Biełsat: śmierć rosyjskiego dziennikarza na Ukrainie efektem prowokacji?
68 letni Anatolij Klian zginął w niedzielę w pobliżu Doniecka, gdy usiłował sfilmować rzekomą kapitulację ukraińskiej jednostki. Rosyjskie władze prawie od razu oskarżyły Ukrainę o prześladowanie rosyjskich dziennikarzy i zażądały efektywnego śledztwa. Jednak Hala Koniasz, członek charkowskiej Human Rights Protection Group przedstawiła swoją wersję wydarzeń, którą oparła o raport dziennikarza rosyjskiego Forbesa Orchana Dżemala - podaje TV Biełsat. Dżemal był świadkiem śmierci dziennikarza rosyjskiego 1 Kanału.
Dżamal opisuje jak doszło do próby zajęcia ukraińskiej jednostki przeciwlotniczej w miasteczku Spartak. Wcześniej separatyści zaatakowali w Doniecku jednostkę MSW jednak ukraińscy żołnierze wycofali się podpalając po drodze skład broni. W efekcie napastnicy nie osiągnęli zakładanych celów - wzięcia do niewoli znacznej liczby ukraińskich żołnierzy i zdobycia broni. Wszytko to działo się ostatniego dnia jednostronnego zawieszenia broni przez Ukraińców.
Zdaniem Dżemala, separatyści postanowili osiągnąć sukces w innym miejscu. Przedstawiciel Donieckiej Republiki Ludowej przedstawiający się jako "Giurza" obdzwaniał dziennikarzy informując ich, że szykuje operację zajęcia jednostki w miasteczku Spartak, w której znajdować się miało jedynie 50 żołnierzy. Rzekomo separatyści dogadali się z oficerami, którzy mieli poddać jednostkę bez walki.
- Będą też matki żołnierzy służących w jednostce z transparentami, które wywrą dodatkową presję. Będziecie mogli zrobić unikalny materiał - zachęcał Giurza, który miał osobiście prowadzić negocjacje z Ukraińcami.
Dziennikarzom i matkom żołnierzy udostępniono busa i kierowcę, by mogli dostać się na miejsce. Jednak Dżemal i dziennikarze z rosyjskiej LifeNews postanowili dostać się w pobliże jednostki taksówką. Ich samochód prawie od razu po zbliżeniu się do posterunku ukraińskiej armii został przywitany ogniem. Podobnie jak bus, który przyjechał kilka minut później, mimo, że kierowca wywiesił umówiony sygnał - białą flagę.
- Pojawi się pewnie wiele oświadczeń o nieludzkich, kijowskich faszystach, którzy strzelają do dziennikarzy. Jednak wszyscy, którzy byli na miejscu rozumieją, że zostali po prostu podstawieni pod kule. Nie na darmo ta wojna nazywana jest "głównie wojną informacyjną". "Rozstrzelanie autobusu z dziennikarzami jest również osiągnięciem propagandowym, nie gorszym niż poddanie się jednostki wojskowej" - skonstatował w swoim tekście Orchan Dżemal.
Prawie od razu po ogłoszeniu informacji o śmierci rosyjskiego dziennikarza zareagował szef rosyjskiego MSZ, który stwierdził, że na Ukrainie ma miejsce "brutalne i bezprawne prześladowanie rosyjskich dziennikarzy".
Przedstawiciele organizacji Reporterzy bez Granic zastanawiają się dlaczego operację przeprowadzono późną nocą, gdy ukraińscy żołnierze nie mogli dostrzec, że w busie znajdują się dziennikarze i cywile, a zamiast tego mieli pełne prawo spodziewać się ataku.
Również przedstawiciele donieckiej Republiki Ludowej nie umieją określić, kto właściwie zorganizował ryzykowną akcję. Cytowany przez RIA Nowosti "premier" Aleksander Borodoj stwierdził, że wyprawę zorganizowała jakaś "grupa inicjatywna" bez jego wiedzy. Władze DRL wszczęły śledztwo i poszukują organizatora akcji.