Dwa oblicza afery wizowej [OPINIA]

Jedna opcja polityczna przyznaje, że były nieprawidłowości przy przyznawaniu wiz, ale zaznacza, że dotyczyły kilkuset przypadków. Druga - że chodzi o kilkaset tysięcy przypadków. Szkopuł w tym, że oba obozy polityczne tylko pozornie mówią o tym samym.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau
Prezes PiS Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau
Źródło zdjęć: © FORUM | ANDRZEJ HULIMKA
Patryk Słowik

Zasadnicze pytanie bowiem brzmi: czym jest afera wizowa?

I odpowiedź na tak postawioną kwestię nie jest wcale oczywista, bo nie ma przecież jednej uniwersalnej definicji. I dlatego rządzący mówią jedno, a opozycja drugie.

Tymczasem jest po prostu tak, że tak zwana afera wizowa ma dwa oblicza.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wybuch afery

Przypomnijmy krótko, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach.

"Brak satysfakcjonującej współpracy". Tak premier Mateusz Morawiecki tłumaczył 31 sierpnia 2023 r. odwołanie Piotra Wawrzyka z funkcji wiceministra spraw zagranicznych.

Media szybko zaczęły zastanawiać się, co stało za dymisją. Tym bardziej, że Wawrzyk wypadł nie tylko z kierownictwa resortu, lecz także z list wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.

"Gazeta Wyborcza" na początku września poinformowała, że odwołanie Wawrzyka ma związek z postępowaniem prowadzonym przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Media, jedno po drugim, zaczęły pisać o nieprawidłowościach przy wydawaniu wiz.

Skupiono się m.in. na pośrednikach wizowych oraz firmach, z którymi polskie państwo podpisało umowy na pomoc przy przygotowywaniu wniosków wizowych przez migrantów.

Z kontroli poselskiej posłów Koalicji Obywatelskiej wynikło - jak przekonywali parlamentarzyści i część mediów - że w latach 2021-2023 na dwa miliony wiz pracowniczych między 250 a 350 tys. dotyczyło obywateli państw islamskich.

14 września rano Wirtualna Polska opublikowała tekst pokazujący kulisy korupcyjnego procederu polegającego na załatwianiu wiz pozwalających na przyjazd do Polski w zamian za łapówki. Skupiliśmy się na sytuacjach w poszczególnych placówkach dyplomatycznych i działalności pośredników wizowych. Pokazaliśmy, że przedsiębiorcy działający na Bliskim Wschodzie o nieprawidłowościach alarmowali już w lutym 2023 r. I wskazywali, że to proceder, który trwa od lat.

Kilka godzin później Onet opublikował tekst, który wstrząsnął opinią publiczną. Andrzej Stankiewicz, dziennikarz Onetu, napisał bowiem, że wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list Prawa i Sprawiedliwości, bo pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych.

Od tego czasu wszyscy zaczęli mówić o aferze wizowej.

Prokuratura i politycy Prawa i Sprawiedliwości mówią, że nie ma żadnej afery ani nawet aferki. Zdarzyły się bowiem nieprawidłowości, którymi prokuratura wspólnie ze służbami szybko się zajęły.

Politycy opozycji oraz znaczna część mediów pisze o gigantycznej aferze i tym, że łapówkarski proceder mógł dotyczyć setek tysięcy wiz.

Tomasz Grodzki, marszałek Senatu, wygłosił orędzie, w którym stwierdził: "Polskie wizy, dokumenty uprawniające do wjazdu na teren naszego kraju, były sprzedawane na straganach w krajach Azji i Afryki. Dzięki temu setki tysięcy migrantów napłynęły do naszej Ojczyzny. Na tym procederze nie tylko prawdopodobnie zarobili, ale według doniesień mediów zorganizowali go najwyżsi polscy urzędnicy".

Elżbieta Witek, marszałek Senatu, wygłosiła orędzie, w którym stwierdziła, że Grodzki kłamie.

Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.

Skala kombinatorstwa

Naturalne jest to, że zastanawiamy się, kto mówi prawdę, a kto kłamie. Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana: bo po prostu afera wizowa ma różne oblicza.

Jedno kilka dni temu pokazał Onet. Ludzie powiązani z byłym wiceministrem spraw zagranicznych Piotrem Wawrzykiem stworzyli kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych, wykorzystując pozycję polityczną Wawrzyka.

Inne oblicza przedstawiła kilka dni temu Wirtualna Polska. Pokazaliśmy, że na Bliskim Wschodzie i w Afryce bardzo ciężko dostać się do konsulatu bez dania łapówki pośrednikowi wizowemu. A co za tym idzie, bardzo ciężko jest otrzymać wizę do Polski bez wręczenia łapówki.

I jedno, i drugie jest aferą. Ale w zależności, o czym pomyślimy, skala będzie zupełnie inna.

Afera ujawniona przez Onet, czyli działalność ekipy Wawrzyka (czy przy jego pełnej świadomości, czy przy wykorzystaniu jego naiwności - to zapewne zostanie dopiero wyjaśnione), to rzeczywiście może być kilkaset przypadków. Dla jasności: być może więcej, ale nic na razie na to nie wskazuje.

Nie może być zaś w ogóle mowy o kilkuset tysiącach przypadków.

Innymi słowy, jeśli ktoś uważa, że ludzie powiązani z Wawrzykiem ściągnęli do Polski ćwierć miliona imigrantów, poprzez wysyłanie konsulatom list osób do przyznawania wiz, to jest w błędzie.

Skala tego bez wątpienia przestępczego procederu była znacznie mniejsza.

I nie, nie umniejszam samemu procederowi. Nie twierdzę, że nie było to działanie przestępcze, nielegalne, podłe, wymykające się wszelkim standardom sprawowania władzy. Ależ było. Już jeden przypadek zasługiwałby na potępienie i wyjaśnienie "do spodu".

Po prostu warto uczciwie mówić, jaka była skala tego nielegalnego kombinatorstwa.

Kombinatorstwo poza skalą

Jednocześnie skala afery wizowej w drugim jej rozumieniu, czyli nieprawidłowości występujących w wielu konsulatach, była ogromna.

Skoro na przestrzeni co najmniej kilku lat, aby dostać się w ogóle do konsulatu, trzeba było wręczyć łapówkę pośrednikowi trzymającemu łapę na terminach wizyt w konsulacie, bez najmniejszych wątpliwości możemy mówić o co najmniej kilkudziesięciu, a niewykluczone, że i kilkuset tysiącach wątpliwych przypadków.

Do wyjaśnienia pozostaje rola polskich urzędników konsularnych. Czy byli oni współorganizatorami procederu, czy może jego ofiarami, bo po prostu nie potrafili przeciwdziałać nieuczciwym pośrednikom? Słyszałem bowiem głosy i za pierwszym z wariantów, i za drugim. Możliwe jest też oczywiście, że w jednym państwie urzędnik otrzymywał swoją dolę, a w innym nic nie dostawał i jedynie denerwował się, widząc, że przy wejściu do konsulatu rządzą lokalni rzezimieszki.

Tak jak bowiem pisałem kilka dni temu na łamach Wirtualnej Polski, pośrednicy mogą działać w porozumieniu ze służbami konsularnymi, ale możliwy jest też wariant samowolki. Przykładowo system zapisów online do konsulatu łatwo przejąć poprzez stworzenie botów rezerwujących w ułamku sekundy wszystkie dostępne terminy wizyt. W takiej sytuacji pracownicy danego konsulatu zapewne o sprawie wiedzą, ale nie oznacza jeszcze, że są opłaceni przez pośrednika.

Na procederze cierpią uczciwi obcokrajowcy. Wiele osób, które potrzebują dostać się do Polski, nie jest w stanie w ogóle umówić wizyty w polskiej placówce dyplomatycznej.

Przy czym niezależnie od odpowiedzi na to pytanie bynajmniej nie jest tak, że te kilkadziesiąt, a być może kilkaset tysięcy osób, które musiały wręczyć łapówkę, to osoby niezasługujące na polską wizę. Znaczna część z nich zapewne spełniała wymogi niezbędne do otrzymania wizy. Łapówki bowiem, co do zasady, dawano nie za samą wizę, lecz za fakt rozpatrzenia podania.

Para paradoksów

Paradoks całej sytuacji polega na tym, że chciwość ekipy związanej z Wawrzykiem spowodowała, że o aferze wizowej zaczęło się mówić. Prokuratura nie miała wyjścia i zaczęła coś robić, dziennikarze zaś zainteresowali się nieprawidłowościami przy przyznawaniu wiz uprawniających do przyjazdu do Polski.

Złośliwie można by nawet powiedzieć, że nikt nie zrobił tak wiele dla oczyszczenia sytuacji przy przyznawaniu wiz jak Wawrzyk.

Przez to, że wraz z kolegami postanowił zaangażować się w wizowy proceder (tak jak zaznaczyłem - w jakim charakterze dopiero się dowiemy, ale jego zaangażowanie jest faktem), granat wybuchł. I zapewne zmiecie występujące od kilku lat nieprawidłowości w poszczególnych konsulatach.

Choć wyraźnie widać też, że tak jak organy państwa sprawiają wrażenie gotowych wyjaśnić sprawę ekipy Wawrzyka, tak mają mniej chęci do zajęcia się masowymi nieprawidłowościami, które się pojawiły w placówkach dyplomatycznych.

I tu kolejny paradoks. Otóż tekst Andrzeja Stankiewicza w Onecie był na wielu polach szokujący. Takiej degeneracji ludzi sprawujących władzę większość z nas się nie spodziewała; a przecież, bądźmy szczerzy, spodziewaliśmy się różnych paskudności i brudu za paznokciami.

Jednocześnie jednak dla polskiego państwa znacznie istotniejsze od przekrętu iluś osób jest to, by uporać się z nieprawidłowościami występującymi na masową skalę, czyli poradzić sobie z sytuacją w poszczególnych państwach i placówkach dyplomatycznych. Tak, byśmy już niebawem mogli śmiało powiedzieć, że aby otrzymać wizę do Polski, trzeba po prostu spełnić warunki stawiane obcokrajowcom przez państwo polskie. I bez znaczenia jest to, czy ktoś ma 5000 dolarów na opłacenie się, czy ich nie ma.

Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (755)