"Zamawiają z karty i udają zdziwionych". Pokazał swój paragon
Internet, podobnie jak w ubiegłym roku, zalewają zdjęcia "paragonów grozy". Dotyczą przede wszystkim kosztów wypoczynku nad morzem. Choć podwyżki są widoczne gołym okiem, jeden z naszych czytelników, w ramach sprzeciwu, wysłał nam swój rachunek, dzieląc się przy okazji pewnym patentem.
27.06.2023 | aktual.: 27.06.2023 22:00
Do naszej redakcji w ostatnim czasie regularnie spływają wiadomości od oburzonych cenami osób, które wypoczywają w pomorskich i warmińskich miejscowościach. To m.in. pani Agnieszka, która w niedzielę około godziny 15 odwiedziła jedną z restauracji w znajdującym się nad Zalewem Wiślanym Tolkmicku.
"Bar przy plaży w Tolkmicku: sandacz - 250 zł za kg. Pizza pepperoni, średnica 22 cm - 50 zł. Porcja sałatek wielkości trzech łyżeczek - 15 zł, porcja frytek wielkości garści - 15 zł. A w samym barze brak nawet toalety. Goście w kąpielówkach, panie w strojach kąpielowych, większość bez butów" - czytamy w mailu, który otrzymaliśmy od rozgoryczonej cenami czytelniczki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niezadowolenie z cen wpływa na ruch w restauracjach. - Jest mało klientów, coraz mniej osób wchodzi do restauracji. Przyjeżdżają nad morze, ale jedzenie kupują w sklepach. Nie ma też co się dziwić. Pamiętam, jak trzy lata temu czteroosobowa rodzina płaciła 150 zł za cały rachunek, teraz trzeba mieć co najmniej 300 zł - komentował w rozmowie z Money.pl jeden z restauratorów z Krynicy Morskiej.
Ceny nad morzem znów wyższe. Oni sprzeciwiają się "paragonom grozy"
Niektórym nie podoba się z kolei zjawisko publicznego narzekania na ceny. - W Mielnie można znaleźć rybę z frytkami za 27 zł (...). Drażni mnie to, że kolejny raz anonimowe osoby wysyłają tzw. paragony grozy. Piszą o 200 zł za obiad. A nie wiadomo, ile osób ten obiad jadło. Nie wierzę w takie ceny. Można nawet 500 zł zapłacić za obiad, ale nie wiadomo, jakiej rangi jest miejsce i jaka dokładnie była sytuacja - mówiła w programie "Newsroom" WP burmistrz Mielna Olga Roszak-Pezała.
W podobnym tonie napisał do nas pan Adam, dzieląc się przy okazji swoim sposobem na "paragony grozy", które - jak uczciwie przyznał - "irytują" go.
"Dorośli ludzie jadą do popularnych miejscowości wypoczynkowych w szczycie sezonu, idą do knajpy, zamawiają dania z karty - gdzie mają podane przecież ceny - a potem udają zdziwionych, zaskoczonych, a nawet naciągniętych. Mam dla nich propozycję - można iść na targ rybny, kupić świeże, wypatroszone, gotowe do smażenia bałtyckie ryby naprawdę za grosze i samemu sobie przyrządzić. Taniej, smaczniej i zdrowiej. Załączam mój 'paragon economic' z czerwca z Kołobrzegu - flądry i śledzie na obiad za niecałe 14 zł".
Jak podkreślił na koniec, to "porcje nie do przejedzenia dla dwóch osób". A poniżej dowód i paragony pana Adama.