Ostrzega rodaków. "Moja rada prawna? Jak najszybsza ucieczka"
Ogłoszona dekretem Władimira Putina "suwerenność" obwodów chersońskiego i zaporoskiego nie odpowiada żadnemu rosyjskiemu prawu. Tak samo nie leżą w nim "umowy międzypaństwowe" Rosji z regionami Ukrainy, które "przyjął" Putin. - Szanse obywatela na wygraną z systemem rosyjskim są teraz minimalne (...). Moja rada prawna dla wszystkich to jak najszybsza ucieczka, póki jeszcze jest taka możliwość - ostrzega rosyjska prawniczka.
O tym, dlaczego Putin może rządzić dekretami, jaką rolę odgrywają sędziowie i czy jest jeszcze sens tworzenia jakichkolwiek ustaw w Rosji, opowiada Wirtualnej Polsce prof. Jekaterina Miszyna, ekspertka prawa konstytucyjnego Wolnego Uniwersytetu Moskiewskiego oraz gościnna wykładowczyni Fundacji WOT i programu Memoriału "Wsparcie dla więźniów politycznych".
Igor Isajew: Jaki jest sens tego cyrku z "referendami"? Bo chyba nie są one zgodne nawet z obecnym rosyjskim prawem.
Jekaterina Miszyna: Te "referenda" nie mają nic wspólnego z rosyjskim prawem, ponieważ odbywają się na terenie Ukrainy.
Są bezprawne nawet z punktu widzenia Putina, który wydaje dekret o "suwerenności" obu ukraińskich regionów, powołując się na Kartę Narodów Zjednoczonych.
Rosja bardzo szeroko interpretuje swój stosunek do prawa międzynarodowego - z jednej strony postawiła prawo krajowe nad międzynarodowym, a z drugiej wybiera z międzynarodowego to, co jej pasuje do momentu politycznego. Pamiętacie referendum w Szkocji, kiedy Szkocja naprawdę chciała odłączyć się od Wielkiej Brytanii, ale nic z tego nie wyszło? W prawie konstytucyjnym istnieje takie pojęcie: "forma państwowa".
Kraj może być albo federacją - jak Federacja Rosyjska, Republika Federalna Niemiec czy Stany Zjednoczone Ameryki - albo może być państwem unitarnym jak Polska, Ukraina, czy Francja. Części federacji mają znacznie większy zakres kompetencji niż części państwa unitarnego. Ale nawet części federacji nigdzie na świecie - poza Etiopią - nie mają prawa do swobodnego odłączenia się od federacji. Nawiasem mówiąc, historycznie we wszystkich konstytucjach sowieckich było prawo do swobodnego wyjścia ze Związku Radzieckiego.
I wszyscy pamiętamy, jak się to kończyło.
W 1988 r. kraje bałtyckie zaczęły przyjmować odpowiednie dokumenty na poziomie republikańskim i mówić: "słuchajcie, chcemy przywrócić naszą niezależność". Odpowiedziano im: "choć mamy to zapisane w konstytucji, nigdzie nie pójdziecie". A cóż możemy powiedzieć o unitarnym państwie Ukraina, gdzie nagle ktoś mówi: "o, tu przeprowadzę referendum, nie ma mnie już z wami, na razie, pa".
Artykuł 73. Konstytucji Ukrainy bardzo wyraźnie określa: wszystkie referenda dotyczące kwestii zmiany integralności terytorialnej Ukrainy muszą odbyć się na szczeblu całego kraju.
Nie wspominając o tym, jak przebiegał cały ten proces - na muszce kałacha, czego nie ukrywały nawet media propagandowe.
Reżimy autorytarne kochają "referenda". Czemu? Bo metody i sposoby przeprowadzenia referendów, sformułowanie pytań, pozwalają manipulować opinią publiczną przy zachowaniu pozorów jakiejś demokracji. W zasadzie referendum da się zorganizować w taki sposób, że stosunek obywateli do sprawy nie będzie nawet wypracowany.
Referenda były często wykorzystywane do legalizacji zamachów stanu. Mój tata, konstytucjonalista August Miszyn, przytoczył w swoim podręczniku kilka przykładów: we Francji w 1799 r. Konstytucja VIII roku została zatwierdzona w drodze "głosowania powszechnego", co sformalizowało zamach stanu Napoleona, tzw. przewrót 18 brumaire'a. Tak samo zatwierdzono zasady konstytucji z 1852 r., która zalegalizowała zamach stanu Ludwika Bonaparte.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Generał o III fazie wojny. "Może skończyć się katastrofą"
Następnie referendum konstytucyjne było wielokrotnie wykorzystywane do legalizacji zamachów stanu (Turcja - w 1961 r., Grecja - w 1968 r., Republika Madagaskaru - w 1972 r.). Do tej procedury wielokrotnie uciekały się w przeszłości antydemokratyczne reżimy w Niemczech i Hiszpanii. Jednocześnie w reżimach niedemokratycznych zdarzały się przypadki, gdy prezydenci, niezadowoleni z wyniku głosowania powszechnego i referendum, po prostu je ignorowali i starali się osiągnąć to, czego chcieli, poprzez "rządzenie dekretami".
W grudniu 2007 r. w Wenezueli odbyło się referendum, w którym większość odrzuciła poprawki do konstytucji Hugo Chaveza mające na celu rozszerzenie uprawnień prezydenckich. Kilka miesięcy później Chavez wydał dekret nakazujący sędziom, prokuratorom i wszystkim obywatelom, pod groźbą sprawy karnej, współpracę z organami bezpieczeństwa państwa.
Dlaczego jest to teraz takie ważne? Hitlerowi, z którym Putin jest nierzadko porównywany, do głowy by nie przyszło przeprowadzenie referendum w Poznaniu w 1939 roku, przed przyłączeniem miasta do III Rzeszy. Jaki jest sens w tym wszystkim?
Bo Hitler, w przeciwieństwie do Putina, nigdy nie powiedział, że Poznań czy Warszawa same siebie zbombardowały. Prowadził agresywną wojnę i nazywał rzeczy po imieniu. To nie czyni Hitlera lepszym, ale w Rosji wygląda to (przeprowadzanie referendów i propaganda mówiąca o "pomocy" rosyjskim obywatelom w Ukrainie - red.) jak "operacja wyzwoleńcza". Tyle że nie widziałam nikogo z wyzwolonych, coraz więcej jest za to innych ludzi: zabijanych, okaleczanych, gwałconych, torturowanych, tych, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z kraju.
Czy wszystkie te "referenda", kompletnie już ośmieszone, nie zniszczą zgniłego kompromisu w sprawie Krymu z 2014 roku? Mam na myśli to, że już żaden Miłosz Zeman nie będzie miał okazji mówić, że na Krymie ludność chciała Rosji, choć może i to "referendum" było nie do końca dobrze przeprowadzone.
A jakaż to różnica? Że na Krymie byli "uprzejmi" ludzie, a teraz są "nieuprzejmi"? Krym to terytorium anektowane. Pseudoreferenda nie mają z tym nic wspólnego, a na wszystko największy wpływ mają wojna i sytuacja na froncie.
Przygotowania do referendów nie mogą trwać tydzień. Nawet haniebne rosyjskie głosowanie nad poprawkami do konstytucji w 2020 roku było przygotowywane przez dwa miesiące. Kreml celowo nazwał to "ogólnorosyjskim głosowaniem", aby uniknąć wymogów referendum - obawiano się, że wiele osób nie pójdzie do urn i referendum będzie nieważne.
Czyli chodzi tylko o to, żeby stworzyć własny obraz świata i dostosować do niego resztę?
Nie wiem, komu to jest potrzebne, nikt tego nie potrzebuje. Stan gospodarki w Rosji jest taki, że nie czas na "przyłączanie" nowych terytoriów, kraj nie jest w najlepszej kondycji. W 2014 roku mieszkańcom Krymu obiecano przywileje pod warunkiem "przyłączenia" do Federacji Rosyjskiej. Jednak sytuacja tych ludzi nie poprawiła się w porównaniu z tym, co było wcześniej. Jedyny cel Kremla, który teraz widzę, to zmiażdżenie Ukrainy. A im bardziej Ukraina pokazuje się jako kraj z zaskakująco silnym społeczeństwem obywatelskim, tym bardziej śmieszna jest Rosja ze wszystkimi swoimi pseudoprawnymi performansami.
Tu Kreml wydaje się walczyć z "ukraińskim faszyzmem". Zobaczmy, gdzie wszyscy zostali zakneblowani, gdzie wolność słowa jest zabroniona, gdzie wprowadzono potworną odpowiedzialność karną za jakiekolwiek krytyczne słowa o Siłach Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, gdzie ludzie są więzieni za udostępnianie artykułów w sieciach społecznościowych? Zgadnijmy więc, gdzie dokładnie powstał niedemokratyczny reżim polityczny.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że rosyjski system prawny opiera się na tym, że coś naśladuje. Najpierw zapada decyzja polityczna, a potem cały biurokratyczny kolos "podciąga" prawo tak, aby było zgodne z obowiązującymi normami. Czy ma pani wrażenie, że po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę na pełną skalę nawet ta imitacja zniknęła? Że system przestał już dopasowywać się nawet do własnych norm?
Mam takie wrażenie od 2020 roku, kiedy poprawki do konstytucji zapewniły prezydentowi absolutnie nieograniczone uprawnienia, kontroluje on wszystkie trzy gałęzie władzy. I nie ma nad nim żadnej kontroli.
Rzeczywiście, z punktu widzenia prawa, jest to teraz butaforia. Nawet jeśli ustawa zostanie uchwalona, to jest wdrażana w zupełnie inny sposób. Tu zresztą ogromną rolę zaczynają odgrywać sędziowie, którzy czują, co jest w powietrzu, czują, jakie decyzje trzeba podjąć. To oni sądzą, sądzą i jeszcze raz sądzą. Spójrzmy na sprawę 72-letniego opozycjonisty Leonida Gozmana, byłego mera Jekaterynburga, który został dwukrotnie skazany na 15 dni aresztu administracyjnego: raz za porównanie Hitlera ze Stalinem, a drugi - za post na blogu z 2013 roku!
Sędziowie już dawno biegną przed lokomotywą. I właśnie dlatego świadomie przyjmowane są represyjne ustawy, w których są ogólniki. Sędziom łatwiej jest takim prawem "się posługiwać". To oni ostatecznie zapewniają decyzje niezbędne dla elity politycznej. Sędziowie doskonale wszystko rozumieją, a na dodatek są też zmotywowani, bo wiedzą, że bardzo łatwo można ich usunąć ze stanowisk.
Czy w takim systemie bronienie własnych praw w ogóle ma sens? Oto na przykład mobilizacja, która łamie wiele przepisów obecnego rosyjskiego ustawodawstwa: ludzie otrzymują wezwania w niewłaściwej formie, nie przechodzą badań lekarskich. Większość akceptuje to milcząco. A może warto walczyć, a system odpuści z lenistwa? No bo trafił się jakiś zuchwały, lepiej go odpuszczę, znajdziemy 10 innych, którzy nie będą zuchwali.
Sfera mobilizacji to sfera całkowitego bezprawia wojskowych urzędów, sędziów i policjantów. Na przykład mobilny punkt mobilizacyjny został ustawiony na granicy rosyjsko-gruzińskiej. Wspaniale! Zróbmy jeszcze objazdowe urzędy wojskowe "Chapiteau" i niech jeżdżą z tańczącymi niedźwiedziami.
Szanse obywatela na wygraną z systemem rosyjskim są teraz minimalne. Sędziowie też nie są głupcami i cenią swoją pracę. Moja rada prawna dla wszystkich to jak najszybsza ucieczka, póki jeszcze jest taka możliwość. Rozmawiam z wieloma prawnikami - wszyscy już przestali przejmować się normami prawa. Już teraz wszyscy kierują się celowością polityczną, jak we wczesnych latach bolszewizmu. Nasi sędziowie mają teraz takie "rewolucyjne poczucie sprawiedliwości".
Kraje Europy Środkowej wciąż próbują uporać się z konsekwencjami takiego "poczucia sprawiedliwości" z lat stalinowskich. Czy widzi pani, jak w przyszłości Rosja, jakakolwiek by ona nie była, poradzi sobie z tym chaosem prawnym?
Niestety, mamy już tak wiele nieprawnych ustaw, mamy tak nieprofesjonalnych i upolitycznionych ustawodawców, że to długa praca. Prezydent może już nawet nie wydawać dekretów - każdy rozumie, czego on chce, a więc zrobi wszystko, aby było dokładnie tak.
Marzę, aby wojna się skończyła i ten chaos dotarł do Rosji. Rosja przeszła już historyczny etap przywrócenia porządku w chaosie, kiedy upadał Związek Radziecki. Wówczas Rosja musiała pozbierać się po przeszłości i trzeba było szybko rozwiązać kwestie własności, polityki, reform gospodarczych, praw i wolności człowieka. I to wszystko naraz.
Dlatego najważniejsze jest zakończenie wojny. A później? W Rosji są ludzie, jest wielu mądrych, dobrych, przyzwoitych, odpowiedzialnych profesjonalistów, gotowych do pracy, którzy już myślą o przyszłości.
Igor Isajew dla Wirtualnej Polski
Czytaj też:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski