ŚwiatEdukacja w drugiej erze maszyn

Edukacja w drugiej erze maszyn

Sztuczna inteligencja będąca niegdyś wyłącznie wytworem wyobraźni pisarzy science fiction dziś zmienia naszą rzeczywistość. Samochody mogą jeździć bez kierowców. Drony wykorzystywane są do dostarczania przesyłek pocztowych. Komputery uczą się diagnozowania chorób. W swojej ostatniej książce ekonomiści Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee opisują te zjawiska jako przykład drugiej ery maszyn - pisze Dalia Marin w felietonie Project Syndicate.

Edukacja w drugiej erze maszyn
Źródło zdjęć: © Fotolia | jim

09.12.2014 | aktual.: 09.12.2014 15:11

Już sama nazwa – pierwszą erą maszyn była rewolucja przemysłowa – sugeruje epokową zmianę. I rzeczywiście, jeśli wierzyć przewidywaniom, to obecny postęp technologiczny może mieć głęboki wpływ na nasze życie.

Jedna z popularnych prognoz zakłada, że coraz bardziej wyrafinowane roboty zastąpią robotników, koszty pracy staną się mniej istotne, a produkcja znów wróci do krajów bogatych. Inna głosi, że coraz inteligentniejsze maszyny zredukują zapotrzebowanie na wykwalifikowaną siłę roboczą, a w rezultacie zmniejszy się przewaga gospodarcza wynikająca z posiadania wysokich umiejętności.

Pierwsza z tych dwóch hipotez wciąż jest mocno naciągana, chociaż istnieją pewne dowody na to, że częściowo zaczyna się ziszczać. Będzie to miało ogromne znaczenie dla sposobu radzenia sobie współczesnych gospodarek z wyzwaniami globalizacji.

Oczywiście dużo się słyszy o ponownym transferze miejsc pracy z krajów o niskich płacach do krajów o zarobkach wysokich. Apple przenosi część produkcji z Chin do Doliny Krzemowej, a Airtex Design Group przenosi część swojej produkcji tekstylnej z Chin do Stanów Zjednoczonych. Niedawne badanie przeprowadzone przez firmę konsultingową PricewaterhouseCoopers wśród 384 firm strefy euro pokazało, że w ciągu ostatniego roku dwie trzecie respondentów przeprowadziło transfer części operacji, a 50 proc. zamierza to uczynić w przyszłym roku.

Ale kiedy spojrzy się na dane, niczego takiego nie widać. Wręcz przeciwnie – daje się zauważyć nasilanie przeciwnego trendu. Zjawisko przenoszenia działalności za granicę spowolniło w czasie recesji, jaka nastąpiła po globalnym kryzysie finansowym 2008 roku, ale szybko się odbudowało, wyprzedzając tempo sprzed kryzysu. Jak na razie powrót produkcji do krajów bogatych pozostaje w sferze prognoz, a nie faktów.

Ocena drugiej hipotezy jest bardziej skomplikowana. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że istnieją dowody potwierdzające możliwość spadku zapotrzebowania na wysokie kwalifikacje. W ciągu ostatnich 17 lat różnica między zarobkami robotników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych w krajach zachodnich systematycznie spada, wyjątkiem są jedynie Stany Zjednoczone i Niemcy.

Można to wytłumaczyć faktem, że poziom edukacji w Europie wyprzedził tempo zmian technologicznych, dając nadprodukcję wykwalifikowanej siły roboczej. Na przykład udział obywateli Austrii mających wykształcenie wyższe lub jego ekwiwalent wzrósł w latach 1996-2012 o 250 procent. W Wielkiej Brytanii i we Włoszech niemal się podwoił. W Hiszpanii podskoczył o 70 proc., podobnie we Francji. Natomiast w Stanach Zjednoczonych i Niemczech udział populacji mogącej się pochwalić dyplomem wyższej uczelni zwiększył się o skromne 25 procent.

Możliwe jednak, że zawężenie się różnic w zarobkach robotników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych jest przejawem konkurencji ze strony coraz bardziej inteligentnych maszyn. Dobrym przykładem mogą być Stany Zjednoczone. Ponieważ od początku stulecia osiągnięcia edukacyjne wzrosły tu raczej skromnie, można by oczekiwać gwałtownego zwiększenia się różnicy w zarobkach, tak jak w latach 80. i 90. Ale zamiast tego dysproporcja ta pozostaje na niemal niezmienionym poziomie, wzrasta natomiast stopa bezrobocia wśród robotników wykwalifikowanych – w latach 2000-2012 zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Wielkiej Brytanii podwoiła się.

Przed rokiem 1980 około 70 proc. dochodów przypadało na dochody z pracy, a 30 proc. – na kapitałowe. Ale od tamtej pory we wszystkich krajach bogatych widać spadek udziału dochodów uzyskiwanych z pracy – teraz to 58 proc. PKB. Według badania przeprowadzonego przez ekonomistów Loukasa Karabarbounisa i Brenta Neimana połowa tego spadku wynika z tańszej technologii informatycznej, która pozwoliła firmom na zastąpienie pracowników komputerami.

Konsekwencje są poważne. Jeśli faktycznie to pierwsze oznaki nadejścia drugiej ery maszyn, to możliwe, że bierzemy udział w niewłaściwej wojnie. Skoro deficyt kapitału ludzkiego będzie miał coraz mniejsze znaczenie, to – wbrew naszym założeniom – odpowiedzią na wzywania globalizacji wcale nie musi być szybki rozwój edukacji.

Dalia Marin

Dalia Marin kieruje wydziałem ekonomii międzynarodowej na Uniwersytecie Monachijskim; jest także naukowcem związanym z brukselskim think tankiem Breugel.

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (64)