Sytuacja jest krytyczna. Erdogan wygrał wybory, ale to nie koniec
Miał być upadek "sułtana" i wielki marsz w kierunku Zachodu. Tymczasem Recep Tayyip Erdogan pokonał w wyborach Kemala Kilicdaroglu. - Okazało się, że Turcy chcą żyć mirażami o potędze, które oferuje im Erdogan. Merytoryczna krytyka proponowana przez Kilicdaroglu nie wypaliła - mówi Wirtualnej Polsce Tomasz Rydelek z Fundacji Abhaseed.
Wydawało się, że wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje na możliwą porażkę Recepa Tayyipa Erdogana. Kilkudziesięcioprocentowa inflacja, tragiczne trzęsienia ziemi na wschodzie kraju, bardzo trudna sytuacja międzynarodowa, a do tego wspólny kandydat szerokiej opozycji. Tymczasem już pierwsza tura pokazała, że Kemal Kilicdaroglu będzie miał bardzo pod górkę. W drugiej turze poniósł porażkę.
- Zaskoczyło mnie to, że Erdogan wygrywa dość pewnie. W miesiącach przed głosowaniem były komentarze, że będzie mu ciężko, że będzie musiał fałszować wybory - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Tomasz Rydelek, ekspert Fundacji Abhaseed.
Jak sam wskazuje, ze wstępnych danych wynika, że Erdogan otrzymał 700-800 tys. głosów więcej niż w 2018 roku. Prezydent wygrywał także na terenach zniszczonych przez trzęsienie ziemi, choć zdarzenie ukazało przecież liczne nieprawidłowości oraz korupcję na szczeblach władzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Opozycja zwiędła po pierwszej turze - podkreśla z kolei dr Mateusz Chudziak z Zakładu Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej SGH. - Była wielka mobilizacja. Kandydat opozycji uzyskał najlepszy wynik, od kiedy są powszechne wybory prezydenckie. Ale był jakiś zaskakujący defetyzm po stronie opozycji - dodaje.
Antysyryjski spin lidera opozycji
Kilicdaroglu przed pierwszą turą prezentował się przede wszystkim jako kandydat prozachodni. Próbował także merytorycznie punktować błędy polityki Erdogana. Pierwsza tura pokazała jednak, że to może nie wystarczyć, by wygrać.
- Okazało się, że Turcy chcą żyć mirażami o potędze, które oferuje im prezydent Erdogan. Merytoryczna krytyka proponowana przez Kilicdaroglu nie wypaliła - mówi Tomasz Rydelek.
Z tego też powodu w tygodniach przed drugą turą Kilicdaroglu postawił na emocje. A dokładniej - na antysyryjskie nastroje. W kraju przebywają miliony uchodźców ze zniszczonego wojną domową kraju. Kilicdaroglu zaczął obiecywać, że wszystkich odeśle z powrotem do Syrii.
- Prawdopodobnie ekipa Kilicdaroglu po analizie wyników pierwszej tury zorientowała się, że frekwencja była bardzo wysoka, wyniosła 87 proc. i nie było już kogo mobilizować. Nie miał nikogo nowego, by zachęcić do głosowania na niego - uważa Rydelek. W ten sposób sztab postanowił zwrócić się zarówno do wyborców Erdogana, jak i do tych, którzy w pierwszej turze głosowali na nacjonalistę Sinana Ogana.
- Bardzo źle na tym wyszli. Ostatecznie doprowadzili do sytuacji, że ci, którzy głosowali na niego w pierwszej turze, zaczęli zastanawiać się nad tym, co on w ogóle wygaduje - mówi ekspert.
Dr Chudziak wskazuje, że początkowo Kilicdaroglu stosował retorykę bardziej lewicową, próbując zdobyć poparcie Kurdów. I faktycznie, w regionach zamieszkanych przez tę mniejszość zdobywał nawet powyżej 70 proc. głosów.
- Ale chciał zawalczyć o głosy antysystemowe i skrajnie nacjonalistyczne. Znalazł się między młotem a kowadłem. Jeżeli się przyjrzeć ostatecznym rezultatom z regionów kurdyjskich, to okazuje się, że znaczna część została w domach. Strategia Kilicdaroglu była kontrskuteczna: nie zdobył głosów nacjonalistycznych, a stracił Kurdów - mówi.
Starcie z całym systemem
Rydelek podkreśla, że choć dowodów na fałszerstwa nie ma, to zdecydowanie nie były to uczciwe wybory. Chociażby ze względu na represje wobec najgroźniejszego wroga.
Erdogan wie, jak to jest być represjonowanym politykiem. W latach 90. - jako burmistrz Stambułu - uchodził za islamistę. Na jednym z wieców krzyczał: "Meczety to nasze koszary, ich kopuły to nasze hełmy, minarety to nasze bagnety, a wierzący to nasi żołnierze". Za te słowa został skazany na więzienie, choć bronił się, że jedynie recytował wiersz, który napisał poeta i socjolog Ziya Gökalp.
Recep Tayyip Erdoğan Minareler Süngü Kubbeler Miğfer Camiler Kışlamız Müminler Asker
Ponad dwadzieścia lat później Erdogan nie jest już represjonowanym burmistrzem Stambułu. Jest prezydentem, którego państwo represjonuje burmistrza Stambułu. Gdy Ekrem Imamoglu w 2019 roku pokonywał w wyborach kandydata Erdogana - Binaliego Yildirima - władze nie mogły w to uwierzyć. Komisja wyborcza nakazała powtórzenie wyborów. Imamoglu, zdenerwowany tą decyzją, nazwał członków komisji wyborczej "idiotami". Zwyciężył w powtórzonej elekcji, ale Erdogan uznał za skandaliczne obrażanie wysoko postawionych urzędników, więc sprawą zajął się sąd. - Tę sprawę wyciągnięto, gdy w sondażach wychodziło, że Imamoglu może pokonać Erdogana - przypomina Rydelek.
Oprócz tego podczas wyborów doszło do licznych incydentów. Na przykład w telewizji A Haber w materiale o wyborach pokazywano, że Erdogan zmierzy się z tajemniczym "innym kandydatem" bez twarzy.
Na jednym z wieców Erdogan pokazał także rzekomy spot wyborczy Kilicdaroglu, w którym lider opozycji otrzymuje poparcie Murata Karayilana, jednego z założycieli Partii Pracujących Kurdystanu, uważanej przez Turcję za organizację terrorystyczną. - Czy moi rodacy zagłosowaliby na to? - pytał prezydent.
Karayilan oczywiście nie popierał Kilicdaroglu, przynajmniej nie w jego spocie. Nagranie zostało zmontowane z dwóch różnych filmów. Złapany na manipulacji Erdogan stwierdził, że to nic nie zmienia, bo przecież Kurdowie wspierają jego rywala, a krótki filmik był "dowcipnym wytworem młodzieży".
Dr Chudziak wskazuje, że takie sytuacje to standard, choć skala robi się coraz większa. - To jest zjawisko coraz powszechniej spotykane w świecie. I to nie tylko w krajach półperyferyjnych, jak Turcja. Wystarczy sobie przypomnieć kampanię brexitową czy wybory w USA w 2016 roku. To problem związany z tym, jak zmienia się polityka pod wpływem nowych mediów i możliwości zapewnianych dzięki rozmaitym technologiom - mówi.
Ekspert z Zakładu Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej SGH podkreśla, że w tych wyborach raczej nie mieliśmy do czynienia z szerokim wykorzystaniem modnej w ostatnim czasie sztucznej inteligencji, czyli narzędzi takich, jak ChatGPT czy Midjourney. - Standardowe hasła o współpracy z terrorystami czy wysługiwaniu się Ameryce już wystarczają, by wystraszyć wyborców - podkreśla.
Walka z inflacją największym wyzwaniem
Teraz po wyborach dla Erdogana najważniejszym zadaniem jest opanowanie inflacji. Ta, według oficjalnych danych, w kwietniu była na poziomie 43,7 proc. To i tak spadek - w październiku ceny rosły w tempie 85 proc. Wciąż jednak siła nabywcza przeciętnego Turka spada w niesamowitym tempie. Masło jest droższe o 134 proc. w stosunku do poprzedniego roku, mięso - 188 proc., a kasza bulgur - aż o 328 proc. Tymczasem Erdogan po ogłoszeniu wyników wyborów zapowiedział utrzymanie ekspansywnej polityki, polegającej m.in. na luźnej polityce pieniężnej.
Oficjalnie Erdogan tłumaczy, że niskie stopy procentowe należy utrzymywać, gdyż islam zakazuje lichwy. Dr Chudziak uważa jednak, że stoi za tym argument bardziej "świecki". - Podniesienie stóp może doprowadzić do recesji. W Turcji kiedyś była taka sytuacja w 1994 roku, kiedy stopy wzrosły do kilkuset procent, do poziomów stratosferycznych, które wprowadziły gospodarkę w stan zlodowacenia - mówi.
- Erdogan w swojej retoryce często przywołuje te ciężkie lata 90. i straszy wyborców. On jest w tym konsekwentny. Wydaje mi się, że będzie trzymał się tej zasady, by nie podnosić stóp - przekonuje ekspert z SGH.
Zaznacza, że Turcja ma dług zagraniczny na poziomie 460 mld dolarów. By go spłacać, konieczne jest utrzymywanie liry na w miarę stabilnym poziomie. Tymczasem prawie każda wypowiedź Erdogana prowadzi do zamieszania. Prezydent zapowiedział jednak, że finansami może się wkrótce zająć osoba o międzynarodowej renomie. Eksperci wskazują, że może chodzić o byłego ministra finansów Mehmeta Şimşeka.
- To jest jedno z nazwisk, które się pojawia i wydaje mi się, że krótkofalowo to będzie pozytywne rozwiązanie. Na takim poziomie ogólnej stabilności makroekonomicznej duże znaczenie mają słowa, wizerunek i kompetentna osoba stojąca na czele ministerstwa finansów - mówi dr Chudziak. - To jest postać, która ma bardzo duże zaufanie ze strony rynków finansów. On podczas swojego poprzedniego urzędowania gasił rozmaite pożary - dodaje.
Stosunek Turcji wobec wojny z Ukrainą
W kwestii wojny z Ukrainą Turcja stoi w rozkroku. Z jednej strony pomaga Ukrainie, walczy o tzw. korytarz zbożowy, z drugiej strony poszerza relacje biznesowe z Rosją.
- Turcy dobrze się czują, balansując między obozem zachodnim a Rosją. Szczycą się, że to dzięki nim funkcjonuje umowa zbożowa. Moim zdaniem to będzie dalej balansowanie. Jeśli chodzi o większe zmiany w polityce zagranicznej, jest większa szansa na dogadanie się z Syryjczykami i normalizacja relacji - mówi Rydelek.
- Zarówno niepodległa Ukraina, jak i Rosja są dla Turcji istotne. Ja się spodziewam wsparcia wojskowego dla Ukrainy. Turcji nie spodoba się scenariusz, w którym basen Morza Czarnego będzie zdominowany przez Rosję - uważa dr Chudziak.
Jednocześnie wskazuje, że nie ma perspektyw na antagonizowanie Rosji przez Erdogana. - Nie ma szans na przyłączenie się do sankcji antyrosyjskich. Sankcje otwierają możliwość rozwoju handlu i po 24 lutego podwoiła się wymiana handlowa, a to oznacza rozwój tureckiego eksportu do Rosji i dopływ dewiz - mówi ekspert.
Dewizy są kluczowe ze względu na potężny dług zagraniczny oraz rezerwy banku centralnego, które obecnie są na ujemnym poziomie. - Jednym z ważnych źródeł dopływu dewiz jest handel z Rosją. Drugim - inwestycje rosyjskie, trzecim - turyści rosyjscy, a czwartym - zamożni Rosjanie, którzy kupują nieruchomości, częściowo mieszkają w Turcji i wydają tu pieniądze - podkreśla dr Chudziak.
- Nie ma przestrzeni do tego, by Turcja dokonała jakiejś daleko idącej zmiany - prognozuje.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: