Grudniowy pożar meczetu w Szwecji to nie był zamach?
Pożar meczetu w grudniu wywołał w Szwecji wielkie oburzenie i publiczną debatę. Teraz okazuje się, że być może bez powodu.
W pierwszy dzień Bożego Narodzenia w zeszłym roku spłonął meczet w mieście Eskilstuna w środkowej części kraju. Pięć osób zostało rannych. Policja już po kilku godzinach orzekła, że przyczyną pożaru było podpalenie. Zaczęło się poszukiwanie sprawców, a opinia publiczna szybko uznała, że podpalenia dokonali antyimgranccy ekstremiści. Tymczasem, jak pisze lokalna gazeta "Eskilstuna Kuriren", po wielu tygodniach śledztwa policja doszła do wniosku, że pożar wybuchł z powodu... zapalenia się frytury w kuchni budynku, w którym mieścił się meczet.
Oficjalnie policja nie wypowiada się na ten temat. Nieoficjalnie potwierdza jednak, że w sprawie podpalenia meczetu nikogo nie zatrzymano.
W Szwecji od wielu miesięcy trwa debata o polityce imigracyjnej kraju. Skrajna prawica chce ograniczyć o 90 procent liczbę osób mających prawo ubiegać się o azyl, podczas gdy partiom głównego nurtu zależy na utrzymaniu dotychczasowego, liberalnego podejścia.
W Eskilstunie, gdzie znaczną część mieszkańców stanowią imigranci, doszło w zeszłym roku do starć z udziałem grup neonazistowskich.
Wygląda jednak na to, że grudniowego pożaru nie można wpisać na listę incydentów związanych z narastającą niechęcią wobec obcokrajowców.