PiS wpadł w pułapkę, którą zastawił na Tuska [OPINIA]

Temat nielegalnych migrantów miał być biczem na opozycję. PiS miał świadomość, że wielokulturowe społeczeństwo budzi w Polakach lęk, a wszystko to można wykorzystać w kampanii wyborczej. Przemyślany plan na naszych oczach zwrócił się jednak przeciwko PiS. Miał ciągnąć partię w górę, a może pociągnąć w dół - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński
Prezes PiS Jarosław Kaczyński
Źródło zdjęć: © PAP
Tomasz P. Terlikowski

15.09.2023 16:00

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.

Pytanie referendalne, powracające w narracji PiS straszenie nielegalnymi uchodźcami, nieustanne wracanie do przestępstw popełnianych przez migrantów (tak jakby inni ich nie popełniali), twarda retoryka odnosząca się do uchodźców na granicy białoruskiej - to wszystko miało zostać przeciwstawione miękkiej - za czasów pierwszego kryzysu uchodźczego - polityce Donalda Tuska.

Wszystko szło w dobrym kierunku

Efekt? Polacy mieli zwrócić się do twardych szeryfów, obrońców polskich granic, którzy nie pozwolą, by cokolwiek w Polsce się zmieniło.

Odpowiedzią Tuska było przejęcie retoryki PiS, próba pokazania, że PO też nie chce migracji, a także ostrze ataku skierowane na legalnych migrantów przyjmowanych za rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Zejście z linii strzału mogło być skuteczne, ale zniechęcało też do Koalicji Obywatelskiej część bardziej humanitarnie nastawionych wyborców, a niekoniecznie przyciągało nowych. "Zielona granica" Agnieszki Holland mogła jeszcze utrudnić sytuację opozycji przez walkę, którą PiS wyniosło na swoje sztandary. Jednym słowem: wszystko szło w dobrym kierunku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Fiasko wizerunkowe PiS

Tyle że nagle okazało się, że wiceministrowi Piotrowi Wawrzykowi niemal na wizji spadły spodnie. Nie mówię o scenie z wywiadu telewizyjnego, podczas którego Wawrzyk ściągał spodnie z oparcia fotela, na którym siedział, ale o ujawnieniu, że bliscy współpracownicy wiceministra, a także on sam, wpływali na decyzje o wydawaniu wiz unijnych. Wpływali i - na co wiele wskazuje - brali za to pieniądze.

Poza wątkiem korupcyjnych - choć prawnie i moralnie to on jest najważniejszy - oznacza to kompletne fiasko wizerunkowe Prawa i Sprawiedliwości. Oto bowiem to, co miałoby być dowodem ich siły i zdecydowania, okazało się elementem zarabiania.

Jedni ministrowie z powagą oznajmiali, że będziemy walczyć z każdym nielegalnym migrantem, straszyli nimi, nakazywali push-backi, a inni brali po 25 tys. dolarów od innych migrantów, którzy chcieli udać się do Unii Europejskiej lub Stanów Zjednoczonych. A jeszcze inni zbudowali sieć prywatnych biur, które zarabiały na rekrutowaniu pracowników i wydawaniu im wiz, które nie tylko pozwalały im pracować w Polsce, ale i jechać dalej.

Z jednej strony zatem twarda retoryka, nastawianie społeczeństwa przeciwko uchodźcom, a z drugiej zarabianie na nielegalnej migracji. To mniej więcej tak, jakby walczący z prostytucją zakładali sieć domów publicznych (zastrzegam, że w żaden sposób nie porównuję migrantów z sex workerkami, a jedynie działania władzy).

Opozycja nie przepuści okazji

Takiej okazji opozycja nie może przepuścić i z pewnością nie przepuści. Tusk już rozpoczął kontratak, a media, podając kolejne szczegóły dotyczące tego przestępczego działania, dostarczają mu kolejnego paliwa. Nie jest to przy tym zarzut, bo obowiązkiem mediów jest kontrola władzy, a wilczym prawem opozycji jest wykorzystywanie tego, co media ujawniają.

A najciekawsze jest to, że Tusk, przypuszczając atak, wykorzysta - i już to robi - atmosferę, jaką zbudował PiS. To on będzie teraz rozgrywał silne antymigranckie emocje, odwoływał się do pielęgnowanych przez prawicę lęków i ogrywał zdjęcia przedstawiające młodych, śniadych mężczyzn. PiS przygotował bicz, którym Koalicja Obywatelska go teraz wychłosta.

Analiza wyborcza nie może jednak pomijać jeszcze jednego, bardzo istotnego elementu. Wybory się kiedyś skończą, Polska będzie nadal przyjmowała migrantów (bo z przyczyn demograficznych nie ma innego wyjścia), a kryzys klimatyczny, społeczny i polityczny będzie wypędzał kolejnych ludzi z Afryki Północnej, Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu. Naturalnym kierunkiem ich ucieczki będzie Europa, a szlak przez Białoruś (sztucznie stworzony i wykorzystywany do wojny hybrydowej) będzie jedną z dróg, jaką będą się kierowali.

Co z tego wynika dla Polski? Odpowiedź jest prosta: migrantów będzie coraz więcej, do potężnej grupy Ukraińców dołączą inne narodowości (już dołączyły), a lęki Polaków wcale nie będą słabły. Warto o tym pamiętać, gdy dociska się gaz do dechy w rozgrywaniu wizowej afery związanej z PiS. Owszem, trzeba piętnować hipokryzję, ale nie wolno, pod żadnym pozorem, ulegać antyimigranckiej retoryce.

Mam świadomość, że politykom trudno się zatrzymać, ale tego wymaga odpowiedzialna polityka. Opozycja może i powinna wycisnąć wszystko, co się da z afery, ale nie powinna wpisywać się w budzenie niechęci do uchodźców.

A gdy opadnie wyborczy kurz, warto, by opozycja (jeśli będzie władzą) przestawiła pełny projekt polityki migracyjnej i integracyjnej. Opowieści o tym, że ktokolwiek może zatrzymać wędrówkę ludów, że mur rozwiąże sprawę - to zwyczajne oszustwo. I trzeba to jasno, już teraz, powiedzieć.

Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski

* Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła"; "Czy konserwatyzm ma przyszłość?". "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Górą. Biografia".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
mszaferapis
Zobacz także
Komentarze (575)