"To wojna nerwów". Ekspert o incydencie z dronami i systemie ostrzegania
Incydenty z naruszaniem polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony to - zdaniem ekspertów - element szerszej strategii destabilizacji. Prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku ocenia, że działania Moskwy mają nie tylko wywoływać strach, lecz także podważać zaufanie obywateli do państwa.
- To przede wszystkim wojna nerwów. Chodzi o wywołanie przeciążenia w pracy polskiej administracji, wzbudzenie niechęci wobec instytucji państwowych i pojawienia się zarzutu, jakoby władza ukrywała fakty i "nie chciała nas zawiadomić", a Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie zadziałało - wskazuje prof. Daniel Boćkowski, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.
- Cały ten mechanizm zastosowany przez Rosję ma być destabilizujący, jeżeli chodzi o zaufanie do państwa - dodaje odnosząc się do wlotu rosyjskich dronów do Polski. Po raz pierwszy w historii polskie wojsko i siły NATO dokonały zestrzelenia rosyjskich maszyn.
Ekspert odniósł się również do dyskusji wokół funkcjonowania systemu ostrzegania Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. - W mojej ocenie w tym wypadku system zadziałał prawidłowo. Nie można traktować RCB jak syreny alarmowej. Gdyby nagle wypuszczono komunikat w eter, mogłoby to wywołać panikę, gorszą od tego, że informacje pojawiły się z pewnym opóźnieniem - uważa prof. Boćkowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy alert RCB był wysłany za późno? Rzecznik odpowiada
Jak zaznacza ekspert, problemem podczas nocnego ataku była też sama identyfikacja celów. - Mieliśmy ogromne trudności z ustaleniem, co dokładnie leci, w którym kierunku i nad jakim obszarem. A co mielibyśmy ogłosić? Że cała wschodnia ściana Polski ma się ewakuować? Efekty takiego działania byłyby dużo gorsze, niż można sobie wyobrazić - przekonuje.
Rosyjskie drony wlatują do Polski. Kluczowa komunikacja służb
Godz. 3.48. - "Uwaga. W trakcie dzisiejszego ataku Federacji Rosyjskiej na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy nasza przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez obiekty typu dron" - poinformowało w mediach społecznościowych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DO RSZ).
Godz. 5.30. Podano: "Część dronów, które wtargnęły w naszą przestrzeń powietrzną, została zestrzelona".
Ok. 6.50 – mieszkańcy województwa lubelskiego otrzymali alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa: "Uwaga! W związku z operacją neutralizacji obiektów, które naruszyły granice RP, informuj służby o dronach lub miejscach ich upadku. Zachowaj spokój".
Godz. 7.40 – DORSZ poinformowało, że "operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa związane z naruszeniami polskiej przestrzeni powietrznej zakończyło się".
Komunikaty Dowództwa były przekazywane za pośrednictwem mediów społecznościowych - głównie na platformach X i Facebook. To wzbudziło kontrowersje, czy ostrzeżenia dla mieszkańców Lubelszczyzny nie zostały wysłane zbyt późno. Pojawiło się też pytanie: co z osobami, które nie korzystają z mediów społecznościowych? One mogły dowiedzieć się o wszystkim dopiero z porannych doniesień mediów - czyli już po fakcie.
- Pamiętajcie państwo, że komunikaty RCB, SMS-y wysyłane do mieszkańców, są szczegółowo analizowane pod kątem tego, czy istnieje konieczność ich uruchomienia. Państwo w nocy czuwało, czuwało wojsko, Ministerstwo Obrony Narodowej, MSWiA i wszystkie służby, po to, aby obywatele mogli spać spokojnie - przekonywała na konferencji prasowej Karolina Gałecka, rzeczniczka Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.
W całej wypowiedzi dodała jednak zdanie, które mogło zabrzmieć jak niefortunna deklaracja: - Szczerze mówiąc, gdybym dostała taką komunikację, pomyślałabym, że muszę pakować dzieci, wsiadać do samochodu i uciekać z kraju - przyznała.
Będą kolejne prowokacje Rosji? Celem jest wywołanie paniki
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski kluczowe w komunikacji RCB były dwa elementy: przekazywanie rzetelnych informacji o przebiegu operacji wojskowej oraz ostrzeżenie mieszkańców, by nie zbliżali się do miejsc upadku dronów. - Bardzo często tego typu maszyny zawierają mikroładunki wybuchowe, mogą być też pokryte toksycznymi substancjami. To są celowe pułapki, które mają zaszkodzić osobom, które przypadkiem znajdą wrak - wylicza prof. Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.
Ekspert zwraca uwagę, że kluczowym celem takich incydentów jest wywoływanie paniki w społeczeństwie. - To wszystko jest elementem dezinformacji. Odbieram dziesiątki telefonów i wiadomości: czy już się pakować, uciekać, robić zapasy? Panika jest, a dziś bardziej niż rząd, muszą ją opanować media, bo bez ich udziału państwo sobie nie poradzi. Media mają tu absolutnie kluczową rolę - podkreśla ekspert.
Dodaje, że w internecie pojawiły się kłamliwe narracje sugerujące udział w incydencie Ukrainy oraz, że kraj ten wciąga Polskę do wojny.
Jednocześnie ostrzega, że podobne sytuacje mogą się powtarzać, zwłaszcza że na Białorusi 12 września zorganizowane zostaną manewry rosyjsko-białoruskie pod kryptonimem "Zapad 2025". - Naruszenie przestrzeni Polski to nie jest przypadek. Każde takie działanie testuje nasze reakcje i prowadzi do kolejnych prób destabilizacji. Najpierw mieliśmy pojedyncze drony, teraz zmasowany atak. W przyszłości mogą pojawić się inne formy prowokacji, na kierunku wschodnim, i nie można ich wykluczyć - podsumowuje Boćkowski.
Czytaj także: Poradnik MON. Punkt ósmy wywoła uśmiech politowania
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski