Ja cię nie mogę, demontują Trzecią Drogę! [OPINIA]
Trzecia Droga, która miała być alternatywą dla niedających się wytrzymać kłótni PiS i PO, faktycznie zaproponowała nową jakość w polityce: nie ma jawnej awanturki z "obcymi". W Trzeciej Drodze żrą się sami między sobą.
Gdy Roch Kowalski z RMF FM poinformował wczoraj, że sojusz Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 Szymona Hołowni (czyli Trzecia Droga) jest u progu rozpadu, zaskoczony nie był dosłownie nikt.
Kto bowiem śledzi polską politykę, ten widzi, że od co najmniej kilku tygodni Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia widzą, w co wdepnęli. I wcale nie są z tego zadowoleni.
Po publikacji RMF FM niektórzy działacze Trzeciej Drogi nijako zaprzeczali plotkom o rozpadzie. Ale znaleźli się też tacy, jak choćby Michał Kobosko, nazywany przez niektórych złośliwie "wicehołownią", którzy w zasadzie potwierdzili, że atmosfera jest gęsta (Kobosko napisał: "Nie boimy się progu [wyborczego - red.], ale jeśli nasi partnerzy z PSL są innego zdania, to zapraszamy ich do startu z list Polski 2050").
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dwa temperamenty
Redaktor Kowalski przytoczył wypowiedź jednego z działaczy Polski 2050 o liderach sojuszu, w której wskazano, że "Władek i Szymon to osoby o zupełnie innych temperamentach".
Tak, to prawda, to osoby o zupełnie innych temperamentach, innym podejściu do polityki i innym podejściu do samych siebie.
Hołownia to - zaznaczam, że to moja opinia, każdy może mieć własną - jeden z najbardziej antypatycznych polityków, z jakimi miałem do czynienia.
Gdy napisaliśmy tekst o majątku Hołowni, straszył nas prokuraturą i sugerował, że bierzemy udział w nielegalnym procederze wymierzonym właśnie w niego. Napuszczał na nas swoich zwolenników. Opisywaliśmy co prawda też majątki rodziny Morawieckich, Tuska, Ziobry, Obajtków i kilku innych, ale zdaniem Hołowni to był parszywy atak właśnie na niego.
Równie parszywym atakiem, tyle że już po prostu na Polskę 2050, była seria naszych tekstów o nieprawidłowościach w działaniu prof. Wojciecha Maksymowicza, posła, wówczas członka koła poselskiego Polski 2050.
U Hołowni nie było jakiejkolwiek refleksji, widział jedynie atak na oblężoną twierdzę. Co, jak na byłego dziennikarza (mało kto wie, ale Hołownia zdobył nawet dwa Grand Pressy - to taka niegdyś prestiżowa, a dziś dość śmieszna, nagroda dziennikarska), było zasmucające. Przede wszystkim zaś zasmucające było to, że partia, która miała wprowadzać nową jakość, broniła dziadostwa, o ile tylko to było jej dziadostwo.
Hołownia jest grymaśny, lubi się obrażać, wszystko bierze do siebie.
Czyli jest zupełnym przeciwieństwem Kosiniaka-Kamysza. Ten to swój chłop, naprawdę. Przesympatyczny człowiek, który mógłby wygrać każdy konkurs na najsympatyczniejszego polityka. Nawet jak podwyższał ludziom wiek emerytalny, robił to na tyle niewinnie, że aż ciężko było się na niego gniewać, więc wszyscy pogniewali się na Donalda Tuska.
Niestety dla szefa PSL zasady gry są takie, że premiowani są nie politycy sympatyczni, tylko skuteczni. A pozycja "ludowców" jest obecnie kiepska.
Dziwne sojusze
Dlaczego tyle miejsca poświęciłem napisaniu, że Hołownia jest niefajny, a Kosiniak-Kamysz jest fajny?
Ano z tego względu, że jeśli zaraz ma się rozlecieć ich sojusz, to chcę publicznie stwierdzić, że rację w sporze ma niefajny Hołownia, a nie fajny Kosiniak-Kamysz.
Panowie bowiem postanowili utworzyć Trzecią Drogę - alternatywę dla tzw. POPiS oraz, jak się okazało, dla Konfederacji.
Tymczasem PSL zaczął ściągać z politycznego rynku każdego, kto nie ma jeszcze partii, z której mógłby wystartować w wyborach.
Największym kłopotem dla ekipy Hołowni jest związek PSL z AgroUnią. "Ludowcy" nawet rozsądnie to tłumaczą: chcą zdobyć głosy wyborców na wsi, więc nie warto rywalizować z głośną ekipą Michała Kołodziejczaka; lepiej połączyć siły.
Szkopuł w tym, że Hołownia ma pełne prawo nie chcieć łączyć sił z Kołodziejczakiem, który to - bądźmy uczciwi - jest gotów "łączyć siły" z każdym, kto pomoże ludziom AgroUnii dostać się do parlamentu.
Dowód? Nieudany sojusz AgroUnii z Porozumieniem (tu znów wyjaśnię, bo ktoś może nie wiedzieć: to taka partyjka, którą dawniej utworzył Jarosław Gowin, a dziś należą do niej ze cztery osoby).
Porozumienie również miałoby być przy Trzeciej Drodze bądź nawet Trzecią Drogę stanowić.
I tu znów rację ma ekipa Hołowni. Ludzie Porozumienia bowiem byli zapleczem politycznym Prawa i Sprawiedliwości. Przez długie lata głosowali, ręka w rękę, ramię w ramię, guzik w guzik, z Jarosławem Kaczyńskim. Wsparli wiele, w ocenie Hołowni, skandalicznych pomysłów.
I teraz, gdy pokłócili się z Prawem i Sprawiedliwością, gdy zostali wypchnięci na margines, tak po prostu przyjmie ich Trzecia Droga, czyli sojusz opozycyjny do PiS?
Wystarczy, że posłanka Magdalena Sroka, skądinąd przemiła osoba, powie, że przez lata błądziła, ale teraz już wie, że nie lubi PiS?
Jest jeszcze Artur Dziambor, poseł, który do lutego 2023 r. był w Konfederacji. On - jak mówią "ludowcy" - też mógłby zasilić Trzecią Drogę.
I tu zaznaczmy: Dziambor to świetny facet. Inteligentny, dowcipny, z dystansem do siebie, ma fajne maskotki w domu, które chętnie pokazuje w telewizji. Chętnie bym z nim poszedł na piwo.
Ale Dziambor to nie jest człowiek PSL, to nie jest człowiek, który mógłby tworzyć sojusz z Hołownią, to nie jest człowiek, który powinien bezboleśnie i bez jakichkolwiek konsekwencji po prostu zmienić front polityczny. Chyba że uznamy, iż kryterium poglądów i tego, jak widziałoby się przyszłą Polskę, nie ma żadnego znaczenia.
W skrócie: rację ma Hołownia, a nie Kosiniak-Kamysz. Ten pierwszy bowiem stawia na pryncypia, a ten drugi prosto kalkuluje, jakie tu jeszcze znane nazwisko ściągnąć.
Walka o przetrwanie
Oczywiście Trzecia Droga ma pod górkę, bo jako koalicja musi przekroczyć 8-proc. próg wyborczy. Gdyby kandydaci PSL wystartowali z list Polski 2050 lub ludzie Hołowni z list "ludowców" - próg wynosiłby 5 proc.
Widać, że trwa przeciąganie liny w tej kwestii. Tyle że skoro dogadały się dwa rozpoznawalne ugrupowania, zrozumiałe jest, że żadne nie chce rezygnować ze swojej podmiotowości i po prostu wejść na czyjeś listy wyborcze. Był już taki, który wystartował z list PSL, i jedyne, co mu zostało, to auto z alufelgami.
Jednocześnie przyszłość Trzeciej Drogi ma fundamentalne znaczenie dla przyszłego rozdania politycznego. Jeśli opozycja chce odsunąć PiS od władzy, nie może sobie pozwolić na to, że PSL, Polska 2050 lub - w czarnym scenariuszu - obie te partie znajdą się tuż pod progiem wyborczym.
Skończy się więc zapewne tak, że Hołownia i Kosiniak-Kamysz trochę się pokłócą, ale z rozsądku dociągną wspólnie do wyborów.
Ewentualnie ludzie PSL trafią na listy wyborcze Koalicji Obywatelskiej, a Hołownia zostanie z niczym. I to by było na swój sposób zabawne, że największą karą poniósłby za czyn, którego akurat nie powinien się wstydzić.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl