Jak zarabia Państwo Islamskie
200 milionów dolarów - taką cenę za życie dwóch Japończyków - dziennikarza i najemnika - wyznaczyli terroryści z ISIL. Akcja dżihadystów stanowi nie tylko ich pierwsze publiczne żądanie o okup, ale i najwyższą kwotę, jakiej się dotychczas domagali. Nie oznacza to jednak, że Państwo Islamskie przeżywa problemy finansowe.
Wprost przeciwnie - twierdzą eksperci - gdyby Japonia zapłaciła okup, kwota byłaby jedynie kroplą w morzu dochodów zbrodniczej organizacji. Tym bardziej, że pieniądze z okupów nie stanowią dla ISIL poważnego źródła dochodów.
Według opublikowanego niedawno raportu firmy Thomson Reuters Accelus, porwania dla okupu to tylko 4 procent budżetu tej organizacji, którego szacowana wartość to prawie 4 miliardy dolarów rocznie. To nic w porównaniu z wpływami z handlu ropą naftową i gazem, z czego według szacunków grupa osiąga codzienne zyski rzędu 1-2 milionów dolarów. Mimo tak podejrzanego pochodzenia surowca, chętnych na ropę skradzioną przez terrorystów nie brakuje. Bez problemu można ją kupić np. na pograniczu Turcji i Syrii, gdzie sprzedawana jest - przez licznych pośredników, nie związanych bezpośrednio z terrorystami - na czarnym rynku.
Równie ważnym źródłem finansowania dla terrorystów są..."podatki" i "cła". Mechanizm ich pozyskiwania jest zaskakująco profesjonalny, choć bardziej przypomina mafijne haracze niż podatki. Do płacenia zobowiązani są nie tylko miejscowi przedsiębiorcy, ale też np. kierowcy . Płaci się także za sam przewóz dóbr przez terytorium Państwa Islamskiego. I tak np. "cło" w wysokości 300 dolarów musi zapłacić każdy przewożący żywność, zaś 400 dolarów - elektronikę. Opłata dla ciężarówek jest natomiast jedna i wynosi 700 dolarów. W zamian, "podatnicy" otrzymują ochronę przed przestępcami, a na potwierdzenie zapłaty - fakturę.
Na tym działalność Dowództwa Finansowego - bo tak nazywa się specjalnie utworzone gospodarcze skrzydło ISIL - się jednak nie kończy. Co więcej, potrafi ono zarabiać nawet tam, gdzie ISIL nie sprawuje bezpośredniej kontroli nad terytorium. Robi to m.in. poprzez prowadzenie nielegalnych interesów - chodzi tu zarówno o, klasyczne "mafijne" interesy jak prostytucja czy handel ludźmi, jak również sprzedaż zbóż, bydła, surowców naturalnych, a nawet cementu. Duże wpływy do skarbców ISIL przynoszą również zrabowane antyki i artefakty kradzione z meczetów i pomników kultury - zasady moralne islamu mają tu znaczenie drugorzędne - osiągają one ceny nawet do kilkuset tysięcy dolarów za sztukę.
Ważnym obszarem zarobków jest także internet. Prowadzone przez Państwo Islamskie kanały w mediach społecznościowych - a ISIL jest obecne prawie na każdej platformie - notują miliony odsłon. Już samo to potrafi przynieść dochód. Lecz znaczenie działań propagandowych w internecie - szczególnie publikacji nagrań filmowych - jest dużo większe. Stanowi ono bowiem ważny element promocyjny przyciągający nowych rekrutów - a co za tym idzie, także i sponsorów. Jest to o tyle znaczące, że w przeciwieństwie do Al-Kaidy, ISIL dotychczas czerpał stosunkowo niewiele z wpłat prywatnych donatorów. Jak mówią eksperci, być może właśnie tym można tłumaczyć najnowszą, spektakularną medialnie akcję ISIL.
- Rywalizacja między Państwem Islamskim a Al-Kaidą stale narasta, dlatego będziemy świadkami bardzo niebezpiecznej eskalacji w retoryce i czynach obu organizacji - powiedział dziennikowi "Daily Telegraph" Eugenio Lilli.
Podobnego zdania jest ekspert ds. Bliskiego Wschodu i koordynator Zespołu Analiz Fundacji Amicus Europae, Tomasz Otłowski.
- Sądzę, że porwanie Japończyków i cała medialna akcja wokół tego zorganizowana, nastawione są głównie na efekt propagandowy i psychologiczny - mówi Otłowski - Chodzi o ponowne przykucie uwagi. Państwo Islamskie zdążyło się już bowiem światu zachodniemu "opatrzeć" i spowszednieć - dodaje.
Zdaniem eksperta, ISIL nie spodziewa się nawet dostania pieniędzy za okup. Wskazuje na to m.in. gigantyczna kwota okupu (dla porównania włoski rząd zapłacił niedawno islamistom w Syrii 12 milionów dolarów za uwolnienie dwóch Włoszek). Tym bardziej, że ma ona prawdopodobnie znaczenie symboliczne. 200 milionów dolarów to bowiem dokładnie tyle, ile Japonia zadeklarowała na wsparcie koalicji przeciw ISIL.
Według Otłowskiego, jedynym wyjściem dla Japonii i państw Zachodnich jest niewchodzenie w pertraktacje z dżihadystami.
- Byłby to bardzo niedobry i niebezpieczny precedens. Nie tylko zachęciłoby to terrorystów do kolejnych porwań i jeszcze wyższych kwot okupu, ale i w pewnym stopniu stanowiłoby legitymizację Państwa Islamskiego - mówi ekspert.
Oskar Górzyński, Wirtualna Polska
Zobacz również: Japonia zapłaci okup?