"Chcieli zrezygnować z dopłat po piśmie Drzewieckiego"
Dziennikarz "Pulsu Biznesu" Dawid Tokarz ocenił przed hazardową komisją śledczą, że nie ma wątpliwości, iż w Ministerstwie Finansów była chęć rezygnacji z zapisów wprowadzających dopłaty do gier - po piśmie w tej sprawie od Mirosława Drzewieckiego.
16.03.2010 | aktual.: 16.03.2010 14:56
Tokarz został wezwany przed komisję, bo w wielu artykułach poruszał tematykę prac nad zmianami w ustawie hazardowej; pisał również o rynku automatów o niskich wygranych i Totalizatorze Sportowym. Był autorem tekstu z 7 lipca 2009 roku pt. "Nie będzie zrzutki na Euro", który informował o rezygnacji z wprowadzenia dopłat do gier hazardowych.
Artykuł był pokłosiem pisma ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego z 30 czerwca 2009 roku do Ministerstwa Finansów, w którym resort sportu wycofywał się z poparcia dla dopłat. W tekście rzecznik szefa Służby Celnej i wiceministra finansów Jacka Kapicy Witold Lisicki mówi: "Akceptujemy wniosek ministra sportu i stosowną zmianę wprowadzimy". Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał w styczniu przed komisją, że to właśnie pismo Drzewieckiego z 30 czerwca 2009 roku oraz wypowiedź Lisickiego sprawiły, iż zdecydował się zawiadomić premiera Donalda Tuska o tzw. aferze hazardowej.
Tokarz podkreślił, że wypowiedź Lisickiego traktował jako oficjalne stanowisko resortu finansów w sprawie dopłat. Dziennikarz przedstawił śledczym e-mail od Lisickiego, w którym rzecznik Kapicy napisał: " skoro minister sportu i turystyki jako dysponent Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej po ponad roku pismem z 30 czerwca wycofał się z tej propozycji, to MF to akceptuje i stosowna zmiana zostanie wprowadzona do projektu ustawy".
Dziennikarz zaznaczył, że po ukazaniu się artykułu w "PB" z wypowiedzią Lisickiego nie było żadnej sugestii o sprostowanie zawartych w nim informacji.
- Nie mam wątpliwości, że w MF była chęć rezygnacji z tych dopłat - zeznał Tokarz. Przyznał, że nie konsultował informacji w tej sprawie w Ministerstwie Sportu, bo - jak zaznaczył - wbrew temu, co mówił śledczym Drzewiecki, jego pismo z 30 czerwca w sprawie rezygnacji z dopłat było "oczywiste i jasne".
Drzewiecki wyjaśniał przed komisją, że treść pisma z 30 czerwca 2009 r. była wynikiem nieporozumienia pomiędzy urzędnikami Ministerstwa Sportu oraz "zwykłego ludzkiego błędu". Podkreślił, że jego intencją nie było wykreślenie z projektu zapisu dotyczącego dopłat, a jedynie zwrócenie uwagi, że w związku z rezygnacją z realizacji II etapu budowy NCS - na co miały iść środki z dopłat - konieczna jest zmiana uzasadnienia dla rozszerzenia katalogu gier objętych dopłatami.
Lisicki zeznał przed komisją, że jego wypowiedź na temat zmiany dotyczącej dopłat w projekcie ustawy hazardowej nie była oficjalnym stanowiskiem resortu finansów, ale też nikt z przełożonych nie chciał jej sprostowania.
Dziennikarz mówił też, że na 99% jest pewny, iż kwota, która miałby wpłynąć do budżetu z tytułu wprowadzania dopłat do gier, to prawie 500 mln zł rocznie (taką sumę podawało w swoich materiałach również CBA). Oświadczył, że suma taka znajdowała się albo w uzasadnieniu do projektu nowelizacji ustawy hazardowej, albo w jakimś innym oficjalnym dokumencie resortu finansów.
Tokarz podkreślił, że jego gazeta "Puls Biznesu" uważała, że dopłaty są złym rozwiązaniem. Przyznał, że od kiedy pojawiły się one w polskim prawie (dotyczyły gier organizowanych przez Totalizator Sportowy, projekt zmian w ustawie hazardowej zakładał rozszerzenie katalogu gier objętych dopłatami np. o automaty o niskich wygranych) dały dużo pieniędzy na inwestycje sportowe i kulturę, ale - zaznaczył - otwarte jest pytanie, ile byłoby tych pieniędzy, gdyby nie było dopłat, a w zamian był wyższy podatek od gier.
Tłumaczył, że w przypadku Totalizatora Sportowego to rozwiązanie powoduje, że kwota pobierana jako dopłata "nie uczestniczy w grze", przez co gra jest mniej atrakcyjna (są mniejsze kumulacje, gra mniej ludzi). Ocenił, że gdyby TS płacił większy podatek od gier, mógłby odprowadzać więcej do budżetu niż robi to dziś.
Zaznaczył, że gdyby z kolei wprowadzono dopłaty do gier na automatach o niskich wygranych, urządzenia musiałby być przeprogramowywane. Zaznaczył, że na takiej operacji sporo zarobiłaby firma dostarczająca na polski rynek te automaty - Novomatic.
Tokarz mówił też o pracach nad zmianami w ustawie hazardowej za czasów rządów PiS. Dziennikarz zarzucił kłamstwo wiceszefowi tego ugrupowania Przemysławowi Gosiewskiemu. Podkreślił, że polityk zeznał na posiedzeniu komisji, że dowiedział się o pracy swojego dawnego współpracownika Grzegorza Maja w Totalizatorze Sportowym na spotkaniu z nim 18 kwietnia 2007 r.
- Tymczasem Gosiewski powiedział w rozmowie z nim, która miała miejsce wcześniej, że dowiedział się o rezygnacji Maja w pracy w TS przypadkowo, czyli - zdaniem dziennikarza - wiedział, że tam pracuje - mówił Tokarz. - Moim zdaniem pan premier Gosiewski albo skłamał przed komisją, albo skłamał mnie rozmawiając ze mną telefonicznie - podkreślił dziennikarz.
Tokarz relacjonował, że z kilku źródeł docierały do niego wówczas informacje, że Gosiewski miał wpływ na projekt zmian w ustawie hazardowej. Jak mówił, docierały do niego sygnały, że ten wpływ był ponadstandardowy, a "przekaźnikiem tego wpływu" miał być właśnie Grzegorz Maj. Zaznaczył, że było to dla niego na tyle interesujące, że uznał, iż trzeba o tym napisać.
Dziennikarz mówił, że głównym zadaniem Grzegorza Maja, jako pracownika TS, było przeforsowanie zmian prawnych korzystnych dla Totalizatora, czyli głównie zmniejszenie podatku od wideoloterii. Zaznaczył, że koncepcja wprowadzenia tej gry była "konikiem" Jacka Kalidy, który został prezesem Totalizatora Sportowego po dojściu do władzy PiS. Zaznaczył jednocześnie, że plan taki był niemożliwy do zrealizowania przy ówczesnym poziomie opodatkowania tej gry.
Gosiewski powiedział, że dowiedział się o pracy Maja w Totalizatorze po tym, jak ten już z niej zrezygnował. - To są wydarzenia sprzed trzech lat. Proszę mi wierzyć, mam doskonałą pamięć, ale takich szczegółów nie pamiętam. Według mnie pan Maj powiedział mi o tej sprawie wtedy, kiedy się spotkał ze mną - oświadczył Gosiewski.