PolskaKrzysztof Brzózka, PARPA: Polacy piją "na sposób wschodni", rzadko, ale tak, by sponiewierało

Krzysztof Brzózka, PARPA: Polacy piją "na sposób wschodni", rzadko, ale tak, by sponiewierało

- To nie jest tak, że wszyscy Polacy piją na umór. W kraju mamy około 14-17 proc. abstynentów. Sporo osób alkoholem się tylko raczy. A 17 proc. "wyrabia normę" za resztę. Piją "na sposób wschodni", czyli stosunkowo rzadko, ale tak, by jak najbardziej sponiewierało - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Krzysztof Brzózka, PARPA: Polacy piją "na sposób wschodni", rzadko, ale tak, by sponiewierało
Źródło zdjęć: © WP.PL | Damian Wis

09.01.2014 | aktual.: 09.01.2014 17:08

WP: Magda Serafin: Statystyki dowodzą, że skala spożywania alkoholu w Polsce w porównaniu z innymi krajami Europy nie jest tak duża, jak się powszechnie uważa. Według WHO kraj nad Wisłą, z konsumpcją ponad 9 litrów 100 proc. alkoholu na mieszkańca, plasuje się poniżej średniej.

Krzysztof Brzózka, PARPA: Tak, rzeczywiście pijemy odrobinę mniej litrów, niż obywatele kilku innych krajów europejskich. Trzeba jednak pamiętać, że 70 proc. spożytego u nas alkoholu, wypija zaledwie 17 proc. Polaków. To oznacza, że piją na sposób, określany przez Światową Organizację Zdrowia jako "wschodni". Od czasu do czasu, najczęściej w domu, mocne trunki, w dużych ilościach na raz i tak, by porządnie "sponiewierało".

WP:

To stąd powiedzenie, że Polak ma "mocną głowę"?

- Polak nie ma mocnej głowy. To określenie, jeśli się go używa, powinno mieć znaczenie pejoratywne. Długotrwałe picie dużych ilości alkoholu powoduje wzrost tolerancji na alkohol. Trzeba go wypić więcej, żeby było czuć "kopnięcie". W Polsce w związku z tym, że pije się dużo, nadmiernie, szkodliwie rocznie umiera około 10 tys. osób. W tym ok. 1,6 tys. zatruwa się legalnym alkoholem etylowym. 1,7 tys. umiera w związku z chorobami psychicznymi wywołanymi bądź skorelowanymi z alkoholem, w tym samobójstwami. Około 7 tys. osób w naszym kraju umiera na marskość wątroby - 90 proc. przypadków to wynik długotrwałego picia. Do tego dochodzą ofiary śmiertelnych wypadków, spowodowanych przez kierowców jeżdżących pod wpływem.

WP:

O pijanych za kółkiem ostatnio dyskutuje się szczególnie głośno.

- Z dużą przykrością mówię to, że takie tragedie zwracają uwagę na problem, który przecież ciągle istnieje. Ale wszelkie działania skupiające się na walce z problemem są ważne. Wobec nieustającej kampanii promującej picie, w kontekście zabawy, czegoś przyjemnego, prowadzenie równoważących działań jest nie lada wyzwaniem. Jedna z firm oszacowała, że rynek reklam napojów alkoholowych w Polsce to około 400 mln złotych. Pytanie zatem, co należałoby zrobić, żeby przeciwstawić się takiemu postrzeganiu alkoholu w naszym kraju? Kto miałby to zrobić, a kto za to zapłacić?

WP:

Wielu Polaków nie wyobraża sobie zabawy bez napojów wyskokowych.

- Są imprezy bezalkoholowe. Ale nie chodzi o to żeby w ogóle nie pić. Nawet, jeśli jest podawany alkohol, to czym innym jest picie, a czym innym upijanie się. Przecież nie musimy wlać w siebie tyle, żeby od razu paść pod stół, co przecież jest wstydem.

WP: Wiele osób chwali się swoimi wyczynami pod wpływem alkoholu. Ile wypili, ile razy zwymiotowali i jak wielkiego mieli kaca.

- W naszej mentalności zakorzenione jest również traktowanie alkoholu z przymrużeniem oka. To poważny problem społeczny. Skutki takiego podchodzenia do alkoholu to wynik przeszłości, reklam i zachowania niektórych celebrytów, w tym polityków.

WP: Ci ostatni chcą rozprawić się z pijanymi na drogach. Jedni proponują rygorystyczne zmiany w przepisach, inni edukację...

- Nie można koncentrować się na jednym przepisie. To nie jest recepta na witaminę B, która od razu pomoże. Trzeźwi kierowcy wiedzą, że nie można pić i wsiadać później za kierownicę auta. Znamy jednak działanie alkoholu na układ nerwowy... Tutaj trzeba działać kompleksowo.

WP:

To znaczy jak?

- Konkretne wytyczne wskazała Polsce chociażby WHO. Pierwszy punkt - to likwidacja reklam, bo to kampania, służąca jedynie wychowywaniu przyszłych klientów przemysłu alkoholowego. Drugi - to zmiana dostępności fizycznej sprzedaży alkoholu. I od razu uprzedzam, że absolutnie nie chodzi mi o żadną prohibicję. W Polsce mamy chyba rekord - jeden punkt sprzedaży alkoholu przypada na 250 mieszkańców. To nasycenie cztero-, pięciokrotnie większe, niż w "normalnych" państwach! Mamy też następców melin, jakimi są całodobowe stacje benzynowe. W dystrybutorach dwa rodzaje paliwa, a na półkach wachlarz 200 napojów alkoholowych. Do tego szybki i wygodny dojazd. Niemal pod ręką. Po trzecie - wzrost ceny alkoholu.

WP:

O tę zmianę już się postarano. Od stycznia akcyza wzrosła.

- Ale tylko na mocne alkohole. W przypadku piwa, którego Polacy piją sporo, nic się nie zmieniło. Z punktu widzenia zdrowia publicznego, ten ruch nie jest wystarczający. Ci, którzy nie kupią już wódki, będą kupować inne napoje alkoholowe. Właściwszym rozwiązaniem mogłoby być ustalenie ceny minimalnej za porcję alkoholu, czyli za 100 gramów czystego alkoholu w napoju. I tak piwo bezalkoholowe byłby dużo tańsze od tego z "procentami".

WP:

Przemysł alkoholowy to duży zysk.

- Państwo nie ma zysków z produkcji alkoholu. Paradoksalnie on nas bardzo dużo kosztuje. Instytut Organizacji Ochrony Zdrowia Uczelni Łazarskiego oszacował, że z podatku akcyzowego, VAT i zysków z wydawania pozwoleń na sprzedaż alkoholu mamy ok. 11 mld zł rocznie. Z kolei koszty - wliczając wypadki po spożyciu, choroby, przestępstwa, absencję w pracy, wdrażanie programów mających zapobiegać nadużywaniu - to w sumie 45 mld zł. Wystarczy przyjrzeć się kosztom spowodowanym przez pijanych kierowców. Jedna osoba śmiertelna według Instytutu Badawczego Dróg i Mostów to strata około 2,7 mln złotych. Rocznie przez pijanych kierowców ginie około 300 osób. Ponadto NFZ na niwelowanie wpływu alkoholu na zdrowie pacjentów przeznacza od 8 do nawet 12 proc. swoich pieniędzy. Najpierw więc pijemy, doprowadzamy organizm do ruiny, a później chcemy go ratować. I za to płacimy wszyscy. Nie tylko pijący!

WP:

Zazwyczaj na leczenie jest już za późno.

- Gdy dochodzi do marskości wątroby, trzeba wykonać kosztowny i ryzykowny przeszczep. Działanie alkoholu na człowieka jest podstępne. Alkohol kojarzy nam się z dobrą zabawą, oderwaniem od problemów. A jego działanie na człowieka nie jest tak widoczne, jak na przykład w przypadku wyniszczających narkotyków, których przecież tak bardzo się boimy. Skutki alkoholu są równie okrutne, ale ukrywają się głęboko w organizmie, co najwyżej za ciemną i trochę zmęczoną twarzą. I nikogo tak nie martwią.

Obraz
© (fot. WP.PL)
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)