- Regularna armia Władimira Putina jest praktycznie zniszczona, a zmobilizowani nie osiągnęli żadnego stopnia gotowości. Jeśli Rosja zacznie naciskać na wszystkich frontach, rzucając tam nieprzygotowanych ludzi, to będzie to jej całkowity upadek. Będzie to po prostu krwawa łaźnia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Mychajło Samuś, ukraiński ekspert wojskowy. Jak podkreśla, "na naszych oczach odbywa się wojskowy zamach stanu w Rosji".
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Rankiem 10 października Rosja przeprowadziła zmasowany ostrzał Ukrainy, w tym miast, w których od kilku miesięcy nie było nalotów. Po raz pierwszy uderzyła w samo centrum Kijowa. Ucierpiały m.in. okolice Uniwersytetu Kijowskiego, znajdujące się dwa kilometry od dzielnicy rządowej.
Prezydent Rosji Władimir Putin bezczelnie oświadczył, że rosyjskie ataki są odpowiedzią na "zbrodnie reżimu kijowskiego" i obiecał jeszcze ostrzejszą reakcję w przypadku "ataków terrorystycznych na terytorium Federacji Rosyjskiej". Ostrzał nastąpił dwa dni po eksplozji na moście Krymskim i powołaniu na stanowisko dowódcy sił rosyjskich w Ukrainie Siergieja Surowikina - "jastrzębia" i zwolennika masowych ataków rakietowych na infrastrukturę cywilną.
O prawdziwych przyczynach ataku mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Mychajło Samuś, ukraiński ekspert wojskowy, dyrektor kijowskiego think tanku "New Geopolitics Research Network".
Igor Isajew, Wirtualna Polska: Czy poniedziałek był dla Ukrainy drugim 24 lutego?
Mychajło Samuś: Absolutnie nie, bo 24 lutego wszystko wyglądało jak klasyczna operacja ofensywna. Najpierw działały siły specjalne, dokonywano uderzeń rakietowych, włączyło się lotnictwo, potem rozpoczęły się operacje desantowe i faza naziemna. Teraz nie ma powodu, aby mówić o klasycznej operacji ofensywnej ze strony Rosji. Jej regularna armia jest praktycznie zniszczona i chociaż rozpoczęła się tzw. częściowa mobilizacja, to daleko do jej zakończenia. Zmobilizowani nie osiągnęli żadnego stopnia gotowości. Jeśli Rosja zacznie naciskać na wszystkich frontach, rzucając tam nieprzygotowanych ludzi, to będzie to jej całkowity upadek. Będzie to po prostu krwawa łaźnia.
W jakim więc celu Rosja przeprowadziła te ataki rakietowe?
Pierwszym powodem jest zastraszanie, czynnik psychologiczny. Rakiety te nie spełniały i nie mogły spełniać żadnych zadań wojskowych. Nie mają wpływu na walki, na rozmieszczenie sił i ich stosunek na wschodnim, południowym, a nawet na ewentualnym północnym froncie, jeśli mówimy o Białorusi.
Drugim powodem jest to, że na naszych oczach w Rosji odbywa się wojskowy zamach stanu. Przy nominalnym zachowaniu władzy Putina de facto na czele kraju staje grupa Jewgienija Prigożyna (byłego kucharza Putina, szarej eminencji reżimu, obecnie szefa prywatnej armii Wagnera - red.), Ramzana Kadyrowa (przywódcy Czeczenii) i Siergieja Surowikina (mianowanego w sobotę dowódcy operacji w Ukrainie). Grupa ta przejęła kontrolę nad Ministerstwem Obrony, a właściwie nad Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej. To projekt Prigożyna, bardzo ambitny. Zaczynał od fabryki trolli i grupy Wagnera, bardzo aktywnie współpracował z rosyjskimi służbami specjalnymi, a konkretnie z GRU.
Doradca Zełenskiego Mychajło Podolak twierdzi, że most Krymski został wysadzony właśnie przez rosyjskie GRU.
Tak działała właśnie ta grupa — chcą skopiować efekt sprzed wybuchu II wojny czeczeńskiej w 1999 roku, kiedy FSB Rosji wysadziła budynki w Moskwie i przygotowała w ten sposób społeczeństwo i rosyjskie elity na to, że Putin powinien dojść do władzy. Tak samo jest tutaj.
A teraz grupa Prigożyna chce się zemścić na tym samym FSB ?
W rzeczywistości mówimy o odsunięciu dyrektora FSB Nikołaja Patruszewa. Od dawna krąży hipoteza, że chce awansować syna na następcę Putina. Patruszew nie ma opinii "jastrzębia", jest tradycyjnym klerkiem z FSB z korzeniami w KGB. Ma pewne zasady, nie jest głupi. Delikatnie mówiąc, nie szanuje Kadyrowa. A Kadyrow bardzo się boi, że jeśli Patruszew uzyska władzę, jego historia szybko się skończy, nastąpi reset elit w Czeczenii i w całym kraju. Dlatego grupa ludzi Prigożyna nominowała Surowikina — to taki Gieorgij Żukow (dowódcza Armii Czerwonej w czasie II wojny światowej - red.), który jest gotów zrobić wszystko, ma ambicję objęcia stanowiska szefa Sztabu Generalnego, a może nawet ministra obrony. Zabrzmi to strasznie, ale teraz, w trakcie tego wojskowego zamachu stanu, armia Federacji Rosyjskiej zamienia się w dużą grupę Wagnera. Prigożyn przechodzi do dowodzenia armią i wdraża te podejścia, zasady moralne, które są mu bliskie. Siedział w kolonii karnej w czasach sowieckich, to ona go ukształtowała.
Jedyny przyczółek, na którym z wielkim zapałem próbują atakować Rosjanie, to Bachmut. To dlatego, że działa tam grupa Wagnera? Chcą pokazać, że ich prywatna armia jest znacznie lepsza niż Ministerstwo Obrony?
Owszem. Już od jakiegoś czasu krytykuje się przywódców Ministerstwa Obrony. Robi to właśnie grupa Kadyrowa i Prigożyna. Mówią: "operacja specjalna nie jest przeprowadzana przez resort wystarczająco brutalnie, a kadyrowcy i wagnerowcy świetnie dają sobie radę"; "regularna armia ucieka, zwłaszcza w okolicach Iziumia i Łymania, a oni jedyni posuwają się naprzód". Była to ogromna fala nienawiści i pogardy, wypowiedziana publicznie w stronę ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa Sztabu Generalnego Walerija Gierasimowa.
Surowikin to w ogóle bardzo ciekawa postać. Po raz pierwszy zasłynął, zabijając ludzi podczas puczu Janajewa w 1991 roku. Realizował zadania, rozkazy. Został powołany na stanowisko, które wcześniej nie istniało — jest "dowódcą połączonej grupy sił w rejonie specjalnej operacji wojskowej". W rzeczywistości został utworzony równoległy Sztab Generalny i odtąd Surowikin jest faktycznie dowódcą Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Nawiasem mówiąc, Prigożyn powiedział: gdyby w 1991 roku miał więcej nabojów w czołgu, żylibyśmy w potężniejszym kraju niż teraz.
Do władzy w Rosji dorwali się tacy ludzie. To imperialiści, niemający wysokiej inteligencji, za to z bardzo niskimi zasadami moralnymi.
Mówisz o czynniku psychologicznym — w czasie poniedziałkowego ostrzału w ukraińskiej sieci pojawiło się wiele dezinformacji, m.in. o rzekomym przełamaniu frontu przez Rosjan i ponownym marszu na Kijów. Czy oni naprawdę liczyli na efekt psychologiczny i wierzyli, że Ukraińcy przyczołgają się do Moskwy na kolanach? Przecież wywołuje to jedynie gniew i zmusza Zachód do dalszego wsparcia Ukrainy. Skąd u nich takie myślenie?
W Rosji po prostu zanikło rozumienie społeczeństwa ukraińskiego. Na przykład w 2004 roku próbowali podzielić nas za pomocą technologii politycznych, wdrażać swoje marionetki — w tym okresie działali w bardziej inteligentny sposób, czuli nasze problemy, próbowali naciskać na nasze bolączki. To powodowało konflikty wewnętrzne, które szły w mniej więcej przewidywalnym kierunku. Gdzie dwóch Ukraińców, tam trzech hetmanów.
W pewnym momencie Rosjanie uznali, że mogą nas zastraszyć. Ale im bardziej atakują infrastrukturę cywilną, tym mniej Ukraińcy mają w sobie strachu, a jeszcze więcej chęci do zniszczenia wroga.
Teraz, po zmasowanym ataku, jedynym pragnieniem wszystkich Ukraińców jest po prostu iść na front i rozpocząć jeszcze większą ofensywę na południu, wschodzie i tak dalej. Łukaszenka zaczął czymś tam grozić — w odpowiedzi Ukraińcy są gotowi natychmiast iść na Mińsk. Jest tu dużo właśnie takich emocji. Mam nadzieję, że dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy trzeźwo oceni wydarzenia i wykorzysta sytuację psychologiczną do skuteczniejszego wykonywania swoich zadań. Bo Ukraina może w odpowiedzi przeprowadzić ofensywę na niektórych obszarach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Atak rakietowy Rosjan. Ludzie zbiegli do metra, obawiając się najgorszego
A co właściwie z wojskami Białorusi? Skąd biorą się głośne groźby Łukaszenki?
Putin od dawna wciąga Łukaszenkę w tę wojnę. Ale teraz rosyjska rezerwa mobilizacyjna nie jest przygotowana, Łukaszenka nie ma własnych wojsk — to nie jest liczba, która może cokolwiek nam zrobić. Siły Zbrojne Białorusi nigdy nie walczyły.
Moja hipoteza po raz kolejny jest taka, że teraz to już nie Patruszew i Putin rozmawiają z Łukaszenką, a grupa Prigożyna. Skończyła się gra i upraszanie. Ci goście przyjechali do Łukaszenki i postawili go przed faktem: "jutro o godz. 5 rozpoczniesz ofensywę, powiedzą ci, gdzie dokładnie, a jeśli nie, to jest po tobie". Ci ludzie mówią właśnie w takim języku.
Oznacza to, że teraz armia Białorusi przystępuje do wojny.
Ogłoszona przez Łukaszenkę "Regionalna Grupa Wojskowa" istniała od 1999 roku, kiedy utworzono Państwo Związkowe Rosji i Białorusi. Bardzo ciekawa jest procedura tworzenia tej "regionalnej grupy". Siły Zbrojne Białorusi w rzeczywistości stają się częścią Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, a Surowikin oficjalnie przejmuje zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi Białorusi. Z pominięciem Łukaszenki. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Białorusi będzie wykonywał rozkazy Surowikina. Co z tego będzie — zobaczymy.
Ale moim zdaniem to nie czas, żeby Ukraina angażowała się na froncie północnym. Myślę, że nadszedł dobry moment, aby rozpocząć kolejną ofensywną na południu. Chodzi o Melitopol.
Wydaje się, że to już trwa, Ukraińcy w rejonie Orichowa i Hulajpola przeprowadzają ataki, w których próbują przetestować ten front.
To logiczne, bo Melitopol jest kluczowy, kiedy most Krymski został już w połowie zniszczony. Jest to przecięcie jedynej trasy między okupowanym Krymem a terytorium Rosji. Przez Krym przeszło dużo sprzętu wojskowego, jechały całe pociągi czołgów, amunicji, surowców i ludzi. Korytarz naziemny, nawet jeśli Ukraina zbliży się tylko trochę do Melitopola, będzie można trzymać pod kontrolą ogniową. Byłoby to ważne z punktu widzenia wpływu na rosyjską grupę na przyczółku chersońskim. Ona pozostałaby bez żadnego wsparcia.
W samym Zaporożu ostrzał odbywa się prawie codziennie. Czy to moment przed rosyjską ofensywę na Melitopol?
Rosjanie od jakiegoś czasu widzą tam koncentrację wojsk ukraińskich. Oczywiście, są bardzo zdenerwowani, ponieważ uważają to już za "terytorium Rosji". Ale nie mają absolutnie żadnych szans na zdobycie Zaporoża.
Jedynym powodem, dla którego armia ukraińska jeszcze nie zaatakowała na froncie zaporoskim, jest konieczność przeprowadzenia operacji na przyczółku chersońskim i na wschodzie, aby wyjść na granicę obwodu ługańskiego. Wycofanie się sił rosyjskich w kierunku Chersonia i Ługańska umożliwia teraz atak na Melitopol. Eksplozja na moście Krymskim pozwoli na odcięcie grupy, to multiplikuje efekt militarny.
Myślę, że teraz będziemy widzieć bardziej aktywną ofensywę Ukraińców w kierunku Chersonia. Putin za nic nie chce oddać tego miasta, więc wycofa tam swoje siły z Melitopola. A Ukrainie da to możliwość ataku.
Z militarnego punktu widzenia przyczółek chersoński niczego Rosjanom nie daje, a wręcz przeciwnie - tylko stwarza im problemy. Co więcej, są tam nie najgorsi żołnierze, spadochroniarze i niedobitki regularnej, wyszkolonej armii. Nie zmobilizowani, których teraz wysyłają na front.
Wracając do poniedziałkowych ataków Rosji - jak właściwie wygląda ukraińska obrona przeciwrakietowa? Widzimy, że mimo wszystko znacząca część rakiet została zestrzelona.
Prezydent Wołodymyr Zełenski, eksperci i dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy mówią o obronie przeciwrakietowej od pierwszych dni wojny na pełną skalę. Wszyscy proszą o więcej obrony przeciwrakietowej. Mamy tylko sowiecką obronę powietrzną — są naprawione i zmodernizowane. W poniedziałek połowę rosyjskich rakiet i większość irańskich dronów zestrzelono — to niezły wynik. Nasze wojsko nauczyło się używać sowieckiego sprzętu przeciwko sprzętowi Rosji.
Potrzebujemy jednak nowoczesnej obrony przeciwrakietowej, a nie sowieckich kompleksów. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Amerykanie trzymają na swoim terytorium zapasowe systemy "Patriot" w czasie, gdy Ukrainę niszczą rakiety.
Jest Land-Lease Act (ang. umowa pożyczki-dzierżawy), teoretycznie można je po prostu wydzierżawić — wykorzystamy je, a potem oddamy. Kiedy zniszczymy Rosję, Ukraina nie będzie już potrzebowała obrony przeciwrakietowej, ponieważ zniszczymy zagrożenie rakietowe na zawsze.
Nie tylko bronimy naszego terytorium, bronimy też przecież terytoriów NATO. Jeśli Łukaszenka jest już zamieszany w tę wojnę, to faktycznie działania wojenne zbliżają się do polskiej granicy. Swoją drogą, zastanawiam się, jak Polska zareaguje na nową sytuację? Czy bezpośrednio pomoże Ukrainie, czy ograniczy się do prób stabilizacji sytuacji na granicy?
Obecnie NATO twierdzi, że głównym zadaniem Sojuszu nie jest angażowanie się w konflikt między Ukrainą a Rosją. Moim zdaniem NATO jest w stanie zająć silniejszą pozycję z geopolitycznego punktu widzenia. Nie musi walczyć bezpośrednio, ale może jasno przedstawić Ukrainie plan akcesyjny, aby zademonstrować polityczne poparcie.
A grupa Prigożyna — czy jest gotowa do użycia taktycznej broni jądrowej?
Ewentualne użycie taktycznej broni jądrowej nie będzie miało skutków militarnych. Będzie miało mniej więcej taki sam efekt, jak poniedziałkowe ataki rakietowe, tylko zniszczeń będzie więcej.
Zaatakują dalej od linii frontu, na tyłach Ukrainy. To atak terrorystyczny, a jego główny efekt jest psychologiczny. Z jakiegoś powodu Prigożyn uważa, że NATO natychmiast podniesie ręce i powie: "no już, poddajemy się, a Ukraińcy muszą zgodzić się na wszelkie żądania Rosji".
I tutaj kluczowa jest pozycja Stanów Zjednoczonych. Rosja ma teraz przewagę pierwszego uderzenia. Jak zachowają się Stany Zjednoczone? Zapowiadane wcześniej zniszczenie Floty Czarnomorskiej czy atak na wojska rosyjskie na terytorium Ukrainy nie wyglądają zbyt przekonująco. Myślę, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, w celu zablokowania możliwości użycia broni jądrowej przez Rosję, jest oświadczenie Stanów Zjednoczonych, że otwierają parasol nuklearny nad Ukrainą, czyli biorą odpowiedzialność za terytorium Ukrainy, jakby była sojusznikiem lub członkiem NATO.
Taki punkt jest zapisany w memorandum budapeszteńskim, w zasadzie ma on na celu wykluczenie ataku na Ukrainę przez państwo atomowe. Istnieje podstawa prawna, chociaż obecnie w prawie międzynarodowym panuje ogromny chaos.
Jeśli jednak USA podejmą taki krok, Kreml będzie się mocno zastanawiał, czy rozpocząć atak nuklearny. A jeśli to się stanie, to pozostanie pytanie: jak zapobiec strategicznemu, globalnemu konfliktowi nuklearnemu? Ludzie tacy jak Prigożyn nie są w pełni świadomi konsekwencji swoich działań. Mają słabe wykształcenie.
Dlatego, póki co, jestem w tej kwestii pesymistą. Prawdopodobieństwo ataku nuklearnego na Ukrainę jest bardzo duże.
Dla Wirtualnej Polski Igor Isajew