Szczyt państw Układu Warszawskiego 5 grudnia 1980 r. Omal nie doszło do interwencji wojskowej w Polsce
Na początku grudnia 1980 r. ZSRR zastanawiał się, czy nie należy rozwiązać kwestii "Solidarności" za pomocą interwencji zbrojnej. Ostatecznie jednak wycofano się z tego pomysłu. Prof. Antoni Dudek sugeruje, że główną przyczyną był strach przed reakcją USA - pisze Robert Jurszo, Wirtualna Polska.
Późną jesienią 1980 r. atmosfera polityczna w bloku wschodnim gęstniała. Kilka miesięcy wcześniej, w wyniku tzw. porozumień sierpniowych, w Polsce powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy ''Solidarność''. Twardogłowi komuniści we wszystkich demoludach zinterpretowali to wydarzenie w sposób jednoznaczny – jako ''pełzającą kontrrewolucję''. Lękano się, że od jej ognia zajmą się strzechy w kolejnych ''demokracjach ludowych''. A to groziło dezintegracją całego bloku wschodniego.
''Sojuz-80''
- Takiego scenariusza w szczególności obawiały się najmniej stabilne reżimy bloku komunistycznego: Czechosłowacja i NRD. To właśnie z Pragi i z Berlina płynęły do Moskwy najbardziej zdecydowane wezwania do reakcji na to, co dzieje się w Polsce. Erich Honecker, przywódca Niemiec Wschodnich, obstawał przy pomyśle interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego w PRL – mówi w rozmowie z WP prof. Andrzej Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Dla ZSRR stało się jasne, że konieczna jest szybka reakcja. Leonid Breżniew, I Sekretarz KPZR, na 5 grudnia wezwał przedstawicieli państw Układu Warszawskiego na spotkanie do Moskwy. Podczas szczytu omawiano scenariusz lansowany przez NRD i Czechosłowację – wkroczenie wojsk celem ''stabilizacji'' sytuacji w Polsce.
Ponadto, na 4 grudnia zaplanowano manewry wojskowe o nazwie ''Sojuz-80'', do których jednak nie zaproszono Polaków. Zakładano, że część ćwiczeń zostanie przeprowadzona na terytorium PRL, czemu ostro sprzeciwiała się polska strona. Radziecki marszałek Nikołaj Ogarkow zapytany przez Sztab Generalny Ludowego Wojska Polskiego o to, dlaczego w manewry nie angażuje się Polaków odpowiedział wymijająco, że ''polskie wojsko ma pozostać w koszarach''. Biorąc pod uwagę sytuację polityczną w kraju, uznano to za wiszącą nad PRL niczym miecz Damoklesa groźbę sowieckiej interwencji. Oficerowie Sztabu Generalnego ćwiczenia ''Sojuz-80'' z przekąsem nazywali ''SĄ JUŻ''.
- Wśród wojskowych i członków PZPR panowało dość powszechne przekonanie, że manewry są wstępem do inwazji na Polskę. Moim zdaniem początek grudnia 1980 r. był momentem, w którym ZSRR jeszcze całkowicie serio rozpatrywał taki scenariusz – opowiada prof. Dudek.
Plan Kani
Atmosfera rozmów w Moskwie była więc napięta. Stanowisko najważniejszej postaci polskiej delegacji – I Sekretarza KC PZPR Stanisława Kani – było następujące: rozwiązać ''problem'' ''Solidarności'' środkami politycznymi, a nie militarnymi. Pod tym eufemizmem krył się plan wewnętrznego rozbicia związku zawodowego.
Kania chciał to zrobić dwutorowo. Z jednej strony przewidywał wykorzystanie środków propagandowych, które pokazywałyby dwa oblicza ''Solidarności'': jedno ''dobre'', tj. robotnicze, i drugie – ''złe'', bo antysocjalistyczne i wrogie PRL. Z drugiej strony, tę akcję miało wesprzeć blisko 1800 agentów bezpieki ulokowanych w strukturach ''Solidarności''. Ich zadaniem było podsycanie wewnętrznych konfliktów w łonie związku. Wszystko to miało ostatecznie doprowadzić do całkowitego paraliżu ruchu i – w konsekwencji – do jego rozpadu.
Ten plan popierał również gen. Wojciech Jaruzelski. Co prawda, na spotkaniu w Moskwie przedstawił założenia wprowadzenia stanu wojennego, ale tylko jako opcji awaryjnej, gdyby koncept Kani okazał się być niewypałem. W skład delegacji wchodzili też twardogłowi partyjniacy – w tym Tadeusz Grabski, Stefan Olszowski i Stanisław Kociołek - którzy optowali za rozwiązaniem siłowym. Jednak popierała ich zaledwie 1/3 członków PZPR, więc nie mieli siły przebicia. Ale ostateczna decyzja nie należała przecież do Polski, ale do ZSRR. Dlaczego więc do inwazja nie stała się faktem?
- Jeśli w ogóle do interwencji w Polsce miałoby dojść, to Kremlowi zależało na tym, by stało się to na prośbę polskich władz. A przy postawie większości delegacji PRL było to po prostu niemożliwe – tłumaczy prof. Dudek. - Potrzebna byłaby więc zmiana w kierownictwie polskiej partii na ludzi przychylnych inwazji. To wymagałoby zakulisowych zabiegów - podobnych do tych, które miały miejsce na Węgrzech w 1956 r. i w Czechosłowacji podczas Praskiej Wiosny w 1968 r. A te – patrząc z perspektywy międzynarodowej - byłyby dla ZSRR po prostu kompromitujące – wyjaśnia historyk.
- I jeszcze jedna rzecz była ważna: dla Sowietów ''Solidarność'' nie podejmowała póki co działań, które wprost uderzały w ich interesy geopolityczne w tej części Europy. Mam tu na myśli przede wszystkim bezpieczeństwo linii zaopatrzeniowo-komunikacyjnych między ZSRR a NRD, które przecież przebiegały przez Polskę, obecność PRL w Układzie Warszawskim oraz spokój wokół sowieckich baz wojskowych w Polsce – mówi prof. Dudek.
Obsesja Breżniewa
Jednak to nie argumenty polskiej delegacji przekonały wierchuszkę ZSRR. Kluczowa była postawa Stanów Zjednoczonych, które jednoznacznie negatywnie zapatrywały się na powtórkę scenariusza czechosłowackiego z 1968 r. Jako pierwszy dał temu wyraz ustępujący w tamtym czasie ze stanowiska prezydent Carter. W liście do Breżniewa – napisanym z powodu organizacji wspomnianych manewrów ''Sojuz-80'' – twardo zaznaczył, że jakakolwiek interwencja wojskowa w Polsce skończy się radykalnym ochłodzeniem relacji na linii USA-ZSRR. Ale dużo większy strach w kremlowskich włodarzach wzbudzał nowy gospodarz Białego Domu, który wkrótce miał objąć stanowisko – Ronald Reagan.
- To moja hipoteza, ale jestem zdania, że naprawdę się go bali. Uchodził bowiem – i całkowicie słusznie – za najbardziej antykomunistycznego prezydenta w powojennej historii USA. Breżniew obawiał się, że Reagan szuka pretekstu do rozpętania III wojny światowej. To było rozumowanie paranoiczne, bo z pewnością nowy prezydent o tym nie myślał, ale Breżniew wziął swoje lęki za rzeczywistość. Być może właśnie dlatego interwencji w Polsce nie było – mówi prof. Dudek.
Decyzja ZSRR zawiodła władze Czechosłowacji i NRD. Szczególnie rozczarowany był Honecker. Co prawda szybko odstąpił od retoryki interwencji, ale w kolejnych miesiącach domagał się nacisków na ''polskich towarzyszy'', by zrobili porządek w swoim kraju.
Pozostaje jeszcze pytanie o to, czy efekty spotkania z 5 grudnia 1980 r. oznaczały w praktyce koniec doktryny Breżniewa? Zakładała ona możliwość inwazji na państwo socjalistycznej wspólnoty, gdyby realizowały się w nim przemiany sprzeczne z linią kremlowską.
- Ja bym tak tego nie nazwał. To był raczej początek jej końca, a nie jej koniec. Zaczęto się z niej powoli wycofywać, ale nieoficjalnie, bez otwartej deklaracji. Zdobyto się na nią dopiero w 1989 r. - mówi prof. Dudek.