Miał być "Sztorm-33". Jest rzeź Rosjan

Już czwartego dnia Rosjanie złapali zadyszkę. W tej wojnie po stronie Rosji nie ma żadnej finezji, to jest rzeź. Niedoświadczeni żołnierze dosłownie wpadli w "maszynkę do mielenia mięsa". W desperacji oficerowie sięgnęli po klasyczne rozwiązania, wywodzące się z legendarnego rosyjskiego "walca parowego", który samą swoją masą miał zmiażdżyć Ukrainę. Śmiało powiedzieć można, że niewiele Rosjanom poszło zgodnie z planem.

Na zdjęciu po lewej Putin z ministrem obrony Szojgu, po prawej Su-30
Na zdjęciu po lewej Putin z ministrem obrony Szojgu, po prawej Su-30
Źródło zdjęć: © Getty | Contributor, Mikhail Svetlov

24.02.2023 | aktual.: 24.02.2023 10:19

Jeszcze rok temu rosyjska armia postrzegana była jako jedna z najpotężniejszych sił świata. Czar prysł, kiedy rozpoczęła wojnę w Ukrainie. Jej dotychczasowe działania można podzielić na cztery etapy, w których wyniku de facto Rosjanie coraz bardziej ograniczyli zasięg "operacji". Okazało się, że armia Rosji to wylęgarnia dyletantów, ignorantów i krętaczy. Ale zacznijmy od początku.

Rosja pośmiewiskiem. "Trzydniowa operacja"

W pierwszych dniach wojny - aż do momentu wycofania się z północnej Ukrainy - wszystko wskazywało na to, że agresorzy planują zająć całe Zadnieprze oraz obwody: kijowski, chersoński, mikołajowski, odeski. Tuż przed uderzeniem, Rosjanie zgromadzili ponad 100 batalionowych grup bojowych - łącznie ok. 200 tys. żołnierzy. Uderzyli w czterech głównych kierunkach.

Uderzenie to przeprowadzili z zachowaniem wszelkich zasad taktyki nowoczesnej wojny, próbując powtórzyć operację Sztorm-33, kiedy to radzieccy spadochroniarze zniszczyli afgańskie ośrodki władzy i zabili prezydenta Hafizullaha Amina. Podobnie wyglądała zresztą amerykańska operacja w Iraku z 2003 r., kiedy zagony pancerno-zmechanizowane w ciągu kilku dni zneutralizowały główne siły armii Saddama Husajna. Mimo tego, że Rosjanom udało się wedrzeć dość głęboko, nie powtórzyli sukcesów radzieckiego specnazu i amerykańskiej armii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Rosjanie wykorzystali najpierw niewielkie zgrupowanie specnazu, które dotarło na miejsce śmigłowcami. Ten element zadziałał modelowo. Życzyłbym żołnierzom NATO tak chirurgicznego rozpoczęcia operacji - mówi Wirtualnej Polsce Bartłomiej Kucharski, analityk Zespołu Badań i Analiz Militarnych.

- Problem pojawił się później - spadochroniarze powinni dostać wsparcie z powietrza, a także posiłki - 200 ludzi nie mogło utrzymać lotniska, a zrzut batalionu spadochroniarzy z 76. Dywizji Moskwa wstrzymano. Od momentu podjęcia decyzji o tym, że specnazowcy mają sami utrzymać lotnisko w Hostomelu, walka zaczęła przypominać po stronie ukraińskiej festyn ludowy "kto zlikwiduje więcej Rosjan" - ocenia Kucharski.

Kreml zaplanował krótką akcję. Rosyjskie brygadowe grupy bojowe, które ruszyły na Ukrainę, dostały zapasy amunicji i paliwa - wraz z kolumnami przemieszczały się czołgi, transportery opancerzone i artyleria samobieżna. Na licznych nagraniach i zdjęciach nie było jednak widać rozwiniętych kolumn logistycznych na tyłach. Te zaczęto rozwijać dopiero trzeciego dnia, gdy okazało się, że czołgi stanęły. W tym momencie wiadomym było, że plan wziął w łeb.

Wojna w Ukrainie. Faza I
Wojna w Ukrainie. Faza I© Wirtualna Polska

- Powodów niepowodzenia było tak wiele, że z perspektywy czasu należałoby uznać, że cudem byłoby, gdyby Rosjanom się udało - wskazuje Tomasz Jędruchów, korespondent TVP, który mieszka w Ukrainie od 2021 r. i na miejscu obserwował rosyjski odwrót spod Kijowa.

Wojna w Ukrainie. Kiedy zawodzi filozofia ataku

- Po pierwsze zawiodła ta najbardziej podstawowa rzecz, czyli filozofia ataku - zapatrzeni w siebie rosyjscy dowódcy nie dopuszczali opcji innej niż ta, którą zaplanowali, czyli że ukraińska armia zostanie sparaliżowana przez strach i beznadzieję, w wyniku czego po prostu żołnierze poddadzą się. Należy też wskazać tu na swego rodzaju nonszalancję dowódców, która była bezpośrednim skutkiem niewłaściwej interpretacji posiadanych informacji wywiadowczych - dodaje nasz rozmówca.

Faktycznie, przyczyn porażki w pierwszym etapie wojny należy również szukać w tym, co działo się kilka lat wcześniej - w trakcie przygotowywania uderzenia. Wywiad wmówił decydentom i społeczeństwu, że Ukraińcy przyjmą Rosjan "jak wyzwolicieli" i sami dołączą do "obalania faszystowskiego rządu". Okazało się, że nikt nie witał agresorów kwiatami. Zresztą Ukraińcy doskonale wiedzieli, co Rosjanie planują.

Kolumna rosyjska  zmierzająca w stronę Kijowa. Zdjęcie satelitarne z 27 lutego 2022 r.
Kolumna rosyjska zmierzająca w stronę Kijowa. Zdjęcie satelitarne z 27 lutego 2022 r.© Getty | Maxar

- Najprawdopodobniej Ukraina dysponowała danymi wywiadowczymi dostarczonymi przez NATO, a zwłaszcza Amerykanów. Mieli czas na to, by się przygotować - zauważa Jakub Link-Lenczowski, wydawca internetowego czasopisma MILMAG.

- Dodatkowo Ukraińcy dysponowali rozbudowaną armią, w której służyli żołnierze prowadzący wojnę z Rosją od 2014 r. Dzięki temu znali przeciwnika i nie tracili głowy podczas regularnych walk. Ukraina posiadała i nadal posiada stosunkowo rozbudowany, wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej, który mocno przetrzebił rosyjskie lotnictwo w pierwszych dniach wojny - dodaje Link-Lenczowski.

Już czwartego dnia wojny Rosjanie złapali zadyszkę i na kilka, kilkanaście godzin musieli zatrzymać natarcie. Piątego dnia można było śmiało powiedzieć, że król jest nagi. Rosyjscy dowódcy popełniali szkolne błędy. Żołnierze wykazywali ogromne braki w wyszkoleniu. Logistyka zawiodła na niemal całej linii - zabrakło wspominanego już paliwa, a nawet amunicji. Przede wszystkim nie mieli już prowiantu. Dość szybko musieli zmienić taktykę, a wkrótce, ze względu na brak postępów i odpowiednich zapasów, wycofali się z Polesia i kijowszczyzny. Mimo porażki stwierdzili, że wszystko doskonale zostało zaplanowane i operacja idzie zgodnie z "planem".

Powrót do klasyki taktyki

Po odwrocie spod Kijowa zmienił się rosyjski głównodowodzący, a wraz z nim taktyka Rosjan. Wówczas ograniczyli się do prób zdobycia dwóch obwodów i utrzymania połączenia z Krymem. Dlatego atakowali na niewielkim terenie, próbując odgryźć choć kilka kilometrów ziemi.

Rosjanie zaczęli stosować taktykę znaną z czasów wielkiej wojny ojczyźnianej (tak w propagandowym przekazie Rosja określa II wojnę światową) i decyzji najgorszych radzieckich generałów - najpierw silne przygotowanie artyleryjskie, a następnie uderzenia na pozycje ukraińskie wojskami pancerno-zmechanizowanymi.

Wojna w Ukrainie. Faza II
Wojna w Ukrainie. Faza II© Wirtualna Polska

Kiedy te były odpierane, cały ciężar walk przejmowała artyleria. W tym czasie Rosjanie podciągali rezerwy, aby uzupełnić straty - albo uderzali w innym miejscu. Za każdym razem uderzali w ten sam sposób, licząc na inne efekty. Po kilku dniach scenariusz powtarzał się. W ten sposób w ciągu 80 dni zdobyli ok. 20 km terenu, ponosząc horrendalne straty. Czego wówczas zabrakło Rosjanom?

- To dosyć kompleksowe zagadnienie, które pokazuje, że gdy walczą dwie armie o podobnym potencjale, stabilizuje się front i dowódcy sięgają po metody znane z pierwszej i drugiej wojny światowej. Rosjanie prowadząc atak często nie dysponowali odpowiednią przewagą, żeby przełamać umocnienia ukraińskie - zauważa Link-Lenczowski.

Przyczyn tej sytuacji należy szukać w sposobie szkolenia rosyjskich żołnierzy, którzy na poligonach musieli po prostu wykonać z góry narzucony scenariusz. Zawsze "zwycięski". Oddziały wychodziły na pozycje wyjściowe i atakowały, a następnie zajmowały wyznaczoną rubież. Przeciwnik zawsze okazywać miał się słabszy.

- Jakkolwiek to nie zabrzmi, Rosjanie okazali się być Rosjanami, a Rosja Rosją. Jedną z kluczowych cech państwa i narodu rosyjskiego jest bylejakość - ocenia Kucharski. - Zapewne zabrakło inicjatywy dowódców niższych szczebli, zemściły się awanse według klucza politycznego lub koleżeńskiego. Nie bez znaczenia było też rozkradanie Rosji latami przez jej elity - wskazuje.

Szkolenie żołnierzy "na papierze"

- Najprawdopodobniej, co potwierdzają liczne nieoficjalne doniesienia, rosyjscy żołnierze w dużej mierze byli szkoleni "na papierze". Nie, że w ogóle nie przechodzili szkolenia, ale najprawdopodobniej strzelali oraz jeździli znacznie mniej, niż wskazywałyby raporty, nie mówiąc o ćwiczeniu bardziej wyrafinowanej taktyki. Nierzadko pewnie też starano się podejmować decyzje z powodów politycznych, a nie wojskowych - zauważa ekspert w rozmowie z WP.

- To wszystko, wraz z niedoborami rosyjskiej logistyki, która szybko przestała być zdolna do zapewnienia dostaw paliwa czy amunicji, przesądziło o zahamowaniu rosyjskiego ataku - podsumowuje Kucharski.

Rzeczywiście, rosyjska logistyka kolejny raz okazała się całkowicie niewydolna. Uderzenia trwały trzy-cztery dni, po czym oddziały uderzeniowe wracały na pozycje wyjściowe. Nie tylko ze względu na uporczywą obronę Ukraińców, ale także przez słabo rozwinięte linie logistyczne. Rosjanie dziennie zużywali około 60 tys. pocisków artyleryjskich. Ukraińcy zaledwie 6-7 tys., stosując amunicję precyzyjną.

Wojna w Ukrainie. Faza III
Wojna w Ukrainie. Faza III© Wirtualna Polska

- Widoczna stała się zmiana w sposobie działania Rosjan. Zwiększa się wyraźnie zakres stosowania środków artyleryjskich i dążenie do uzyskania przewagi ilościowej na - uznawanych za najważniejsze - odcinkach frontu. To nie są błyskawiczne, finezyjne w założeniu działania. To po prostu walka na wyczerpanie, czyli rzeź - mówi dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Rosyjski "walec parowy" i pancerna szpica

Pod koniec sierpnia można było zauważyć modyfikację stosowanej taktyki. Owszem, nadal prowadzono przygotowanie artyleryjskie, ale przed głównym uderzeniem piechota zmechanizowana prowadziła uderzenie sondażowe, szukając najsłabszych punktów ukraińskiej obrony. Dopiero po przetestowaniu obrońców, do uderzenia ruszała pancerna szpica.

- Skoro nie zadziałała wyrafinowana taktyka, którą Rosjanie - na ogół z miernym skutkiem, ale nie zawsze - próbowali stosować na początku wojny, oficerowie sztabowi sięgnęli po klasyczne rozwiązania, wywodzące się z legendarnego rosyjskiego "walca parowego", który samą swoją masą miał zmiażdżyć wroga - wyjaśnia Kucharski.

- Ukraińcy i tak długo wytrzymali nawałę ogniową, broniąc coraz bardziej zrujnowanych miast - jak Lisiczańsk albo Siewierodonieck. Rosjanom prawie udało się zamknąć spore ukraińskie zgrupowanie, wsparte ochotnikami z Zachodu, w tzw. kotle. Trudno mówić o jakiejś specjalnie dobrej lub złej postawie rosyjskich żołnierzy - robili to, czego wymagało od nich dowództwo, to znaczy naprzemiennie prowadzili ostrzał i nacierali. Prawdopodobnie Rosjanie ponieśli w tym okresie dość duże straty, co w warunkach miejskich było nie do uniknięcia - podkreśla ekspert.

Kolejna zmiana taktyki została wymuszona właśnie przez duże straty w pojazdach bojowych i warunki terenowe, w jakich przyszło walczyć Rosjanom. Walki w zurbanizowanym Donbasie i powolne wyczerpywanie rezerw spowodowały, że ponownie musieli dostosować sposób prowadzenia walki do zmieniających się warunków.

Wojna w Ukrainie. Faza IV
Wojna w Ukrainie. Faza IV© Wirtualna Polska

- Zmieniono podejście do kierowania "operacją specjalną". Zamiast kilku generałów kierowanych z Moskwy, postawiono na doświadczonego dowódcę, który brutalnie i bez litości miał się rozprawić z Ukraińcami. Jednak, szczęśliwie dla Kijowa, cały czas kluczową rolę odgrywa grzech pierworodny "operacji specjalnej", czyli zbyt mało sił do tego, by skutecznie opanować Ukrainę - punktuje Link-Lenczowski.

- W walkach podczas pierwszych miesięcy wykrwawiło się wiele doborowych jednostek rosyjskich, co może być stratą nie do odbudowania. Jednak rosyjscy dowódcy wyciągnęli wnioski. Została przeprowadzona mobilizacja. Media donosiły o nieprzygotowanych rekrutach miażdżonych przez ukraińskich weteranów, ale to tylko jedna strona mobilizacji - zauważa ekspert.

Wpadli w "maszynkę do mielenia mięsa"

Ostatnie miesiące to zacięta walka o rejon Bachmutu. Jest to teren podobny swoją charakterystyką do Górnego Śląska - pełen zakładów przemysłowych i kopalni, które poprzedzielane są polami, rzekami, kanałami. W dodatku Rosjanie zostali zmuszeni do wyciągnięcia z magazynów coraz starszych pojazdów. Wszystko to rzutuje na taktykę, jaką od końca 2022 r. stosują w tamtym rejonie.

Na odcinku bachmucko-sołedarskim główny ciężar walk spadł na oddziały wagnerowców, choć w rejonie znajdują się rosyjskie pułki zmechanizowane i powietrzno-desantowe. Rosjanie do boju posyłają piesze oddziały szturmowe, które, po przygotowaniu artyleryjskim, uderzają na ukraińskie pozycje. Zwykle towarzyszą im bojowe wozy piechoty. Czołgi pojawiają się dopiero po uchwyceniu rubieży i zabezpieczeniu skrzydeł. Ukraińska broń przeciwpancerna sprawia Rosjanom wiele problemów, a nie mają już za bardzo czym szastać.

- Przykład Mariupola i Bachmutu pokazuje, że trzeba naprawdę dużo zasobów i determinacji, żeby wypchnąć przeciwnika z umocnionych pozycji. Zwłaszcza w mieście. Często przy braku rozpoznania lub nowoczesnych systemów uzbrojenia, Rosjanie realizowali działania przy wykorzystaniu słabo uzbrojonych, ale licznych oddziałów. Wprawdzie ponosiły znaczne straty, jednak wyczerpywały obrońców i w końcu, przy odpowiedniej determinacji, zajmowały dany teren - mówi Link-Lenczowski.

Rosjanie zajęli zaledwie 8-10 km terenu przez pół roku. Niedoświadczeni bojownicy wpadli dosłownie w "maszynkę do mielenia mięsa". Ich straty są nieporównywalnie większe, ale nadrabiają ilością w ramach myślenia, że przecież "ludzi u nas dużo". Tym właśnie udało im się uzyskać postępy w Sołedarze i pod Kliszcziwką.

Wedle słów ukraińskich żołnierzy, wagnerowcy nadciągają falami, uderzając raz za razem, póki nie uda im się zmusić Ukraińców do wystrzelania amunicji i wycofania na kolejną linię. Mają oni stosować taktykę znaną z wielkiej wojny ojczyźnianej, kiedy Rosjanie rozgnietli przeciwnika nie taktyką i techniką, a masą. Teraz próbują tego samego. Efekt może być jednak inny.

Klęska elitarnych jednostek Rosji

Zmiany taktyki często wynikały więc u Rosjan z dużych strat. W pierwszym etapie wojny powodem była porażka strategiczna. W kolejnych zaś nagląca konieczność dostosowywania własnych sił i możliwości do ukraińskiej taktyki obronnej.

- Straty poniosło wiele oddziałów, które jeszcze przed wojną uważane były za elitarne czy po prostu ważne dla rosyjskiego systemu militarnego. Wskazać tu można chociażby duże straty wśród wojsk powietrznodesantowych, czy praktyczne zniszczenie 1. Armii Pancernej Gwardii - wylicza Kucharski.

Z każdą zmianą sposobu walki można było tylko utwierdzać się o słabości rosyjskiej szkoły wojennej. Mimo że armia Kijowa jest słabsza i mniejsza, dzięki odpowiedniej taktyce i nowoczesnemu wyposażeniu powstrzymuje agresora.

Największe zdziwienie Rosji

- Wydaje się, że można wskazać element, który najbardziej zaskoczył Rosjan: byli to Ukraińcy. Retoryka Kremla w pierwszych dniach wojny i ruchy wojsk, wskazują na przekonanie Rosjan, że Ukraińcy nie staną twardo do walki - jak to miało miejsce w początkach wojny o Donbas w 2014 r. - mówi Kucharski.

- Najwyraźniej sądzili, że tzw. Noworosja, to jest wschodnia i południowa Ukraina, niemal same wpadną im w ręce, a Kijów uda się zająć błyskawicznie - tak, jak Amerykanie zdobywali Bagdad w 2003 r. Wśród wielu błędów, jakie popełnili Rosjanie, można wskazać niedocenienie Ukraińców - dodaje Kucharski.

Zgadza się z nim Jędruchów. - Z jakiegoś powodu władze na Kremlu były przekonane, że w Ukrainie czeka ich wojska powtórka Krymu, a więc nie tylko bierni żołnierze, ale i społeczeństwo, które w najgorszym wypadku nie będzie zadowolone z nowej władzy - ocenia.

- Tymczasem w wielu zajętych miastach, jak Chersoń czy Melitopol, ludzie tygodniami stawiali czynny opór Rosjanom, wychodząc na ulice i atakując żołnierzy. Kluczowym jednak było zlekceważenie zarówno przygotowania ukraińskiej armii jak i wsparcia, jakie państwa Zachodu były gotowe udzielić ukraińskim władzom. Tutaj znów Rosjanie prawdopodobnie wierzyli w powtórkę 2014 r. i w to, że w ciągu kilku dni lub tygodni świat przejdzie nad ich agresją do porządku dziennego - wskazuje Jędruchów.

- Nie udało się rozbić jedności Zachodu. Mam wrażenie, że toczyły się też w tym kontekście zakulisowe konsultacje pomiędzy USA a Federacją Rosyjską - sugeruje Link-Lenczowski.

- Jednak żadne z tych działań nie doprowadziło do ustępstw, które pozwoliłoby Putinowi ogłosić sukces. Ukraińcy wielokrotnie zaskakiwali przeciwnika, zmuszając go do dostosowania się do nowych reguł gry. Było to możliwe dzięki dostawom zachodniej broni, której skali Rosjanie nie docenili - dodaje.

W kolejnych miesiącach można spodziewać się modyfikacji zastosowanej taktyki. Sytuacja na froncie zacznie dynamizować się wraz z poprawą pogody i pojawieniem się nowych jednostek - głównie ukraińskich. Jednak i Rosjanie nie będą czekać biernie.

- Niewątpliwie Rosjanie wyciągnęli pewne wnioski z porażek w 2022 r. i działania w 2023 r. będą prowadzone inaczej. Mogą to być ataki na wybranych kierunkach ze znacznie większą przewagą sił na konkretnych odcinkach frontu. Dodatkowo Rosjanie mają też oficerów i żołnierzy, którzy przez ostatnie 12 miesięcy wojny poznali nieco swojego przeciwnika - konstatuje Link-Lenczowski.

Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także