Trumpologia. Co nas czeka w nowym roku?
Podczas zimnej wojny wiele wydarzeń za żelazną kurtyną pozostawało niedostępnych dla zachodnich dziennikarzy. Dlatego narodziła się kremlinologia – sztuka odczytywania rzeczywistości politycznej ZSRR ze zdjęć, propagandowych komunikatów i doniesień mediów. Właśnie powraca zapotrzebowanie na kremlinologię, tyle że w amerykańskim wydaniu - pisze dla Wirtualnej Polski Andrzej Kohut.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Współczesne Stany Zjednoczone są niemal zupełnym przeciwieństwem tamtej rzeczywistości. Dysponujemy wręcz nadmiarem informacji. A jednak w przypadku byłego i przyszłego prezydenta Trumpa pojawia się zasadniczy problem: jakie są jego prawdziwe intencje? Czego się po nim spodziewać? A nawet: jak właściwie oceniać jego działania?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przykład: kilka dni temu pojawił się poważny polityczny kryzys związany z prowizorium budżetowym. Bez niego amerykańskiemu rządowi groziło zamknięcie – wiele instytucji przestałoby działać z powodu braku finansowania, inne działałyby na zwolnionych obrotach.
Demokraci chcieli wykorzystać słabość Republikanów w Izbie Reprezentantów i przegłosować w ramach tej samej ustawy szereg innych kwestii. Uzgodniono kompromis. I wtedy wmieszał się Trump, nie tylko torpedując porozumienie, ale także podbijając stawkę oczekiwaniem, że Kongres nie tylko uchwali prowizorium, ale także zawiesi limit zadłużenia.
Postulat ten odrzucili zarówno Demokraci, jak i część Republikanów. Ostatecznie finansowanie rządu udało się zapewnić, a z końcowej wersji ustawy zniknęło wiele zapisów, których wcześniej oczekiwali Demokraci.
I tu pojawia się zagadka. Czy Trump dał popis politycznej amatorszczyzny? Zignorował fakt, że nad limitem zadłużenia zazwyczaj toczą się wielomiesięczne negocjacje, że jego własny obóz polityczny będzie w tej kwestii podzielony, że skomplikuje tylko w ten sposób i tak już niełatwą sytuację. Czy wręcz przeciwnie, był to przebłysk politycznego geniuszu?
Trump, widząc, że Republikanie zaakceptowali zgniły kompromis, postanowił wywrócić stolik, wykorzystując stary numer z kozą (najpierw bez sensu wprowadzając kozę do pokoju, a potem pozwalając drugiej stronie uzyskać negocjacyjny sukces w postaci wyprowadzenia kozy za drzwi). Może wcale nie zakładał, że postulat zawieszenia limitu zadłużenia zostanie zaakceptowany?
Sedno kłopotów z Trumpem
Zazwyczaj, kiedy prezydent USA ogłasza jakąś propozycję albo polityczny cel, wiadomo, że to właśnie chciałby osiągnąć. Cel może być zbyt ambitny, a prezydentowi zabraknie politycznych sił, by go osiągnąć, ale nikt nie zakłada, że w ogóle nie miał zamiaru go realizować. W przypadku Trumpa nie jest to tak oczywiste.
Rzeczywiście wierzy, że wojnę na Ukrainie można zakończyć w 24 godziny? Wbrew ekonomistom uważa, że amerykańskiej gospodarce będzie lepiej, jeśli USA nałożą wysokie cła na wszystkie importowane produkty, nawet te, których u siebie nie wytwarzają? Naprawdę szykuje akcję deportacyjną dla milionów nieudokumentowanych imigrantów? Bo chyba nie zamierza przyłączyć Kanady jako 51 stanu? Albo odebrać Panamie kanału panamskiego?
W czasie kampanii zdarzyło mi się słuchać podcastu dotyczącego przyszłej polityki gospodarczej Trumpa, w którym zaproszeni eksperci cały czas zastrzegali, że analizują propozycje, które ówczesny kandydat przedstawił publicznie, ale wcale nie mają pewności czy to jego rzeczywiste zamiary.
Dlatego właśnie powraca zapotrzebowanie na swoistą kremlinologię, tyle że w amerykańskim wydaniu.
Wiadomo na przykład, że Trump jest człowiekiem podatnym na sugestie ze strony rozmówców. Podczas pierwszej kadencji jeden z jego doradców ds. bezpieczeństwa narodowego miał zwyczaj dzwonić do niego na kwadrans przed ogłoszeniem ważnej decyzji, żeby mieć pewność, że będzie ostatnim rozmówcą Trumpa i prezydent nie zmieni zdania w ostatniej chwili. Trzeba się zatem zastanowić, kto w krytycznym momencie będzie miał dostęp do prezydenckiego ucha.
Trzeba więc analizować kto zajmie kluczowe stanowiska w nowej administracji. Jednocześnie istotna jest również wewnętrzna hierarchia. Podczas poprzedniej kadencji Trumpa często nie oficjalne tytuły, ale dobre relacje z prezydentem miały kluczowe znaczenie. Dlatego równie pilnie, co prezydenckim nominacjom, wypada się przyglądać zdjęciom z przyjęć w Mar-a-Lago, rezydencji Trumpa na Florydzie. Do tego słuchać plotek i badać zależności pomiędzy ludźmi w jego otoczeniu.
Pozostaje wreszcie element psychologiczny. Trump, choć podatny na wpływ doradców (a czasem również ulubionych telewizyjnych komentatorów), decyzje podejmuje samodzielnie, czasem pomimo albo wbrew udzielanym mu radom.
Czym więc się kieruje? Jakie elementy jego osobowości są kluczowe? Czy rzeczywiście ma biznesowe wyczucie, którym tak chętnie się chwalił? Psychologizowanie w odniesieniu do polityków to zawsze ryzykowne zajęcie, ale w odniesieniu do Trumpa czasem wydaje się niezbędne.
Co siedzi w głowie Trumpa?
Wielu XX-wiecznych kremlinologów pomyliło się bardzo, prognozując Związkowi Radzieckiemu długie życie, w momencie, gdy ten stał już jedną nogą w grobie.
Pozostaje mieć nadzieję, że trumpologia okaże się bardziej skuteczna. W końcu od decyzji człowieka, który 20 stycznia obejmie po raz drugi urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych zależy również nasza przyszłość.
Andrzej Kohut - amerykanista, autor podcastu "Po amerykańsku"