AP: kraje dotknięte epidemią eboli czują się porzucone przez Afrykę
Ok. 5 tys. ludzi zmarło na ebolę, odkąd w marcu w Afryce Zachodniej wybuchła bezprecedensowa epidemia tego niebezpiecznego wirusa. Mimo to zdecydowana większość państw Afryki wciąż nie kwapi się z pomocą dla krajów zmagających się z zarazą - pisze agencja AP.
Szefowa Unii Afrykańskiej Nkosazana Dlamini-Zuma dopiero w ubiegłym tygodniu, osiem miesięcy po wybuchu epidemii, odwiedziła kraje zmagające się z epidemią śmiercionośnego wirusa. Ani jeden kraj z Afryki nie figuruje na ONZ-owskiej liście darczyńców na rzecz walki z ebolą. Obietnice wysłania 2000 pracowników medycznych z państw afrykańskich wciąż pozostają bez pokrycia - wylicza agencja Associated Press we wtorek.
Słowo "ebola" w ogóle nie pojawiło się na poświęconym sprawom bezpieczeństwa posiedzeniu Parlamentu Panafrykańskiego w ubiegłym tygodniu, choć miesiąc wcześniej Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała ten wirus za "zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa".
Milczący ostracyzm i brak solidarności krajów afrykańskich z państwami dotkniętymi najgorszą znaną epidemią eboli sprowokowały delegacje Liberii i Sierra Leone do publicznego protestu na posiedzeniu Parlamentu w RPA. - Delegaci powiedzieli, że nikt nie chce z nimi rozmawiać o eboli, a kraje takie jak Liberia czują się pozostawione same sobie przez resztę Afryki i odcięte od reszty kontynentu - relacjonował obecny na spotkaniu ekspert.
Poza kilkoma wyjątkami - RPA, Ugandą czy Demokratyczną Republiką Konga - rządy krajów afrykańskich i regionalne instytucje angażują się w walkę z ebolą w stopniu minimalnym, odpowiedzialność za opanowanie epidemii spychając na społeczność międzynarodową.
- Ebola nas zaskoczyła - przyznała Dlamini-Zuma na spotkaniu z szefami ONZ i Banku Światowego. - Z perspektywy czasu stwierdzamy, że na wszystkich szczeblach reagowaliśmy zbyt opieszale, a nasze odruchowe reakcje nie zawsze okazywały się pomocne - dodała.
Na forum biznesowym, które odbyło się w październiku w Brukseli, prezydent Afrykańskiego Banku Rozwoju Donald Kaberuka przekonywał, że ebola to przede wszystkim problem Afryki. - Zanim zaczniemy polegać na pomocy międzynarodowej, musimy zachęcić Afrykanów do działania - mówił.
Kierowana przez niego instytucja to po Banku Światowym największy ofiarodawca na rzecz funduszu ONZ na walkę z ebolą; dotychczas przeznaczyła na ten cel 45,4 mln USD i obiecała kolejne 17,4 mln. Dla porównania Unia Afrykańska - która jako główna organizacja na kontynencie zdaniem wielu powinna była od początku przewodzić walce z ebolą - złożyła dotąd tylko mglistą deklarację na sumę 700 tys. USD.
Rzecznik Unii Afrykańskiej Jacob Enoh Eben podaje, że dotychczas różne kraje afrykańskie zobowiązały się wysłać w region epidemii 2000 ochotników. Przyznaje jednak, że nie wie, kiedy "te deklaracje zostaną spełnione". Ale i tak 2000 pomocników to kropla w morzu potrzeb; UE informowała kilka dni temu, że do powstrzymania epidemii trzeba szybko zmobilizować blisko 40 tys. lekarzy, pielęgniarek i personelu pomocniczego.
Brak zdecydowanej odpowiedzi państw afrykańskich na kryzys związany z ebolą "świadczy o kruchości Unii Afrykańskiej, która ocalenia przed katastrofą oczekuje od społeczności międzynarodowej" - ocenia delegatka Sierra Leone w Parlamencie Panafrykańskim Isata Kabla.
Według najnowszych danych WHO ebolą zaraziło się już ponad 13,7 tys. osób, a zmarło ok. 5 tys. WTO zastrzega, że dane te nie uwzględniają znaczącej zapewne liczby nieznanych lub niezgłoszonych przypadków eboli. Najwięcej ludzi zmarło w Gwinei, Sierra Leone i Liberii.