Uznawanie zasad poprawności politycznej stanowi - według wielu - czarcie znamię innych nieszczęść, takich jak bycie feministką, liberałem, komunistą, zielonym, homoseksualistą czy - nie daj boże - przeciwnikiem PiS-u (choć niekoniecznie zwolennikiem PO). Tymczasem normy poprawności politycznej to jedne z najważniejszych chrześcijańskich zasad, praktykowanych już przez Jezusa Chrystusa. Bo - jak wiadomo - przyszedł on na ziemię, by głosić powszechną miłość, przede wszystkim zaś, by znieść przemoc między ludźmi. Myślę, że właśnie dzięki zasadom poprawności politycznej możemy powiedzieć, że Jezus odniósł sukces, choć - trzeba przyznać - nie był to sukces natychmiastowy.
Najpierw ludzie (to znaczy mężczyźni) bardzo chętnie uciekali się do przemocy. Brali kamień, pałę, zaciskali pięść i wyładowywali agresję na rzeczywistych lub potencjalnych wrogach. Potem zaczęli się pomału uczyć, że konflikty dają się rozwiązywać przez perswazję, a nie tylko poprzez przemoc. Zamiast używania kamienia czy miecza zaczęli rozmawiać, negocjować, pertraktować. Sukces nie od razu był ich udziałem, ale negocjowanie przyjęło się również w polityce. Przecież nawet prezydent Kaczyński nim wysłał nasze wojska na Rosję, najpierw przemawiał i straszył jeno słowem. Postraszył i wojsk wysyłać nie musiał.
Od, mniej więcej XIV wieku, gdy w Europie pojawiła się kultura dworska, ludzkość (a przynajmniej jej elitarna część) zaczęła przyswajać normy ogłady towarzyskiej, zwane później etykietą, dzięki którym nauczyliśmy się ukrywać złość i nienawiść pod maską uprzejmości i delikatności. I efekt ten widoczny jest do dziś, ot choćby w parlamencie: posłowie mówią sobie "dzień dobry", a broń białą i inną zostawiają z reguły w szatni (mały pistolecik nosi tylko były premier Kaczyński).
Od czasów drugiej wojny światowej wiemy, że źródłem przemocy bywa nie tylko oręż, ale i język. Zwłaszcza tak zwana mowa nienawiści. Pewne sformułowania, zwroty, określenia zwłaszcza te, które odnoszą się w jakiś sposób do stereotypów (Żyda, cygana, Polaka, geja, kobiety) potrafią krzywdzić w sposób równie dotkliwy jak przemoc fizyczna. Dlatego powinniśmy ich unikać. Jak pisze Umberto Eco, wielki zwolennik poprawności politycznej: "Jest czymś ludzkim i uczciwym wyeliminować z języka potocznego słowa, które zadają ból naszym bliźnim". Ludzkim i - dodajmy - z gruntu chrześcijańskim. Bo nie mam wątpliwości, że patronem ludzi poprawnych politycznie jest nie kto inny jak sam Jezus Chrystus.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski