"Fałszywy konwojent" ukradł 8 mln. Na razie oddał... 10 złotych
Krzysztof W. stał za "skokiem stulecia": wcielił się w rolę konwojenta w napadzie, w którym skradziono blisko 8 mln zł. Teraz mężczyzna ujawnił, jaką kwotę zwrócił.
Do napadu rodem z filmu akcji doszło w 2015 roku w Swarzędzu. Krzysztof W. udawał konwojenta, porwał auto przewożące gotówkę z banku i ukradł gigantyczną sumę pieniędzy.
By nie dać się złapać, na parę miesięcy przed napadem mężczyzna celowo zmienił swój wizerunek i zatrudnił się w firmie ochroniarskiej. Jednak ostatecznie został zatrzymany.
Krzysztof W. usłyszał wyrok ws. udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i kradzież mienia o znacznej wartości. Został skazany na 8 lat i 2 miesięcy pozbawienia wolności.
"Fałszywy konwojent" oddaje pieniądze. Kwota zaskakuje
Obecnie mężczyzna może ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie z odbywania kary. W tym celu oddał już część skradzionych pieniędzy. Kwota może zaskoczyć.
- W minionym tygodniu dostaliśmy przelew z zakładu karnego we Włocławku. W tytule wpisano, że środki pochodzą od skazanego Krzysztofa W. Kwota, którą nam przelano to dziesięć złotych – powiedział w rozmowie z TVN24 Jarosław Kur, właściciel firmy ochroniarskiej Servo.
Wszystko wskazuje na to, że Krzysztof W. działa z premedytacją. - To jest metoda wytrącenia z ręki sądu argumentu, że skazany nie robi nic, żeby naprawić wyrządzoną szkodę. Zamiast tego robi tyle, ile jest to dla niego możliwe, żeby spłacić poszkodowanego – tłumaczył dla TVN24 niezwiązany ze sprawą mecenas Bronisław Muszyński.
Do Sądu Okręgowego w Łodzi trafił wniosek od Krzysztofa W. o zwolnienie warunkowe, jednak firma Servo negatywnie odniosła się do tych zamiarów.
- To jest po prostu kpina ze mnie, z firmy i wymiaru sprawiedliwości. Człowiek, przez którego wpadliśmy w tarapaty, przelewa mi dziesięć złotych i chce wyjść na wolność. Niezależnie od decyzji sądu w sprawie Krzysztofa W. wyjdą na wolność i będą mogli cieszyć się łupem. Warto zastanowić się, czy nie należałoby zwiększyć kar, żeby nie było innych, którzy chcieliby pójść w ich ślady – mówił Jarosław Kur.