorat progresywny. Z pewnością będzie je w stanie zmobilizować znacznie skuteczniej niż Biden, którego poparcie wśród młodych, progresywnych wyborców załamało się za sprawą polityki administracji wobec Izraela i Palestyny.
Harris z kolei uchodziła za najbardziej propalestyńską polityczkę w otoczeniu Bidena, już w marcu domagała się natychmiastowego zawieszenia broni w Gazie. Może jej to pomóc wygrać w kluczowym dla wyniku wyborów stanie Michigan, zamieszkanym przez najliczniejszą w Stanach liczbę Amerykanów palestyńskiego pochodzenia. Choć wizerunek "propalestyńskiej kandydatki" może okazać się kosztowny wśród innych grup wyborców.
Harris zanim została wybrana do Senatu pracowała przez lata jako prokuratorka w Kalifornii. W sytuacji, gdy jej konkurentem jest prawomocnie skazany przestępca, daje to kampanii wiceprezydentki naturalną narrację: ja ścigałam przestępców, on sam nim jest.
Dwoma największymi atutami Harris wydają się jej wiek i stanowisko w sprawie aborcji. Trump opierał swoją kampanię w ostatnich miesiącach przede wszystkim na jednym argumencie: Biden jest zbyt stary i schorowany, by można powierzyć mu najwyższy urząd w państwie. Teraz to on jest najstarszym kandydatem w wyścigu, który, jeśli wygra, będzie najstarszym prezydentem obejmującym urząd.
Harris, młodsza od Trumpa o prawie dwie dekady, może teraz skierować przeciw niemu argument z wieku. Rezygnacja Bidena czyni z demokratów siłę, która - choć naprawdę w ostatniej chwili - okazała się zdolna do dokonania pokoleniowej sukcesji, na tym tle trzymający się kurczowo Trumpa republikanie mogą wyglądać jak partia desperacko uczepiona przeszłości.
Wreszcie - kwestia aborcji. Wyrok Sądu Najwyższego z czerwca 2022 roku, odbierający Amerykankom prawo do aborcji jako prawo konstytucyjne okazał się - jak pokazały wyniki praktycznie wszystkich wyborów od tego czasu - wielkim obciążeniem dla republikanów.
Harris jako pierwsza polityczka z otoczenia Bidena dostrzegła wyborczy potencjał kwestii aborcji, stała się głównym głosem demokratów upominającym się o prawa kobiet - Biden, jako katolik, średnio się do tego nadawał. Można się spodziewać, że prawa reprodukcyjne staną się jednym z kluczowych tematów w kampanii, tym bardziej, że Trump wybrał jako swojego kandydata na wiceprezydenta konserwatywnego katolika J. D. Vance’a, którego poglądy na temat aborcji uchodziłyby za skrajne nawet w Polsce.
Vance uważa, że aborcja powinna być dozwolona tylko w sytuacji zagrożenia życia kobiety. Choć deklarował, że sprawę te powinny regulować poszczególne stany, to niedawno pojawiło się nagranie rozmowy z 2022 roku, w którym Vance mówił, że chciałby ogólnoamerykańskiego zakazu aborcji.
W listopadzie w kilku stanach wyborom może towarzyszyć referendum decydujące o wpisaniu do stanowych konstytucji prawa kobiety do przerywania ciąży. Wśród nich znajdą się Arizona i Nevada, dwa stany, gdzie do końca będzie toczyć się walka między Trumpem a kandydatką, lub kandydatem demokratów – połączenie referendum z kandydatką kojarzoną z prawami reprodukcyjnymi może wytworzyć efekt synergii dający zwycięstwo Partii Demokratycznej.
Nie ma oczywistej alternatywy
Przy wszystkich słabościach kandydatury Harris, dla wiceprezydentki nie ma żadnej oczywistej alternatywy. Gdyby demokraci zastąpili Bidena białym, bardziej konserwatywnym politykiem z konserwatywnego stanu, mogłoby to zdemobilizować grupy, z których partia musi "wycisnąć" maksymalną frekwencję - mniejszości etniczne, kobiety, młodych. Z całą pewnością biały mężczyzna z bardziej konserwatywnego niż Kalifornia stanu - jak wspomniany gubernator Shapiro z Pensylwanii albo gubernator Kentucky Andy Beashar - byłby dobrym wyborem jako kandydat na wiceprezydenta u boku Harris.
Demokraci w dużej mierze z własnej winy - bo od dawna widać było problem z wiekiem Bidena - znaleźli się jednak w niezwykłej, bardzo ciężkiej sytuacji. Mają bardzo niewiele czasu, by zrestartować kampanię i zbudować ją wokół następczyni lub następcy Bidena.
Kogokolwiek wybiorą, będzie miał on bardzo trudne zadanie, każdy będzie musiał walczyć z Trumpem dosłownie o każdy głos.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek