Makowski: "Nie wystarczy zakasać rękawy i rozklejać plakaty po wsiach. Zjednoczona Opozycja umiera na naszych oczach" [OPINIA]
Projekt jednego bloku opozycji, która miała skutecznie powalczyć z PiS-em, rozpadł się doszczętnie po wyborach europejskich. Co dalej? Marazm o obliczu Platformy, której politycy na konferencji prasowej mówią, że... czas konferencji prasowych się skończył i trzeba ruszać w Polskę. A potem słuch o nich ginie.
Pod względem formalnym wszystko wyglądało jak żywcem wyjęte z podręcznika marketingu politycznego. W środę 26 czerwca politycy PO i jej partyjnych przybudówek organizują konferencję prasową, przedstawiając nowy sztab na wybory parlamentarne. Znajdują się w nim młode twarze (Brejza, Arłukowicz), doświadczeni liderzy (Kidawa-Błońska) oraz członkowie Koalicji Obywatelskiej, (Nowacka, Szłapka). Pojawia się również, przedstawiany jako tajna broń na jesień, komponent samorządowy (Zdanowska, Karnowski, Frankiewicz).
Politycy stojący w pierwszym rzędzie poubierani w białe koszule z zakasanymi rękawami, (sugerującymi skrócenie dystansu i gotowość do ciężkiej pracy) przekonują, że od teraz będą prezentować "nową jakość". - Kluczem w ostatnich kampaniach był bezpośredni kontakt z wyborcami. Czas kampanii opartych na konferencjach prasowych i wielkich billboardach mija. Dziś jest czas, by ruszyć w teren, odwiedzać mieszkańców, prowadzić kampanię na dole - przekonuje Bartosz Arłukowicz. Wreszcie wyciągnęli wnioski i czegoś się nauczyli - prawda?
"Ruszanie w teren"
Nie do końca. Zapomniałem dodać, że ów podręcznik do marketingu politycznego, z którego czerpali politycy opozycji, musiał zostać wydany przynajmniej 10 lat temu. Bo to, co PiS robi z powodzeniem od ponad pięciu lat, dopiero dzisiaj w aurze innowacyjności bez cienia zażenowania ogłaszają czołowe twarze Platformy. Jak inaczej nazwać deklaracje o "końcu konferencji prasowych", wygłoszoną na wielkiej konferencji prasowej. Albo "końcu kampanii z bilbordami", po której następuje zapowiedź, że plakaty i bilbordy PO będą widoczne na każdym płocie we wsiach i wszystkich miastach i miasteczkach Polski?
Jak zrozumieć zapowiedź "ruszenia w teren" w sytuacji, w której po ruszeniu słuch o politykach opozycji ginie. W tym samym czasie - szczycie sezonu ogórkowego - Mateusz Morawiecki w jeden dzień (piątek) "obskakuje" pięć miejscowości. A to przecież Platforma i jej młode wilczki, powinny być dzisiaj głodne sukcesów i waleczne, a nie siłą rzeczy grawitująca ku establiszmentowości władza. PO kiedyś taka była, nie przez przypadek rządziła przecież osiem lat. W polityce napawdę nielicznym udaje się jednak wejść dwa razy do tej samej rzeki, i chyba nie uda się to Schetynie.
"Program drugiej świeżości"
Podobne obrazki, brak świeżości, którą zastępuje udawany luz, rozprężają dzisiaj opozycję jak długa i szeroka, powodując, że o planach wielkiego "antypisowskiego zjednoczenia" można zapomnieć. PSL zapłacił za ten eksperyment podczas wyborów europejskich cenę utraty części bazowego elektoratu, który uznał, że zbytki skręt na lewo Koalicji Europejskiej zdecydowanie mu nie odpowiada. Wiosna Roberta Biedronia zupełnie wprost deklaruje, że możliwe są dwie drogi - samodzielnego startu albo utworzenia lewicowej koalicji - bojąc się najwidoczniej powtórzenia losu skonsumowanej i zwasalizowanej już doszczętnie Nowoczesnej.
Na prawo też wszystko układa się jak w pięknym śnie prezesa. Konfederacja, zanim zdążyła zagrozić, sama potknęła się o własne sznurowadła i podzieliła, Kukiz'15 jako ugrupowanie praktycznie straciło sterowność, a jego poszczególni członkowie coraz piękniej i skuteczniej kuszeni są przez PiS. Do tego stopnia, że marszałek Ryszard Terlecki zupełnie wprost pozwala sobie na komentarze w stylu: "Zastanawiamy się, czy przedłużać istnienie Kukiz'15". A sama partia, w przeciwieństwie do konkurencji, ma już rozpisany plan działań wyborczych na poziomie poszczególnych posłów, a nie tyle samego ruchu, szukającego dopiero swojej tożsamości i wspólnoty idei.
"Pobudka!"
Pojawiają się jednak w tym obrazie marazmu głosy wzywające do otrzeźwienia. - Grzegorz Schetyna i inni liderzy opozycji powinni dopuścić do siebie myśl, że jesteśmy w momencie dziejowym, a ich odpowiedzialność jest ogromna - przekonywała w TOK FM 28 czerwca Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, dyrektorka forum Idei Fundacji Batorego i była wiceminister spraw zagranicznych. Cztery dni wcześniej w liście otwartym do Grzegorza Schetyny opublikowanym na łamach "Gazety Wyborczej" pytała, dlaczego lider opozycji wywiesił białą flagę? "Jeśli wy, politycy, nie zrobicie wszystkiego, by powstrzymać rękę podniesioną na wolność, staniecie się grabarzami demokracji. Musicie dokonać niemożliwego. Wywrócić stolik" - zaapelowała.
Wywrócenie stolika, radykalne zburzenie status quo, ryzyko, zamiast partyjnego kunktatorstwa, to są dzisiaj być może jedyne ogólne rady, które są w stanie ocalić opozycję przed jej własnymi słabościami. Tyle tylko, że aby wcielić je w życie, trzeba w nie wierzyć. A wierzyć w nie, to znaczy być czymś więcej niż antytezą do rządów Zjednoczonej Prawicy. Jaką ideą chce dzisiaj porwać wyborców opozycja? Czy to idea, która ma siłę przyciągania? Na to się w tej chwili nie zanosi.
PS W opublikowanym niedawno w mediach społecznościowych Platformy "dekalogu gospodarczym" partii, znajdują się punkty tak "seksowne" i konkretne jak: "praworządna i samorządna Polska", "uwolniony wzrost firm", "rzetelna edukacja" czy "wiarygodne państwo". Zabrakło jednak miejsca dla gospodarki cyfrowej, innowacji oraz klimatu. Cóż.