"Żniwa chaosu". Oto nowa gra Putina

Wśród rosyjskich elit trwa walka o władzę na niespotykaną dotąd skalę. W cieniu wojny Putin brutalnie rozdziera to, co zostało z Rosji, by wcielić w życie zupełnie inny model państwa. Jeszcze tego w pełni nie widzimy, ale już dostrzegalne są pewne reguły i kierunek decyzji. To nowa gra, której sens w rozmowie z Wirtualną Polską tłumaczy rosyjski politolog Aleksandr Morozow.

"Żniwa chaosu". Oto nowa gra Putina
"Żniwa chaosu". Oto nowa gra Putina
Źródło zdjęć: © Getty Images, PAP | Andrey Rudakov, ILYA PITALEV

12.03.2023 13:36

Igor Isajew, Wirtualna Polska: Przyjrzyjmy się najpierw Jewgienijowi Prigożynowi. Znamy go jako "kucharza Putina", właściciela "fabryki trolli" i Grupy Wagnera. Ponoć popadł w ostateczną niełaskę?

Aleksandr Morozow, rosyjski politolog*: W środku rosyjskich elit powstała pewna konstrukcja, która jest wynikiem wydarzeń z ostatnich trzech miesięcy - porażki militarnej, a raczej niemożności przezwyciężenia parytetu, jaki wytworzył się między wojskami rosyjskimi i ukraińskimi.

Zwróćmy jednak uwagę na kogoś innego, bo w efekcie to rząd Michaiła Miszustina stał się kluczowym graczem w polityce wewnętrznej. Pełni on najważniejszą funkcję utrzymania nie tylko gospodarki, ale i całego życia w Rosji. Co więcej, kluczowymi postaciami są w tej grze gubernatorzy. To oni zapewniają stabilność społeczną w swoich regionach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Opinia światowa nie słyszy wiele o rosyjskim premierze czy o gubernatorach, tylko o generałach i takich właśnie postaciach jak wspomniany już Prigożyn.

Kierownictwo operacji wojskowej, wojsko i kompleks wojskowo-przemysłowy, który służy wojnie - to osobny filar, który nie wpływa jednak bezpośrednio na to, co teraz dzieje się w Rosji.

Prigożyn i Kadyrow (czeczeński watażka i bliski sojusznik Putina - red.) w trakcie działań wojennych bardzo wyraźnie krytykowali generałów. Jednak w grudniu wiceszef administracji prezydenta Rosji, Siergiej Kirijenko, poleciał do Groznego pod pretekstem rozbudowy akademii sił specjalnych. Prawdziwym celem wyjazdu była rozmowa właśnie z Kadyrowem. Chodziło o ograniczenie jego działalności publicznej.

Posłuchał się?

Tak, w końcu Kadyrow zaprzestał krytyki Ministerstwa Obrony czy konkretnych dowódców wojskowych. Z kolei Prigożyn nie tylko nie zrobił tego samego, ale z jeszcze większym zapałem kontynuował krytykę. Ostatnio zaatakował swierdłowskiego gubernatora Siergieja Kujwaszewa, bo ten miał "niewłaściwie" potraktować Grupę Wagnera.

Moim zdaniem Prigożyn cieszy się wielką sympatią Putina, niewątpliwie jest wcielony w jakiś plan Kremla. Putin celowo tworzy coś w rodzaju opriczniny (system terroru cara Iwana IV Groźnego, dokonywany przez podległych mu gwardzistów - opriczników - i skierowany przeciwko krytykującej go części elit - red.).

Putin jest dobrze chroniony, ma zarówno Federalną Służbę Ochrony (FSO), jak i wszelkie niezbędne wsparcie FSB i sił specjalnych. Nie potrzebuje Prigożyna, by i ten go ochraniał. Nie o to tu chodzi.

Prigożyn jest potrzebny do straszenia innych?

Tak, bo Prigożyn uderza w rząd, gubernatorów, politykę regionalną i bardzo boleśnie atakuje Ministerstwo Obrony. Niedługo jednak, moim zdaniem, Prigożyn zostanie poproszony o kierowanie i rozwijanie Grupy Wagnera, ale już po cichu. Będzie musiał powstrzymać się od publicznej krytyki.

Opricznina Putina. Opcja totalna

A po co Putinowi opricznina?

Putin radykalnie tworzy nowy projekt państwa, bardzo głęboko je zmienia. Wojna, którą rozpętał, jest dla niego narzędziem do wcielenia korekt w konstytucji z 2020 r., opcją totalną, bo oznacza ostateczną kontrolę. Jeszcze tego w pełni nie widzimy, ale już dostrzegalne są pewne ruchy i kierunek decyzji.

Restrukturyzacja państwa w modelu Putina jest zawsze rodzajem "konkursu" wśród elit. Kreml prosi o przedstawienie dużych projektów, dlatego w warunkach wojny rosną wpływy Siergieja Kirijenki czy proputinowskich biznesmenów Kowalczuków - cywilnych operatorów tej wojny. Odpowiadają za wszelkie działania na terenach okupowanych, koordynują tam administrację cywilną, mianują nowych zarządców.

Siergiej Kirijenko mógł uniknąć tej roli, jak zrobił to np. wiceszef administracji prezydenta Dmitrij Kozak. Ten - choć pozostał na stanowisku - zupełnie zniknął z radarów i nie chce brać udziału w kampanii wojskowej przeciwko Ukrainie.

Kirijenko opowiada się po stronie dzisiejszej polityki Putina bardzo stanowczo. To samo robi też Prigożyn i niektórzy gubernatorzy, w tym ci z regionów przygranicznych, demonstrując Putinowi, że najlepiej poradzą sobie ze wszystkimi kwestiami związanymi ze "stanem wyjątkowym" - mobilizacją czy ochroną socjalną uczestników kampanii wojskowej.

Prigożyn ma ogromny apetyt. Chce zająć sobą całość przestrzeni politycznej. Chce, aby jego Grupa Wagnera została włączona do nowego państwa, aby odegrać znaczącą rolę w nowym systemie władzy Putina. Może mu się to udać.

Nowa Rosja. Druga twarz

Stąd być może publiczne poparcie dla Prigożyna już nie tylko ze strony Kadyrowa. Ostatnio zadeklarował je także Siergiej Aksionow, "szef" anektowanego Krymu, który ma być ważną "perłą" nowego systemu. Ale jaki to będzie system? O ile rozumiem, nie jest to nowa Korea Północna, ale też nie stara Rosja.

To nie jest stara Rosja, to rodzaj państwa "północnej Eurazji". To znaczy państwa, w którym następuje spowodowane wojną zerwanie z Europą. Cała rosyjska działalność gospodarcza zostaje przekierowana na Azję. Druga twarz tej "Eurazji" polega na tym, że ostatecznie zwycięży sposób zarządzania, jak dzieje się to przy stanie wyjątkowym. To jest taka personalistyczna dyktatura, która ostatecznie przybrała kształt eurazjatyckiej.

Takie państwo funkcjonuje w permanentnym militarnym stanie wyjątkowym. Wszystkie przyjęte na początku tej rozgrywki formy represji mają nigdy nie zostać zniesione. Wojna w dużym stopniu zmienia także pozostałości instytucji państwowych.

Finalnie zmieni się charakter wyborów, bo nie ma już partii ani organizacji społecznych w takim sensie, w jakim dotychczas działały nawet w Rosji. Wszystko to musi wreszcie zostać zintegrowane w modelu, który nie zachowuje żadnych europejskich cech charakterystycznych dla nowoczesnych demokracji.

Wkrótce resztki tzw. autorytaryzmu wyborczego (autorytaryzm, który w swoich działaniach powołuje się na legitymację "woli wyrażonej w wyborach" - nawet sfałszowanych - red.) zostaną zniszczone. W tym kierunku zmierza Kreml, ale ostateczne kontury wciąż są, powiedziałbym, jeszcze niejasne.

Z najnowszych doniesień wynika, że administracja prezydenta Putina przygotowuje się do wyborów w 2024 roku. Dlaczego, skoro nie ma już "autorytaryzmu wyborczego"?

Na pewno one się odbędą, to bez wątpienia. Jaka będzie ich logika? Lider nie może wygrać tylko kosztem swojej biurokracji, która zapewnia mu niezbędny procent, bo wtedy to biurokracja będzie z tego publicznie dumna. Przywódca musi pokazać swojej biurokracji poparcie społeczne.

Oczywiście, jest ono zorganizowane, ale sam Putin zawsze publicznie przeciwstawia się tym "złym biurokratom". Krytykuje ich za to, że "nie wykonują dobrze swojej pracy", a to on, Putin, zadba o wszystko. To on ma być ulubieńcem ludu.

Putin nie potrzebuje prawdziwej legitymizacji przed Zachodem, prawdziwego poparcia Rosjan. Putin przede wszystkim potrzebuje legitymizacji, którą uznają urzędnicy. Każdy z biurokratów musi wiedzieć, że nikt nie może próbować z nim walczyć o te 75 proc. rzekomego poparcia. Nie można grać przeciwko Putinowi.

W tym celu właśnie odbędą się wybory prezydenckie, do których oczywiście władza odpowiednio się przygotuje.

Ci najbliżej Putina

Pracował pan kiedyś dla Fundacji Efektywnej Polityki, która de facto była architektem polityki Kremla i Putina. Czy pan rozumie, kto jest teraz w bliskim kręgu Putina?

W tym kręgu nadal znajdują się takie osoby jak szef administracji prezydenta Anton Wajno, a także szef Federalnej Służby Ochrony Dmitrij Koczniew i pewnie również jego zastępca. Myślę, że w tym gronie nadal są Kowalczucy, z którymi Władimir Putin przyjaźnie się komunikuje. Z rządu wchodzi Siergiej Szojgu.

Jest jeszcze kilka innych osób, o których nie wiemy. Zwykle są to starzy przyjaciele z młodości, którzy nie zajmują wysokich stanowisk, ale są bardzo oddani. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że bywają wśród nich ludzie niezwykle inteligentni.

Szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow powiedział ostatnio, że coraz więcej ludzi na wysokich stanowiskach z Moskwy chce komunikacji i współpracy z Kijowem. To propaganda głównego oficera wywiadu Ukrainy czy jednak informacja bliska prawdy?

Już teraz wyraźnie widać po wypowiedziach różnych osób publicznych, że w elicie politycznej rosną na sile takie nastroje. Sprowadza się to wszystko do tego, że ktoś musi wyznaczyć i ogłosić koniec wojny.

Putin wprowadził nową formułę: "wojna nie ma końca, przyzwyczajmy się do wojny, bo ta będzie wieczna". Po jej pierwszym roku widzimy, że cała elita, ludzie w rządzie i aparacie gubernatorów, wszyscy oni zadają sobie pytanie: kiedy to się wreszcie skończy?

Nawet w rosyjskich mediach pojawiają się sporadycznie publikacje o potrzebie rozejmu. Mówią to ludzie w jakiś sposób związani z Kremlem. Fiodor Łukianow, redaktor naczelny prokremlowskiego magazynu "Rosja w globalnej polityce", nagle pisze, że sytuacja w Rosji nie powinna się zmieniać ani w górę, ani w dół, ale "w bok"**.

To jakiś eufemizm oznaczający potrzebę zakończenia wojny. Odzwierciedla zamieszanie w rosyjskiej klasie politycznej. W końcu w Rosji nie ma niezależnej prasy - bez względu na to, jaki głos wybrzmi, od razu jest postrzegany jako należący do jakiejś grupy. Tak myśli zarówno administracja gubernatorów, jak i administracja prezydenta. Jest to ważne, ponieważ taki głos staje się czynnikiem polityki.

Nie mam wątpliwości, że jeśli w ciągu najbliższych trzech-czterech miesięcy nie nastąpią poważne zmiany na polu walki, to pojawią się nowe ruchy. Część przedstawicieli rosyjskiej elity biznesowej będzie aktywniej niż obecnie to robi poszukiwać kontaktów i komunikacji - i to nawet w pierwszej kolejności nie z Ukrainą i ukraińskimi przywódcami, ale z Turcją, Francją, USA.

Jeszcze czekają?

Teraz wszyscy czekają na przyjazd Xi Jinpinga do Moskwy, który nastąpi pod koniec marca. Na Kremlu chiński "plan pokojowy" był odebrany jako wsparcie dla Rosji, choć w rzeczywistości trudno go interpretować jako wsparcie bezpośrednie.

Moskiewska elita czeka na to, jak zakończy się spotkanie Putina z Xi. Jeśli Putin powie przewodniczącemu Xi to samo, co mówi w telewizji (zdarzyło się to w przypadku prezydenta Francji Macrona), to jest to bardzo zła wiadomość dla rosyjskich elit. Oznaczać to będzie, że Chiny nie staną się kluczową siłą przy wyjściu z całej tej sytuacji, a elity muszą nadal szukać innych rozwiązań.

Kim jest ten biznes, który czeka na sygnał z całego świata - od Xi po Waszyngton?

To są branże, które tuż przed wojną na pełną skalę, nawet pod sankcjami, nadal aktywnie działały na światowych rynkach. To oczywiście cała branża cyfrowa, ale także ta związana z górnictwem i obróbką metali.

Teraz wszyscy, którzy pracują na rynkach zagranicznych, są zmuszeni przyklejać "podwójne" etykiety. Żyją w oczekiwaniu na wtórne sankcje, wokół których toczy się walka. Kwestia sankcji osobistych i wtórnych jest dla nich najważniejsza. Więc wszystkie te branże eksportowe są zainteresowane rozejmem.

Plan wziął w łeb. Po chaosie czas decyzji

Mówi pan, że w rosyjskiej przestrzeni medialnej nic nie dzieje się "tak po prostu". Widać swoisty rozkwit krytyki - do tego stopnia, że już wymieniane są nazwiska tych, którzy mają być odpowiedzialni za niepowodzenia militarne.

Nad tym jest jednak jakiś wysoki patronat. W przeciwnym razie wszyscy zostaliby natychmiast rozerwani na strzępy.

Dla przykładu, istnieje bardzo aktywna linia agencji FAN (Federalna Agencja Wiadomości - red.) Prigożyna. Kompromitują Ministerstwo Obrony, a ministerstwo odpowiada poprzez swoje służby PR i media, aktywnie kompromitując zwolenników Prigożyna. Tak to działa.

Czy ma to wpływ na Putina i jego najbliższe otoczenie?

Większość osób znających nastroje na Kremlu uważa teraz, że maszyna państwowa nie może działać w takim chaosie. No bo nie może funkcjonować to tak, że ktoś jest bity młotem w jednym pokoju, w drugim kącie parlamentarzysta gumkuje słowa "obcego pochodzenia", a reszta nagrywa filmiki ukazujące, jak oszukiwani są poborowi.

Myślę, że ten chaos jest wbudowany w dzisiejszy wewnętrzny model zarządzania Putina. Nikt go nie porządkuje tak jak robiono to wcześniej. Poszczególne osoby działają na własne ryzyko, wierząc, że rozumieją wolę współczesnego "cara".

Wcześniej Putin był postrzegany jako arbiter, który wszystko obserwuje i dopiero wtedy podejmuje decyzję. A teraz chaos tylko rośnie.

Putin nie jest już arbitrem, nie. Zajął inne stanowisko.

Wodza?

Powiedziałbym, że on jest wojskowym przywódcą ludu.

Z punktu widzenia tej roli, ten szum i chaos przestały mieć znaczenie - w przeciwieństwie do Rosji Putina w wersji z 23 lutego 2022 r.?

Całkowita racja. Mechanizm jest taki, że teraz do Putina dochodzą meldunki, że tam jest bałagan, tu jest okropnie, tu jeszcze gorzej, tu uwaga, bo mamy awanturę i tak dalej.

Patrzy na to spokojnie. Dlaczego? Ponieważ jego głównym celem jest to, aby jesienią, kiedy całe to "żniwo chaosu" wyrośnie, ujawnili się w nim ludzie, do których ponownie się zwróci: "Kim są prawdziwi patrioci, którzy będą ze mną do końca?". A oni będą musieli dokonać wyboru. Jeśli nie staną za nim, to w jednej chwili stracą swoje bonusy, które udało im się otrzymać.

Teraz, w ciągu sześciu miesięcy, całe to "żniwo" - Prigożyn i inni, którzy chcą nowego rozdania aktywów - muszą się zdeklarować. Powiedzieć: tak, jesteśmy gotowi walczyć z tobą do końca.

W tym sensie nie należy spodziewać się rozłamu w elitach, ponieważ nowa gra, jaką prowadzi Putin, powinna doprowadzić do powstania wokół niego nowej grupy patriotycznej.

Ale to wciąż ryzykowna gra. Rosja Putina dotychczas bała się chaosu. Jakie są zagrożenia?

Pierwsze duże ryzyko wiąże się z nieprzewidywalnymi konsekwencjami poważnej klęski taktycznej na polu walki, która zostanie dostrzeżona przez społeczność międzynarodową. Tak, Putin pokazał, że może bez większej straty politycznej wycofać się na przykład z Chersonia. Możemy jednak wyobrazić sobie taką taktyczną porażkę, która będzie bardzo trudna - bo będzie rozgłos, nawet jeśli będzie chodziło o stosunkowo niewielkie terytorium.

Drugie ryzyko to zmiana stanowisk krajów. Kiedy Turcja sprzeciwiała się wejściu Szwecji do NATO, Kreml uważał ją za sojusznika, ale teraz już jest inaczej. Teraz Kreml stawia na Indie i Chiny oraz trzyma się krajów Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji. Załamanie tego wsparcia, w tym ze strony Chin, radykalnie wpłynie na sytuację.

Trzecie ryzyko to nagłe otwarcie drugiego frontu, bo nie tylko w Ukrainie musi dochodzić do działań zbrojnych czy ich eskalacji. Będzie to miało bardzo silny wpływ, ponieważ ani ludność, ani elita Rosji nie zorientują się, co ma być dalej. Ludzie zrozumieją wtedy, że prowadzona w Rosji polityka znacznie przekracza jej możliwości.

Igor Isajew dla Wirtualnej Polski

Czytaj też:

*Aleksandr Morozow - filozof, pracownik naukowy Akademickiego Centrum Studiów Rosyjskich im. Niemcowa na Uniwersytecie Karola w Pradze.

**Fiodor Łukianow, redaktor naczelny prokremlowskiego magazynu "Rosja w globalnej polityce", ocenia, że: - Nadal nie możemy jednoznacznie powiedzieć, czy to, co dzieje się z Rosją, jest ruchem w górę czy w dół w polityce światowej. W rzeczywistości możliwe jest, że najlepszą opcją dla naszego kraju byłby ruch w bok, przejście od oczywistej konfrontacji do polegania na samorozwoju. Ale wygląda na to, że nikt nie pozwoli na to Rosji.