"Główna europejska hiena". Rosjanie prowokują Polskę po wybuchach
NATO musi objąć szczelną ochroną należące do państw sojuszniczych gazociągi i połączenia energetyczne na Morzu Bałtyckim. Sabotaż na Nord Stream to sygnał, że Rosja może próbować rozszerzyć konflikt z Ukrainy na obszar Bałtyku - uważa Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Łotwie i Armenii.
30.09.2022 | aktual.: 30.09.2022 12:27
"To nie są zwykłe prowokacje na dnie morskim, ale początek prawdziwej globalnej wojny infrastrukturalnej" - napisał w czwartek na Telegramie główny propagandysta Kremla Władimir Sołowiow. Powołuje się on na doniesienia rosyjskiego serwisu Readovka, według którego jest aż nadto dowodów, aby eksplozję przypisać USA i sojuszniczym państwom. Oprócz cytatu Joe Bidena - "jeśli Rosja rozpocznie inwazję (...), to nie będzie już Nord Stream 2" - serwis przywołuje też wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy z jego wizyty w Kijowie w sierpniu 2022 r.
"Tezy o konieczności demontażu Nord Streamu wypowiedziała także główna europejska hiena, czyli pan Duda, który wprost stwierdził, że zmiana polityki na Zachodzie oznacza nie tylko zawieszenie Nord Stream 2, ale także likwidację, całkowity demontaż gazociągu" - oskarża rosyjski autor. Kolejnym jego "dowodem" na udział w sabotażu USA i ich "wiernych satelitów jak Polska" miałyby być ćwiczenia BALTOPS, zorganizowane w połowie czerwca. U wybrzeży Bornholmu (czyli niedaleko zniszczonych rur Nord Stream) testowano wówczas bezzałogowy pojazd podwodny do polowania na miny - podkreśla Readovka.
Faktycznie taka jednostka była testowana - w relacji dla SeaPower, oficjalnego serwisu amerykańskiej marynarki wojennej, opowiadał o tym jeden z oficerów.
Bałtyk jest teraz najważniejszy. "To potencjalny obszar konfliktu"
- Rosjanie będą wykorzystywać te wątki aż do bólu. To groźne z naszego punktu widzenia, gdyż wskazuje, że oni mogą próbować uczynić z Morza Bałtyckiego nowy potencjalny obszar konfliktu - komentuje w rozmowie z WP Jerzy Marek Nowakowski, były dyplomata i ekspert ds. geopolityki. - To nawet nie musi być atak na nasz Baltic Pipe, gazoport, polsko-szwedzki podwodny kabel energetyczny. Niedużym wysiłkiem mogą na przykład rozwalić zatopione w II wojnie światowej zasobniki z bronią chemiczną i wywołać katastrofalne skażenie wód - dodaje.
NATO już reaguje na potencjalne zagrożenie. "Jako sojusznicy, zobowiązaliśmy się do przygotowania, odstraszania i obrony przed przymusowym wykorzystaniem energii i innymi taktykami hybrydowymi przez podmioty państwowe i niepaństwowe. Każdy celowy atak na infrastrukturę krytyczną sojuszników spotkałby się ze zjednoczoną i zdeterminowaną reakcją" - czytamy w czwartkowym komunikacie sojuszu.
Jerzy Marek Nowakowski skłania się ku tezie, że to rosyjskie służby dokonały sabotażu na Nord Stream. - Owszem, gazociąg jest w połowie ich własnością, ale wybuch uszkodził połączenie, gdy jest wiadome, że Europa nie kupi rosyjskiego gazu. Sabotaż staje się dla Rosji wygodnym argumentem do eskalowania napięcia w regionie Bałtyku. Bałtyk jest najważniejszy. Tu Rosja będzie używać straszaków - dodaje rozmówca WP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto zniszczył rury Nord Stream?
- Nadal obracamy się w sferze podejrzeń, ale to Rosja ma zarówno zdolności techniczne, jak i motywację do celowego zniszczenia rurociągu. Kremlowi zależy na zwiększaniu napięcia na Bałtyku, bo z ich perspektywy ma to być jeden z teatrów działań w konfrontacji pomiędzy zachodem a Rosją. Eskalacja zależy od rozwoju sytuacji w Ukrainie - uważa Konrad Muzyka z Rochan Consulting, analityk, który komentuje przebieg wojny w Ukrainie.
Eksplozje na rurociągach Nord Stream i Nord Stream 2 wykryto 26 września o godzinie 00:03 i 17:04. Wybuchy odnotowywały m.in. szwedzkie sejsmografy. Amerykańska telewizja CNN, powołując się na źródła w wywiadzie, podała, że przed wybuchami na pobliskich wodach obserwowano statki wspierające rosyjską marynarkę wojenną. - Nie jest jasne, czy statki miały coś wspólnego z tymi eksplozjami, ale jest to jeden z wielu czynników, którym będą się przyglądać śledczy - podaje CNN.
Dawid Kamizela, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa", w rozmowie z serwisem Gazeta.pl sugerował, że do zniszczenia rurociągów wystarczy podłożenie kilku kilogramów wojskowych materiałów wybuchowych. Takie zadanie mogą wykonać nurkowie lub bezzałogowa jednostka podwodna. Jednak zarówno nurkowie, jak i bezzałogowce potrzebują do działania jednostki pływającej, która byłaby ich bazą. - Jednostka-matka musiałaby operować w pobliżu miejsca działania, bo zrzucenie ludzi do wody i odpłynięcie to wystawienie ich na duże ryzyko w przypadku problemów - wyjaśniał Kamizela.
Jedną z takich podejrzanych rosyjskich jednostek może być żaglowiec Siedow, który 18 września wypłynął na Bałtyk z Kaliningradu. Jeden z internautów, opierając się na danych serwisów marynistycznych, które śledzą ruch statków, wykazał, że Siedow trzy dni przed wybuchem pojawił się w regionie katastrofy. Na kilkanaście godzin wyłączał pokładowy transponder, aby jego pozycja nie była widoczna dla wszystkich.
Rzecz jasna rosyjscy propagandyści odpowiadają takimi samymi podejrzeniami, ale roztaczają je wobec amerykańskiego okrętu USS "Kearsarge". Wspomniany serwis Readovka wskazuje, iż we wrześniu śmigłowce z amerykańskiego okrętu systematycznie patrolowały akwen przy wyspie Bornholm, a trasy ich lotu o pokrywały się z przebiegiem rurociągów i "punktami przyszłych katastrof".
Czytaj też:
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski