Tak Rosjanie "mordowali swoich". Wstrząsające relacje

- Ludzie obawiają się tego, co się zdarzy. Czy ten strach ich paraliżuje? Absolutnie nie. Kijów cały czas stara się trzymać głowę wysoko - mówi w przededniu rocznicy inwazji Rosji Patryk Michalski. Reporter Wirtualnej Polski, który tak jak rok temu w dniu ataku, również dziś jest w Kijowie. O to, jak wyglądała Ukraina w ciągu 12 miesięcy niezłomnej walki, zapytaliśmy tych, którzy dla nas ją relacjonowali na miejscu: Tatianę Kolesnychenko z WP, Zbigniewa Parafianowicza z "Dziennika Gazety Prawnej" i Pawła Reszkę z "Polityki".

Cmentarz w Charkowie
Cmentarz w Charkowie
Źródło zdjęć: © EPA, PAP
Mateusz RatajczakDawid Siedzik

Inwazja Rosji rozpoczęła się w nocy z 23 na 24 lutego lutego. W stolicy odgłosy wybuchów z przedmieść miasta było słychać już nad ranem. Wyczekiwanie Kijowa na ruch Kremla w napięciu obserwowały setki korespondentów z całego świata - w tym reporter Wirtualnej Polski Patryk Michalski. 

- Właściwie o północy, z 23 na 24 lutego, kiedy zaczynał się stan wyjątkowy, było widać trochę więcej służb na ulicach, ale otwarte były jeszcze niektóre restauracje, puby. Ludziom wydawało się, że nic złego nie będzie się działo. O północy historia przyspieszyła. Często słyszałem, że to była najdłuższa noc w życiu - mówił nasz reporter w programie "Newsroom" WP.

Kijów inny niż zawsze. "Przyjechałem i zapłakałem"

W Kijowie, w tym czasie, był też Zbigniew Parfianowicz z "DGP", który dzień poprzedzający inwazję określa "normalnym". - W tym samym tygodniu Putin uznał tzw. Doniecką i Ługańską Republikę Ludową. Zadawano sobie pytanie, czy to koniec jego show, czy może początek. Następnego dnia oglądałem jego wystąpienie na żywo i dosłownie minutę po tym zaczęły spadać pociski na Kijów - mówił.

- Ludzie opuszczali Kijów, ale to nie była chaotyczna, paniczna ucieczka. Nie było w tym zamieszania, mimo że trwało bombardowanie przedmieść Kijowa. To nie był apokaliptyczny chaos - to mnie zdziwiło. I dalej było światło, woda, internet. To był niesamowity kontrast - opowiadał Parafianowicz.

"Wszędzie unosił się trupi odór". Polacy widzieli to na własne oczy. Mija rok wojny w Ukrainie

- 24-go nie było paniki, bo jedni wierzyli, a inni nie wierzyli, że będzie wojna. Napięcie sprzed inwazji sprawiło, że ludzie byli przygotowani, że coś może się wydarzyć - dodawała Tatiana Kolesnychenko z Wirtualnej Polski, która do Kijowa dotarła kilka tygodni później.

- Przyjechaliśmy na początku kwietnia do Kijowa. To zawsze było miasto tętniące życiem, które trwa całą dobę. I kiedy przyjechaliśmy po wyzwoleniu, było zupełnie inne, puste. Wszędzie fortyfikacje i żołnierze - mówiła

Odór ciał. Bucza jako świadek brutalności Rosjan

W podobnym czasie do stolicy Ukrainy przyjechał Paweł Reszka. - Ktoś mi mówił, że jak przyjadę do Kijowa, zapłaczę. Zapłakałem. Miasto było puste. Następnego dnia byłem w Buczy, Irpieniu i zrozumiałem, co tam się stało. Zobaczyłem ludzi na ulicach, ich ciała. Pochówki tymczasowe. Trupi zapach, swąd wojny - opowiadał w WP Reszka.

- Obraz, który mi został w głowie to cywilne samochody, rozstrzelane, z prymitywnymi napisami z farby czy taśmy: "dzieci". Było ich kilkadziesiąt, każde miało swoją historię: krew, dokumenty, dziecięce zabawy. Chcieli się ratować - podkreślał reporter "Polityki", nie ukrywając swoich emocji.

- Bucza rozwiała wątpliwości, to był dowód wprost - dodawał.

W Buczy, gdzie Rosjanie w bestialski sposób dziesiątkami zabijali okolicznych mieszkańców, była też Tatiana. Towarzyszył jej Patryk Michalski i fotoreporter Maciej Stanik, którzy są autorami m.in. wstrząsającego reportażu "'Ładunek 200'. Umył narzeczoną, ubrał w ulubioną sukienkę i pochował".

- Przez tydzień towarzyszyliśmy z Patrykiem i Maciejem prokuratorom. Widzieliśmy ekshumacje cywilów, zabitych z broni palnej. Miałam dylemat, czy można w takiej sytuacji rozmawiać z ludźmi. Kiedy znów przechodzą to samo, kiedy w ogrodzie wykopywane jest ciało matki, córki. A ci ludzie chcieli mówić, chcieli donieść o tym światu - opowiadała Tatiana.

Reporterka przyznała, że obraz z Buczy był na każdym poziomie przygnębiający. - Tuż przy wjeździe do miasta było miejsce bitwy. Wówczas już była ogromna fala ludzi wracających do domów. Przystawali, robili zdjęcia przy rozbitych czołgach. Nieopodal w lesie nadal leżały szczątki rosyjskich żołnierzy: ręce, kawałki ich stóp. Porozrzucane wszędzie - mówiła Kolesnychenko.

Bucza jako początek zbrodni

O tym, że obraz z Buczy nie był wyjątkiem w wojennej układance Putina, przekonywał Parafianowicz. - Tam było czuć trupi odór, co już powoduje szok. Nasycenie śmiercią cywilów jest w tej wojnie ogromne, to jest zresztą coś, co odróżnia ją od innych. A gdy się jechało na wschód, tych Bucz było więcej. Bliżej obwodnicy Charkowa też unosił się trupi odór ciał leżących po rowach. Także rosyjskich żołnierzy - mówił.

- To, co było porażające, to fakt, że Rosjanie, niosąc "ruski mir", przegonili też Rosjan, albo ich wymordowali. Także tych etnicznych pod Charkowem. Trudno to zrozumieć. Odpowiedzieć na to mógłby tylko psychiatra - nie krył zdumienia dziennikarz "DGP"

Normalność w nienormalności. Życie pod bombami

O swoim największym szoku mówił też Paweł Reszka, zwracając uwagę na oswojenie zwykłych ludzi z wojną. - W Wułhedarze, który jest teraz szturmowany, ludzie przyzwyczaili się do wszystkiego. A to było piekło na ziemi. Przyjeżdżało się tam, żeby zbierać szczątki. Ostrzał był ciągły, więc jak ktoś stał po wodę, pocisk mógł go trafić i rozerwać. Wszędzie leżały ciała, a 200 metrów dalej pani Pola uprawiała sobie ogródek i sadziła ziemniaki. Mówiła, że spadły pociski, ziemia jest zruszona, więc nie będzie musiała kopać - relacjonował. 

- W Siewierodoniecku był bunkier atomowy, gdzie było kilkadziesiąt osób. I oni przeprowadzali wybory na przewodniczącego i wiceprzewodniczącego bunkra. Jak podziemny świat. Były wytyczone ulice, tam gdzieś za palami żyła młoda para, ktoś przyniósł babciom kwiaty - opowiadał.

Każdy ma marzenie. "Euforia w Kijowie"

A jakie jest marzenie reporterów, o czym chcieliby napisać ci, którzy widzieli okrucieństwo putinowskiej wojny? - O finale negocjacji, które kończą się pod Moskwą w wagonie, gdzie stoją ukraińskie wojska, oblegające rosyjską stolicę - powiedział z uśmiechem Parafianowicz.

- Czuć wycieńczenie wojną. Chciałabym opisać euforię w Kijowie, kiedy się ona zakończy - przyznała z nadzieją Tatiana Kolesnychenko.

Wybrane dla Ciebie