Białoruski publicysta: Ukrainę może uratować tylko ukraiński Piłsudski
Tylko ukraiński Piłsudski mógłby uratować Ukrainę po ostatnich wydarzeniach w Odessie, gdzie milicja wypuściła separatystów zatrzymanych po zamieszkach, w których zginęło ponad 40 osób - ocenił redaktor naczelny "Naszej Niwy" Andrej Dyńko.
05.05.2014 | aktual.: 05.05.2014 11:38
"Sytuację może uratować chyba tylko ukraiński (Oliver) Cromwell (wódz podczas angielskiej wojny domowej w XVII w.), albo ukraiński Piłsudski, który zacznie działać zgodnie z prawami stanu wojennego. Nie jest prawdopodobne, by mógł nim zostać (były szef dyplomacji Ukrainy Petro) Poroszenko" - pisze Dyńko na stronie internetowej niezależnego tygodnika "Nasza Niwa".
Publicysta podkreśla, że Rosja powtarza w Odessie doniecki scenariusz - wysyła uzbrojonych, wyszkolonych dywersantów, którzy stają się rdzeniem separatystycznych oddziałów. A jednocześnie rozpala nienawiść w telewizji i internecie. "W ten sposób Ukraina jest doprowadzana do wojny domowej lub do zniknięcia jako państwo" - pisze.
"(Prezydent USA Barack) Obama, (kanclerz Niemiec Angela) Merkel, a nawet (b. doradca prezydenta USA Zbigniew) Brzeziński naiwnie spodziewają się, że drapieżnik zadowoli się Krymem. Później - że interwencja ograniczy się do Donbasu. Wszystko, co robi Zachód, było 'too little and too late' za mało i za późno" - podkreśla Dyńko.
Dodaje, że Białoruś, która jest najbardziej zainteresowana w rozwoju wydarzeń na Ukrainie, ograniczyła się do paru nieśmiałych wypowiedzi, ale przy tym rozpowszechnia rosyjską propagandę w mediach.
"Większość Ukraińców na wschodzie i w Odessie zamarła. Podobnie jak milicjanci. Bo nie widzą szans na zwycięstwo, gdy prze taka armada. W pamięci rodzinnej zachowują jeszcze rok 1919 (kiedy rząd tymczasowy uchwalił połączenie Ukrainy z Rosją), ofiarną śmierć studentów pod Krutami (gdzie w starciu z bolszewikami zginęło w 1918 r. około 300 obrońców stacji kolejowej w Krutach), a potem Wielki Głód, rok 1937 i Babi Jar" - pisze publicysta.
Jak argumentuje, narody Europy Wschodniej przyzwyczaiły się, że w takich sytuacjach należy się przyczaić i przeczekać, bo to jedyna szansa przetrwania.
"Tylko Polacy zdołali dokonać 'cudu na Wisłą' i od tego czasu inaczej patrzą na świat" - zauważa Dyńko.
Według niego "krwawe wydarzenia w Odessie 2 maja to tylko kropla w fali krwi, którą pewni działacze polityczni są gotowi - a nawet pragną - zalać wschodnią i centralną Europę i Kaukaz. Zmiana granic to tsunami krwi. Tylko cud nad Dnieprem mógłby je teraz powstrzymać".