Rosja nie jest już w stanie uzupełnić braków. Kto wkroczy do gry?
Czas działa przeciwko kremlowskiemu reżimowi. Rosjanie nie są już w stanie wyprodukować więcej ilości nowoczesnego uzbrojenia. Czy na świecie są jeszcze państwa, które będą chciały sprzedać im broń?
Wojna wydrenowała rosyjskie magazyny uzbrojenia. Na froncie coraz częściej można zauważyć stare czołgi T-62 i transportery BTR-60. Ukraińcy - na podstawie przedwojennych danych i zużycia amunicji - szacują, że w intensywnych ostrzałach terrorystycznych Rosjanie wykorzystali już około 70 proc. zapasów precyzyjnej amunicji. Z tego powodu Kreml musiał kupić amunicję w Iranie.
To jednak nie zaspokaja rosyjskich potrzeb. Już na początku grudnia częstotliwość ataków zmalała. Teraz będzie jeszcze mniejsza. Fabryka w Teheranie została zbombardowana. Irańczycy twierdzą, że przez Izrael. Tel Awiw zaprzecza.
Rosyjski przemysł nie jest w stanie samodzielnie uzupełnić braków. Do produkcji precyzyjnego uzbrojenia brakuje elektroniki, systemów kierowania i komputerów. Przed wojną produkcja firmy Kronsztad, budującej bezzałogowce, szacowana była na poziomie około 15 sztuk rocznie. Już wówczas w żaden sposób nie zaspokajało to potrzeb armii. Teraz produkcja niemal całkowicie stanęła, a zamiast wojskowych komponentów, pojawiają się komercyjne silniki i procesory ze sprzętu AGD.
Zobacz też: Genialny patent Ukraińców. Przyczepili granat do sklepowego drona
Oddani przyjaciele?
Amerykański wywiad donosił, że Korea Północna sprzedała Rosji pociski rakietowe krótkiego zasięgu dla systemów Grad i amunicję artyleryjską. Pjongjang bardzo stanowczo odrzucił sugestie, uznając je za niedorzeczne. Również ambasador Rosji przy ONZ, Wassilij Nebezia, zaprzeczył tym doniesieniom. Na razie broń koreańskiej produkcji nie została odkryta w Ukrainie.
Co innego jednak broń białoruska. Reżim Alaksanda Łukaszenki nie tylko dostarcza Rosji celowniki noktowizyjne, systemy kierowania ogniem czy amunicję. Pojawiły się zdjęcia białoruskich transporterów kołowych BTR-80A rozbitych pod Charkowem i Kijowem. Mińsk nie komentuje tych strat, udając, że nie wie, skąd się znalazły na terytorium Ukrainy.
Jednocześnie Białoruś również została objęta sankcjami i skala produkcji znacznie tam spadła. Mińsk może jedynie przekazać uzbrojenie i wyposażenie, które aktualnie ma na stanie. Prawdopodobnie w ten sposób w Ukrainie znalazły się transportery kołowe.
Chińska gra
Z kolei Chiny zarzekają się, że nie będą wysyłać uzbrojenia Rosji. Wzywają przy tym USA, aby zaprzestały takich dostaw dla Ukrainy. Rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning powiedziała, że "zaprzestanie dostaw pozwoli szybciej zakończyć konflikt". Dodała, że "Chiny nie mają zamiaru zarabiać na wojnie".
Pół roku temu pojawiły się jednak fotografie eszelonów, które wiozły do Rosji chińskie ciężarówki wojskowe. Podobnie Chińczycy korzystają z promocyjnej ceny na rosyjską ropę. Jednak nadal nie łamią zakazu dostarczania Rosji broni. Pekin jest przede wszystkim nastawiony na rozwój gospodarki, a współpraca gospodarcza z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi jest znacznie większa od rosyjsko-chińskiej.
Rosjanie bardzo lubią podkreślać dobre relacje z Chinami. W rzeczywistości od początku wojny Kreml coraz bardziej uzależnia się od Pekinu. Zwłaszcza w przypadku obsługi międzynarodowych transakcji finansowych. Przed wojną 80 proc. z nich było obsługiwanych w euro i dolarach. Teraz Rosjanie muszą rozliczać się w juanach.
Nadzieje rosyjskich urzędników, że Chiny pomogą Moskwie obejść sankcje, nie spełniły się i raczej nie spełnią. Chiny skrupulatnie przestrzegają sankcji. Wiedzą bowiem, że jednocześnie zależność gospodarcza Rosji od Chin będzie tylko rosła. Oznacza to, że w swoim "zwrocie na Wschód" Kreml będzie musiał uwzględniać interesy geoekonomiczne Chin, czasem ze szkodą dla własnych planów. Chyba Putin nie spodziewał się, że wojna, którą rozpętał, będzie miała dla niego tak zły obrót.
Rosyjsko-indyjska współpraca
Od dekad Indie i Rosja blisko współpracują militarnie. Ok. 70 proc. hinduskiego sprzętu wojskowego pochodzi z Rosji. Oba państwa prowadzą wspólne programy zbrojeniowe. W marcu 2019 roku powstało przedsiębiorstwo Indo-Russia Rifles Private Limited, które w styczniu tego roku rozpoczęło produkcję licencyjnych karabinków Kałasznikowa AK-203.
Prowadzono także rozmowy o budowie wspólnego czołgu podstawowego w oparciu o T-14 Armata. Jeszcze w 2021 roku podpisana została dziesięcioletnia umowa o wzajemnej współpracy wojskowej. Atak z 24 lutego jednak wiele zmienił.
Podczas wojny w Ukrainie pojawiły się informacje, że rosyjsko-indyjska spółka BrahMos może dostarczyć rosyjskiej armii ponaddźwiękowe pociski manewrujące PJ-10. Wspominał o tym Aleksander Maksiczew, jeden z dyrektorów spółki. Problem w tym, że na dostarczenie pocisków musi zgodzić się Dehli, a Hindusi nie są skorzy do wspierania Rosji.
- Indie pozycjonują się jako państwo prozachodnie, będące w regionie przeciwwagą dla Chin. Jest to także kwestia ekonomiczna. Hindusi mogą liczyć na przykład na przeniesienie produkcji elektroniki z Chin, co się już dzieje - wyjaśnia dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Rosja staje się więc coraz mniej atrakcyjna biznesowo także dla Indii, które prawie 70 proc. swojej wymiany handlowej mają z Unią Europejską i USA. W dodatku firmy, które wyszły z Rosji, częściowo przeniosły się do Indii. Dehli patrzy na relacje z Rosją bardzo zdroworozsądkowo i na pewno nie zaryzykuje zatargu z Europą, aby pomóc politycznemu bankrutowi.
Niewiele opcji
W zasadzie Rosja już nie ma wyboru. Na świecie nie ma zbyt wielu producentów uzbrojenia, a ci, którzy są, nie mają zamiaru współpracować z tyranem. Powoli Rosja zaczyna się płaszczyć przed krajami afrykańskimi i południowoamerykańskimi, które dotychczas były przez nią wspierane.
Afryka wysoko ceni tę współpracę i pamięta, jak jeszcze w latach sowieckich Moskwa udzielała pomocy gospodarczej i militarnej. RPA zapowiedziały między innymi udział we wspólnych ćwiczeniach morskich z Rosją. Sytuacja zmieniła się o tyle, że obecnie to Kreml zabiega o uwagę.
- Rosja straciła wizerunkowo już tak wiele, że nic jej nie zaszkodzi. Przy czym trzeba pamiętać, że wizerunek Rosji w Afryce czy Ameryce Południowej, zbudowany w opozycji do Zachodu, jest mocno odmienny od tego, jaki my znamy - mówi dr Piekarski.
Rosjanie doskonale rozgrywają historyczną kartę, podgrzewając relacje międzynarodowe.
- Państwa Europy zachodniej i USA są obciążone wizerunkowo kolonialną przeszłością i Rosja gra tym cały czas, przedstawiając się tak, jak kiedyś ZSRR, jako sojusznik miejscowych w walce z kolonizatorami - tłumaczy ekspert.
- My mamy w pamięci rok 1920, katownie NKWD czy proces szesnastu. Ameryka Łacińska ma w pamięci interwencje zbrojne, zamachy stanu i szkołę tortur CIA w Panamie. Więc łatwiej jest im patrzeć przez palce na zbrodnie rosyjskie czy komunistyczne. Tak jak my, na wieść o torturach w Chile czy Wietnamie Południowym też będziemy często szukać usprawiedliwień dla tego, kogo postrzegamy jako sojusznika i dobroczyńcę, czyli USA - wyjaśnia dr Piekarski.
Problem w tym, że państwa afrykańskie i południowoamerykańskie, które sprzyjają Kremlowi, nie są w stanie wyprodukować samodzielnie uzbrojenia, które potrzebne jest Rosjanom. Wygląda na to, że Rosja będzie musiała sięgnąć do magazynów jeszcze głębiej w poszukiwaniu broni dla zmobilizowanych.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski