Tak wygląda praca kontrolera biletów. Nie jest łatwo!

Ile razy byliśmy świadkami lub słyszeliśmy historię o ucieczkach pasażerów podczas kontroli biletów, o braku szacunku dla kontrolerów, a nawet o aktach agresji wobec nich? Często zapominamy, że to co robią to tylko część ich życia – praca.

Tak wygląda praca kontrolera biletów. Nie jest łatwo!
Źródło zdjęć: © WP.PL

10.10.2014 | aktual.: 11.10.2014 12:48

Od 6 października w środkach komunikacji miejskiej uśmiechają się do nas przyjazne twarze z plakatów. Podchodząc bliżej możemy wyczytać, że to kontrolerzy biletów, potocznie zwani kanarami. Na plakatach, oprócz postaci w uniformie i z plakietką na szyi, widnieją zdjęcia z ich życia prywatnego. Jedni grają z dziećmi w piłkę, inni tulą zwierzęta lub łowią ryby. Duży napis informuje „Pracuję jako kontroler biletów”. Zarząd Transportu Miejskiego rozpoczął akcję, która zakłada ocieplenie wizerunku tej profesji. Przez kolejne cztery tygodnie będziemy mogli poznać w ten sposób historię kilku osób wykonujących ten, jak sami mówią, trudny i stresujący zawód. Kampania ma na celu podniesienie zaufania społecznego, ale i zminimalizowanie ataków agresji w stosunku do kontrolerów.

ZTM podaje bowiem, że tylko w 2014 roku kontrolerów zaatakowano 44 razy. Byli oni m.in. uderzani pięścią w twarz, doznawali złamań palców u rąk oraz urazów rąk i nóg. Najpoważniejszy atak agresji miał miejsce w maju tego roku, kiedy pasażer odgryzł kontrolerowi część ucha. Dla porównania - w 2013 roku odnotowano tylko dziewięć ataków na kontrolerów.

- "Miałem taki przypadek, że pasażer nie chciał pokazać biletu i wyciągnął nóż. Innym razem, jakaś nastolatka zaproponowała seks w zamian za to, że nie wypiszę mandatu. Jestem uczciwym kanarem i pracuję już 15 lat w różnych firmach, ale w tym samym fachu. Zaręczam, że w większości przypadków kontroler jest zmuszony wezwać policję lub straż, czy się po prostu bronić. Jeśli pasażer ma bilet, to przecież kontroler nie ma powodu reagować, nie ma wtedy po prostu sprawy" - pisze na forum Mirek, kontroler z Warszawy.

Takich zdarzeń jest zdecydowanie więcej:

- "Ja przez ponad dziesięć lat pracy miałem tylko jedną niebezpieczną sytuację. Ale innym się zdarza. Wyłamane palce, złamany obojczyk, głowa rozbita kamieniem, uraz szyi spowodowany atakiem nożem do tapet. Dwa centymetry dalej i doszłoby do tragedii. Innym razem kontroler został pogryziony przez czarnoskórego mężczyznę zarażonego wirusem HIV. Gościa pojmali i przekazali policji... dresiarze. Teraz jest trochę lepiej, bo mamy status funkcjonariuszy publicznych i ludzie mają tego świadomość" - pisze w serwisie interia.pl kontroler Maciej.

- Kiedy kilkukrotnie zostałam obrażona i poniżona przez pasażerów jadących na gapę, chciałam zrezygnować. Czasami naprawdę bałam się o swoje zdrowie. Miarka się przebrała, kiedy kontrolowany przeze mnie pasażer, odepchnął mnie z całej siły i uciekł. On zniknął, a ja przewróciłam się i uderzyłam głową o ziemię. Mimo tłumu gapiów na przystanku, nie było nikogo, kto pomógł by mi się podnieść. Na szczęście skończyło się tylko na kilku siniakach i zniszczonej kurtce, ale wtedy właśnie stwierdziłam, że to nie dla mnie i zrezygnowałam - powiedziała WP.PL Sylwia, była kontrolerka z Warszawy.

W środkach komunikacji miejskiej obserwuje się również osoby, które próbują wykręcić się od płacenia za przejazd. W sieci można znaleźć strony z poradami jak oszukać kanara. Jednym z nich jest metoda na „wędkarza”. Polega ona na tym, że osoba bez biletu stoi przy automacie i wrzuca kolejno monety (zazwyczaj 10 groszówki)aż do momentu kiedy dojedzie do celu. Wtedy wciska przycisk „Zwrot monet”, odzyskuje całą kwotę i wysiada. Sytuacja jest uciążliwa, zwłaszcza dla osób które naprawdę chcą w automacie zakupić bilet. Spotyka się też próby oszustw, np. woskowanie biletów. Po skasowaniu, ściera się warstwę wosku i korzysta z niego ponownie.

Wśród sposobów "na kanara" króluje jednak tłumaczenie i wymyślanie wzruszających ale i niestworzonych historii. A często zamiast rozmowy, pasażerowie jadący na gapę rzucają się po prostu do ucieczki.

- "Zastanawiam się dlaczego inaczej odbierany jest kontroler w autobusie czy tramwaju, a inaczej w pociągu. Tam rzadko zdarzają się takie sytuacje. Może dlatego, że ta kontrola odbywa się zawsze i każdy jest na to przygotowany?" - pyta na forum Andrzej, pracujący jako kontroler od sześciu lat.

Kontroler biletów należy do najbardziej znienawidzonych zawodów obok pracownika straży miejskiej czy komornika. Większości kojarzy się z niewykształconym, agresywnym i niekulturalnym osiłkiem. A choć, w wymaganiach na to stanowisko nie potrzeba wyższego wykształcenia, to jednak większość kanarów je posiada. W dodatku chętni do pracy w tym zawodzie, muszą przejść badania psychologiczne i zdać dwa egzaminy.

Praca na stanowisku kontrolera biletów to tylko jedno z moich zajęć. Jednocześnie robię doktorat na AON-ie z bezpieczeństwa narodowego i prowadzę zajęcia dla studentów – mówi Eliza, uczestniczka projektu ZTM.

Praca kanara, choć nie zawsze przyjemna, może być bardzo dochodowa. Wystarczy być dobrze wyszkolonym i znać przepisy. Zarabia się tu na prowizji od wypisanych mandatów. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że można zarobić nawet do 5-6 tys. zł na miesiąc.

W pierwszym półroczu tego roku inspektorzy wystawili ponad 100 tys. mandatów. Według wyliczeń ZTM w ciągu tych sześciu miesięcy gapowicze nie kupili biletów wartych aż 20 mln zł.

Tracimy na tym wszyscy, również, a może przede wszystkim ci pasażerowie, którzy uczciwie codziennie płacą za bilet - mówi w wywiadzie dla iZTM, Grzegorz Dziemieszczyk.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (90)