26. rocznica pacyfikacji kopalni "Wujek"
16 grudnia mija 26. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni "Wujek". Od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego. Pół roku temu, po trzecim procesie, katowicki sąd po raz pierwszy wskazał winnych śmierci górników, wyrok jednak ciągle nie jest prawomocny.
Niedzielne rocznicowe uroczystości, w których wezmą udział przedstawiciele regionalnych i państwowych władz, rozpoczną się mszą św. w położonym w pobliżu kopalni kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Potem przed Krzyżem-Pomnikiem, upamiętniającym górników, odbędzie się apel poległych.
Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej "Solidarności" Jana Ludwiczaka. W niedzielny poranek 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów.
14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, wysuwając postulaty zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy "S" z całego kraju, respektowania porozumień jastrzębskich oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności "Solidarności". Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w "Manifeście", rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16- stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazem łzawiącym i świecami dymnymi.
Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Stawiali opór. Doszło do walki wręcz. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Potem do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzej Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Najmłodszy z nich miałby dziś 45 lat, najstarszy - 74. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym.
Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służby bezpieczeństwa zatrzymały osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w "Wujku". W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, powołanej w 1990 roku do badania zbrodni okresu PRL, tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. W 2004 roku sprawą zajął się Instytut Pamięci Narodowej, który uznał, że trzej prokuratorzy wojskowi celowo nie dopełnili obowiązków po to, żeby zacierać ślady. To w konsekwencji uniemożliwiało wskazanie winnych zbrodni i ich ukaranie. Proces byłych prokuratorów toczy się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie.
W maju tego roku przed katowickim sądem okręgowym zakończył się trzeci już proces b. milicjantów, oskarżonych o strzelanie do górników "Wujku" i "Manifeście Lipcowym" i - po raz pierwszy - zapadły wyroki skazujące. Dwa poprzednie orzeczenia, uniewinniające lub umarzające postępowanie wobec b. milicjantów uchylał sąd apelacyjny.
Na 11 lat więzienia skazano b. dowódcę plutonu specjalnego ZOMO Romualda Cieślaka, a 14 jego podwładnym wymierzono kary od 3 lat do 2 i pół roku. Sąd uniewinnił b. wiceszefa Komendy Wojewódzkiej MO Mariana Okrutnego, umorzył także sprawę jednego z zomowców. Cieślaka skazano za sprawstwo kierownicze zabójstwa górników; po wyroku aresztowano go. Resztę zomowców skazano za "udział w bójce z użyciem broni palnej i ze skutkiem śmiertelnym". Wyrok zaskarżyły wszystkie strony procesu, nie wiadomo jeszcze kiedy odbędzie się rozprawa apelacyjna.
Z kolei przed warszawskim sądem w kolejnym procesie odpowiada b. szef MSW Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników. W innym procesie sądzeni są byli prokuratorzy wojskowi, którzy w 1982 r. mieli utrudniać pierwsze śledztwo w sprawie pacyfikacji kopalni.
W kwietniu tego roku katowicki IPN w stan oskarżenia postawił też dziewięciu twórców stanu wojennego. Wśród nich znaleźli się generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak oraz były I sekretarz PZPR Stanisław Kania. Śledztwo w tej sprawie trwało 2,5 roku. Oskarżeni nie przyznali się do zarzutów i odmówili składania wyjaśnień.
Jaruzelski został oskarżony o zbrodnię komunistyczną, polegającą na kierowaniu "związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw", za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut wobec gen. Jaruzelskiego to podżeganie członków Rady Państwa PRL (która formalnie wprowadziła stan wojenny) do przekroczenia ich uprawnień poprzez uchwalenie w trakcie trwania sesji Sejmu PRL i wbrew Konstytucji dekretów o stanie wojennym, datowanych formalnie na 12 grudnia.