Zajęli 20 miejscowości w Rosji. Problemy Putina zobaczył cały świat

Cały świat zobaczył, że Rosja jest kolosem na glinianych nogach. Wypad na Biełgorod obnażył wszelkie niedostatki armii Władimira Putina. Zawiodło wszystko, łącznie z papierowymi umocnieniami i sprzętem. Co na to najwięksi dotychczas klienci Kremla?

Przeciwnicy Władimira Putina z Legionu "Wolność Rosji" na granicy ukraińsko-rosyjskiej
Przeciwnicy Władimira Putina z Legionu "Wolność Rosji" na granicy ukraińsko-rosyjskiej
Źródło zdjęć: © East News | Vyacheslav Madiyevskyy

Rosyjscy ochotnicy, walczący po stronie Ukrainy, weszli do obwodu biełgorodzkiego, gdzie zajęli około 20 miejscowości. Początkowo mieli wsparcie broni pancernej. Kiedy jednak wkroczyli już na teren Federacji Rosyjskiej, poruszali się jedynie samochodami opancerzonymi. Nie napotkali przy tym większego oporu, a wrócili do Ukrainy ze sporymi zdobyczami.

Tymofiej Myłowanow, jeden z najbliższych ludzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, zasugerował, że rajd na Biełgorod pokazał, iż "rosyjski sprzęt to badziew". Podkreślał, że "wiele krajów, które kiedyś kupowały rosyjski sprzęt, zastanawia się teraz, czy nie zbliżyć się do USA".

Podczas akcji pod Biełgorodem nie odkryto jednak w zasadzie nic nowego o stanie rosyjskiego wyposażenia. Ukraińcy doskonale znają zalety i wady rosyjskiego sprzętu. Przez ostatnie 15 miesięcy poznały je także państwa, które dotychczas kupowały w Rosji. Robiły to jednak nie ze względu na niezwykłe walory techniczno-taktyczne, ale konkurencyjną cenę. Jak klienci Kremla zareagują teraz po obnażeniu wszystkich słabości armii Putina?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tradycyjnymi rynkami zbytu dla rosyjskiego sprzętu od dekad są państwa afrykańskie i azjatyckie. Od lat najwięcej sprzętu kupują Indie i Chiny. Jednak wzrastająca samowystarczalność chińskiego przemysłu powoduje, że sprzedaż do Państwa Środka maleje. Indie również od kilku lat dywersyfikują źródła dostaw. Zwłaszcza, że coraz częściej dostawy się opóźniają. Spada również sprzedaż na Bliski Wschód, który coraz częściej robi interesy z Pekinem.

Największy klient rezygnuje?

Indie w ostatnich pięciu latach zrobiły w Rosji zakupy o wartości 13 mld dolarów. W najbliższym czasie zamierzają jeszcze kupić sprzęt o wartości kolejnych 10 mld dolarów, w tym systemy przeciwlotnicze S-400 oraz samoloty myśliwskie Su-30 i MiG-29. Stanowi to ok. 20 proc. wartości całego eksportu rosyjskiego uzbrojenia.

Dostawy do Indii chwilowo jednak wstrzymano, ponieważ rosyjskie banki zostały odcięte od międzynarodowych systemów finansowych. Dodatkowo Rosjanie bardzo spóźniają się z dostawami opłaconych już zamówień. Siergiej Szojgu i Dmitrij Miedwiediew nakazali przemysłowi "podwoić produkcję" i straszyli w związku z tym konsekwencjami.

Hindusom powoli zaczyna brakować nawet części zamiennych. Coraz więcej śmigłowców Mi-8, myśliwców Su-30 i niemal cała flota samolotów transportowych zostały uziemione. Zaczyna to dotykać także wojsk lądowych, które w niemal 90 proc. są wyposażone w pojazdy pochodzenia rosyjskiego.

Na razie New Delhi zrezygnowało w kwietniu 2022 roku z zakupu 48 śmigłowców Mi-17W-5. Problemy pojawiły się także w przypadku MiG-ów-29. O ile płatowce i silniki są już gotowe, tak Rosjanie bez zachodnich komponentów nie są w stanie skompletować wyposażenia elektronicznego. Nie mogą też zagwarantować, że zmodernizują 59 maszyn, które Hindusi partiami wysyłają do rosyjskich fabryk.

Kreml zobligował się też do zmodernizowania 1500 czołgów T-72M1 Ajeya, które miały mieć wymienione silniki, systemy samoobrony, a co ważniejsze - całą elektronikę. Ogromne straty, jakie Rosjanie ponieśli, spowodowały jednak przeciążenie zakładów, a sankcje niemal całkowicie zablokowały dostawy wyposażenia elektronicznego. Jak poinformowali Hindusi, w skutek rosyjskiej niekompetencji 70 proc. ich czołgów zostało wyłączonych ze służby liniowej.

Najstarsze T-72 chciano zastąpić nowymi T-90S Bhishma, które częściowo miały być montowane w Indiach. Rosja miała dostarczyć kompletny układ napędowy i systemy elektroniczne. Okazało się jednak, że Rosjanie - owszem - wyposażyli kadłuby w niezbędne elementy, ale zamiast do Indii, wysłali je na front do Ukrainy.

Indie powoli tracą cierpliwość i zastanawiają się nad rezygnacją z kolejnych kontraktów. Nie jest to jednak spowodowane ostatnim wypadem na Biełgorod, a niewydolnością całego rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, który nie jest w stanie zapewnić równoczesnych dostaw na potrzeby frontu i zagranicznych kontrahentów.

Co zawiodło pod Biełgorodem?

Myłowanow napisał również, że "obszar przygraniczny między Biełgorodem a Charkowem jest wypełniony najnowocześniejszym rosyjskim elektronicznym sprzętem obserwacyjnym i bojowym". "Jak mogli przegapić atak?" - pytał.

Jeden z najbliższych ludzi prezydenta Ukrainy dodał, że "w rejonie Biełgorodu znajdują się oddziały stosunkowo zaawansowane technologicznie, w przeciwieństwie do Bachmutu, gdzie Rosja rzuca dziesiątki tysięcy ludzi na ukraińskich obrońców".

"Dlaczego wszystkie zaawansowane technologie nie działają poprawnie? Dlaczego nie mogą uniemożliwić niewielkiej grupie uzbrojonych pojazdów wjazdu do Rosji?" - zastanawiał się.

Tak naprawdę w rejonie Biełgorodu Rosjanie posiadali głównie jednostki tyłowe i warsztatowe, a całą siłę pierwszego uderzenia przyjęli na siebie pogranicznicy. Po przejściu granicy nikt nie powstrzymywał Legionistów. Siłą zaledwie siedmioosobowej drużyny zajęli warsztaty mechaniczne z remontowanymi transporterami BRT-82A.

A co dla Rosjan jeszcze gorsze, zdobyli najnowszy system walki radioelektronicznej R-330Ż Żitiel. System ten służy do zagłuszania łączności i nawigacji satelitarnej. Wersja, która już jest na terytorium Ukrainy, została opracowana w ostatnim roku na podstawie doświadczeń z wojny.

Czy te jednostki zawiodły? Nie, ponieważ nawet nie miały okazji interweniować. Zawiodło rosyjskie dowództwo, które już od trzech tygodni było informowane o pojawieniu się tuż przy granicy ukraińskich oddziałów, które mogą uderzyć w kierunku Biełgorodu. Jawnie mówił o tym Igor Girkin, który już pod koniec kwietnia ostrzegał, że Ukraińcy mogą zorganizować tego typu wypad, aby wprowadzić zamieszanie w rosyjskich szeregach i uderzyć na innym odcinku frontu.

Mówiono o tym także w programie Władimira Sołowjowa. I to kilkukrotnie. Na antenie Rossija 24 o kolumnach zmierzających w stronę granicy wspominali też rosyjscy dziennikarze akredytowani na linii frontu. W tym czasie dowództwo było skupione na zdobywaniu Bahmutu. Nikt nie przejmował się kolumnami pod granicą.

Kreml został za to ostro skrytykowany nawet przez Sołowjowa, który w swoim programie grzmiał: "Ile razy mówiliśmy o Biełgorodzie? No ile? I co oni (dowództwo - przyp. red.) zrobili?". Na każdym szczeblu dowodzenia zawiedli oficerowie, którzy biernie obserwowali rozwój sytuacji. Lokalni dowódcy byli jedynie w stanie rozpocząć ewakuację składu broni jądrowej Biełgorod-22. Na wysłanie oddziałów zmechanizowanych dowództwo Zachodniego Okręgu Wojskowego zdecydowało się dopiero po niemal 10 godzinach od przekroczenia granicy.

Papierowe umocnienia

Kiedy Rosyjski Korpus Ochotniczy spokojnie harcował sobie po obwodzie, nikt nie był w stanie podjąć decyzji o wysłaniu oddziałów. Mimo że Kreml wydał ogromne pieniądze na budowę umocnień, nie zdały się one na nic. Nie tylko dlatego, że wybudowano je z naruszeniem wszelkich możliwych zasad tworzenia konstrukcji militarnych, ale również dlatego, że nikt ich nie obsadzał.

Linie obronne mają sens, jeśli są obsadzone wyszkolonymi i dobrze wyposażonymi ludźmi. W tym przypadku tak nie było, a rosyjsko-ukraińska granica stała otworem. Nie było nikogo, kto powstrzymałby rajd. Pokazuje to, jak wielkie braki mają Rosjanie, zarówno pod względem sprzętowym, jak i ludzkim.

Wypad na Biełgorod obnażył wszelkie niedostatki rosyjskiej armii - bardzo niski poziom wyszkolenia dowódców, brak planowania nawet na najniższym poziomie taktycznym, a także nieumiejętność podejmowania samodzielnych decyzji przez oficerów niższych stopniem. Wszystko to znane było od początku wojny.

W tym przypadku jednak kumulacja wszelkich niedostatków spowodowała, że cały świat mógł zobaczyć, że Federacja Rosyjska jest kolosem na glinianych nogach.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
biełgorodwojna w Ukrainieukraina
Wybrane dla Ciebie