Koronawirus w Polsce. Lekarz z żółtej strefy: pacjenci nie chcą testów i szpitala
Jeśli to koronawirus, lepiej już umrzeć wśród swoich we własnym domu. Nie pójdziemy do szpitala na testy - takie słowa od osób mających objawy COVID-19 już kilkakrotnie usłyszał Marek Sobolewski, lekarz rodzinny pracujący w rejonie Białej Podlaskiej. Część jego pacjentów nie chciała poddać się testom oraz iść do szpitala.
18.08.2020 15:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Siedem ognisk koronawirusa, 237 zakażonych, trzy ofiary śmiertelne, setki osób na kwarantannie - to podsumowanie rozwijanej się w trakcie wakacji epidemii koronawirusa w powiecie bialskim (woj. lubelskie). Miasto Biała Podlaska (74 aktywnych przypadków COVID-19) od kilku dni jest tzw. żółtą strefą, gdzie przywrócono część obostrzeń epidemicznych. Pracujący w tym regionie lekarz rodzinny Marek Sobolewski mówi o zaskakujących reakcjach pacjentów.
Koronawirus w Polsce. Testy ujawniały kolejne zakażenia
- Niektórzy pacjenci, którzy mieli objawy COVID-19, odmawiali skierowania na testy potwierdzające ewentualne zakażenie - relacjonuje w rozmowie z Wirtualna Polską dr Marek Sobolewski.
- Prosiłem, przekonywałem, czasami straszyłem, że dla bezpieczeństwa innych policja ich doprowadzi na test. Zgadzali się i wtedy wychodziły nowe przypadki zakażeń - dodaje.
Opowiada, że niektórzy z pacjentów odmawiali skierowania do szpitala. Twierdzili, że jeśli faktycznie są chorzy, to lepiej jest umrzeć wśród swoich we własnym domu niż w szpitalnej izolatce albo pod respiratorem.
Koronawirus. Trudno mówić o pacjencie "zero"
Według lekarza nowe przypadki zakażeń koronawirusem w tym regionie to efekt powszechnego lekceważenia zasad ostrożności. - Na początku wakacji ludzie przestali się bać koronawirusa i życie towarzyskie wróciło do normy. Odbywały się imprezy, tłoczno zrobiło się w kościołach, w sklepach i u fryzjera mało kto nosił maseczki. Mówiono o końcu zniewolenia narodu epidemią - relacjonuje dalej lekarz.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Na początku lipca ognisko zakażeń wybuchło wśród uczestników wspólnych nabożeństw w gminie Piszczac (80 chorych, trzy osoby zmarły). - Trudno tutaj dopatrywać się pacjenta "zero". Osoby zakażone prezentowały różne grupy społeczne: strażnik graniczny, fryzjerka, ksiądz wikary. Mamy osoby, które zakaziły się w kościele - mówił dziennikarzom Kamil Kożuchowski, wójt gminy Piszczac.
Na tym nie koniec. 28 osób zachorowało w Środowiskowym Dom Samopomocy w pobliskim Kodniu. Koronawirus pojawił się wśród pracowników zakładów mięsnych, hurtowni, komisariatu policji w Międzyrzecu Podlaskim oraz w lokalnej szwalni. To łącznie ponad 80 zakażeń.
Koronawirus w Polsce. Jedno wesele i całe miasto stało się żółtą strefą
O wprowadzeniu żółtej strefy w Białej Podlaskiej przesądziło wesele, które stało się ogniskiem z 38 przypadkami zachorowań. To po tej imprezie wskaźnik nowych zakażeń w mieście przekroczył 6 osób na 10 tys. mieszkańców. Mogło być gorzej. Sanepid w ostatniej chwili zapobiegł kolejnemu weselu. Zakażenie potwierdzono u pana młodego i imprezę odwołano.
- Spotkałem się z przypadkami, gdzie koronawirusem zakażone są wielopokoleniowe rodziny. Gdyby jesienią epidemia miała w podobny sposób rozprzestrzeniać się w całej Polsce, byłby to dramat - ostrzega dr Sobolewski.
Według oceny Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie sytuacja w sześciu ogniskach zachorowań w powiecie bialskim jest opanowana. Nowe zakażenia wychwytywane są wśród uczestników wesela i osób, które miały z nimi kontakt.
Wojewódzki inspektor sanitarny wystosował do mieszkańców Białej Podlaskiej specjalny komunikat.
"Epidemia koronawirusa SARS-Cov-2 nie osłabła! Zwiększające się statystyki zachorowań na terenie miasta oraz zakwalifikowanie do strefy żółtej wzywają nas do odpowiedzialności: zachowania dystansu, zakrywania nosa i ust w miejscach, gdzie jest to obowiązujące oraz dbania o higienę rąk i otoczenia" - czytamy w apelu WSSE.