PolskaProf. Gross o pogromie kieleckim

Prof. Gross o pogromie kieleckim

Prof. Jan Tomasz Gross uważa, że rzeczywistym dylematem, który pogrom kielecki wnosi do historii Polski, jest to, jak wytłumaczyć, że rok po horrorze Zagłady, ludzie w Polsce gotowi byli brać się do mordowania Żydów.

Prof. Gross o pogromie kieleckim
Źródło zdjęć: © PAP

04.07.2006 | aktual.: 04.07.2006 19:23

Wykładu Grossa słuchały setki ludzi, zgromadzonych w krakowskiej Synagodze Kupa - miejscu szczególnym, bo jak przypomniał dyrektor Festiwalu Kultury Żydowskiej Janusz Makuch, była ona świadkiem innego pogromu - w Krakowie, w sierpniu 1945 roku.

Według Grossa Żydzi, którzy przeżyli wojnę, "budzili przerażenie jako powracający zza grobu prawowici właściciele, sposobem lub przemocą przywłaszczonych dóbr" i jako "zepchnięty w podświadomość, a przez to jeszcze bardziej dręczący, symbol popełnionego grzechu".

Nic dziwnego, że po wojnie agresja na Żyda - wyobrażonego jako ubek i wampir w jednej osobie, znalazła przyzwolenie społeczne - dodał.

Profesor mówił, że "w latach 40. w Polsce powszechnie uważano, że Żydzi uprawiają mord rytualny, to znaczy porywają i zabijają dzieci chrześcijańskie i zużywają ich krew do robienia macy". Jego zdaniem ten trudny dziś do wyobrażenia stan świadomości społecznej, podobnie jak przekonanie, że Żydzi wprowadzali komunizm, miał wpływ na bieg wydarzeń.

Charakterystycznym aspektem mordów na Żydach tego dnia była, trudno to nazwać inaczej, normalność popełnianych zbrodni. Poczynając choćby od tego, że wielotysięczny tłum aktywny w pierwszej fazie napaści składał się z ludzi najrozmaitszego autoramentu - kobiet, mężczyzn, dzieci, rodziców z dziećmi, cywilów i mundurowych - mówił o pogromie kieleckim Gross.

Przywołał historię zamordowania Reginy Fisz i jej dziecka, zastrzelonych w lesie. W zbrodni tej - jak wynika z zeznań świadków - udział brali "solidni obywatele miasta" m.in. szewc, piekarz, kapral milicji. Musimy uznać, że istniała wówczas w Polsce niepisana umowa społeczna, która pozwalała zawiesić normę "nie zabijaj" w odniesieniu do Żydów - mówił Gross.

Problemem, który przed nami stoi, kiedy się zastanawiamy nad pogromem kieleckim, to jak wytłumaczyć - używam teraz sformułowania Krystyny Kersten - "zbrodnicze zachowania zwykłych ludzi, zwykłego dnia, w zwykłym wojewódzkim mieście". Otóż wstępne ustalenia w tej materii powinny chyba brzmieć tak: "dla zwykłych ludzi", tego "zwykłego dnia" "zbrodnicze zachowania" były całkiem zwykłe - powiedział prof. Gross.

Jego zdaniem charakterystyczny był wówczas brak reakcji ze strony świadków mordów na Żydach, bowiem ludzie nie uczestniczący w zabijaniu, nawet widząc, co się dzieje, nie stawali w obronie ofiar.

"Obecni na scenie wydarzeń decydenci potracili głowy, panował chaos i dezorganizacja, ale też nikt nie był gotowy wystąpić w obronie Żydów, ani przeciwko ludności" - mówił Gross.

Tymczasem, według Grossa, "tylko elita polskiej inteligencji skamieniała z przerażenia wobec powojennej fali mordów na Żydach", czemu dawała wyraz w tekstach publikowanych w czasopismach społeczno-kulturalnych".

Historyk podkreślił, że w archiwach partyjnych, ubeckich i NKWD nie ma żadnych dowodów na to, że pogrom kielecki wybuchł na skutek prowokacji".

Prof. Gross. przypomniał, że bezpośrednio po pogromie kieleckim, od lipca do września 1946 r. uciekło z Polski w ramach emigracji Brikha, na którą władze polskie dawały ciche przyzwolenie 60 tys. 815 Żydów.

Po zakończeniu wykładu na prośbę prof. Grossa odmówiono kadisz - modlitwę za zmarłych, którą historyk zakończył słowami "na wieki wieków amen".

Gross przeprosił dziennikarzy za to, że nie będzie udzielał wywiadów, tłumacząc to "powagą sprawy" i tym, że wszystko, co miał do powiedzenia na temat pogromu kieleckiego i jego konsekwencji znalazło się w jego wystąpieniu. Także słuchacze wykładu nie zadawali pytań.

Za kilka miesięcy ma się ukazać w Polsce najnowsza książka Jana Tomasz Grossa "Strach: antysemityzm w Polsce po Auschwitz", która niedawno wyszła w USA.

Pogrom kielecki, w którym 4 lipca 1946 roku, uczestniczył wzburzony tłum, spowodowała plotka o uwięzieniu przez Żydów chrześcijańskiego chłopca i dokonaniu na nim rytualnego mordu. Z rąk cywilnych mieszkańców miasta, milicjantów i żołnierzy zginęło wówczas 39 Żydów. Organy ścigania przypisały zbrodnię dwunastu, w większości przypadkowym osobom m.in. gospodyni domowej, gońcowi, fryzjerowi, szewcowi, woźnemu i psychicznie choremu chłopakowi. W pospiesznym, pokazowym procesie, dziewięciu oskarżonych skazano na śmierć. Wyroki zostały wykonane.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (0)